Dziennikarze AP dotarli do szczegółów tajnej ugody władz USA z hitlerowcami, którzy po wojnie uciekli do Ameryki. Waszyngton nie chciał przeprowadzać pełnej procedury deportacyjnej, gdyż mogła się ona ciągnąć latami i nie zawsze sąd wydałby zgodę na wyrzucenie esesmana z kraju. W zamian za zrzeczenie się obywatelstwa i wyjazd z USA, władze obiecały zostawić Niemcom ich uprawnienia emerytalne.

Według AP ponad 38 z 66 wyrzuconych hitlerowców skorzystało z tej oferty. Wśród nich byli strażnicy z obozów zagłady, "lekarze" SS, czy naukowcy. Amerykańskich podatników operacja ta kosztowała miliony dolarów. Do tej pory czterech esesmanów wciąż pobiera emerytury: Martin Hartman, zamieszkały w Berlinie, Jakob Denzinger, przebywający obecnie w Chorwacji oraz Peter Mueller i Wasyl Lytwyn.

Departament Sprawiedliwości, który odpowiada za umowy z esesmanami odrzuca oskarżenia. Jego rzecznik Peter Carr zapewnia, że w kwestii emerytur instytucja nigdy nie nawiązała żadnej ugody ze zbrodniarzami wojennymi.

Jednak, że nie wszystkie agencje rządowe były zadowolone z metod działania Departamentu Sprawiedliwości. - To nie było przejrzyste, to nie było zgodne z prawem. Ameryka nie powinna zachowywać się w ten sposób - mówi James Hergen, prawnik w Departamencie Stanu w latach 1987-2007.

Kiedy sprawa wyszła na jaw politycy obiecali, że zbrodniarze zostaną pozbawieni emerytur. -To niewyobrażalne, że zbrodniarze wojenni dostają świadczenia emerytalne, gdy wiele lat temu wyrzucono ich z tego kraju - mówi Carolyn Maloney, kongresmenka Partii Demokratycznej. Zamierza zgłosić projekt ustawy, która załatwi problem.

ed/Dziennik.pl, AP