Portal Fronda.pl: Od kilku dni w Polsce szeroko komentowany jest projekt deklaracji wiary dla nauczycieli. Jak się Panu podoba taka inicjatywa?

Andrzej Jaworski, PiS: Moim zdaniem, całe to zamieszanie z propozycją deklaracji wiary nauczycieli jest wywołane sztucznie przez TVN i minister edukacji Joannę Kluzik-Rostkowską. Sam projekt deklaracji wiary został przecież zamieszczony na jakiejś mało znanej stronie internetowej i szybko podchwycony przez środowiska nieprzychylne Kościołowi.

Czy taka deklaracja wiary nauczycieli jest Pańskim zdaniem w ogóle potrzebna?

To jest dobre pytanie. Uważam, że powinniśmy mieć świadomość tego, iż jako katolicy mamy prawo do głoszenia swoich poglądów i swoich przekonań. Żaden przełożony, żaden minister, nie tylko nie ma prawa wchodzić z butami w nasze sumienie, ale strasząc nas, że stracimy pracę albo spotkają nas jakieś sankcje za to, że jesteśmy katolikami, łamie prawo i powinien za to ponieść konsekwencje. Ta dyskusja na temat deklaracji wiary nauczycieli jest o tyle ważna, że po raz kolejny pokazuje, iż ludzie wierzący w Polsce są traktowani przez obecnie rządzącą ekipę jako osoby drugiej kategorii, którym próbuje się odebrać podstawowe prawa obywatelskie.

Mówi Pan o łamaniu prawa, a to właśnie krytycy deklaracji wiary nauczycieli uważają wdrażanie w życie postanowień takie dokumentu za sprzeczne z Konstytucją. Ryszard Kalisz uważa, że taka sytuacja wymagałaby interwencji przełożonych. „Poza tym w Konstytucji jest mowa o autonomii szkoły. Wiarę można szerzyć w kościele, na procesjach – i tego nikt nie kwestionuje – ale nie w szkole” - argumentuje w rozmowie z portalem Natemat.pl.

Po pierwsze, 90 proc. polskich nauczycieli to wspaniali pedagodzy, którzy rozumieją, że nie można uczyć dzieci w oderwaniu od tradycji i od kultury. Pan Kalisz, pani minister edukacji czy inni, którzy ostatnio na ten temat się wypowiadają, próbują wmówić społeczeństwu, że religia jest jakimś elementem oderwanym od rzeczywistości, od tradycji i kultury. A to jest absolutnie nieuczciwe! Jeśli chcemy być uczciwi przed samymi sobą, to musimy zdawać sobie sprawę z tego, że żyjemy tu i teraz, a naszym dziedzictwem jest wszystko to, co jest związane także z religią. Nie oznacza to jednak, że jeśli ktoś funkcjonuje w tym konkretnym światopoglądzie, narusza jakiekolwiek prawa innych osób czy działa niezgodnie z obowiązującą Konstytucją lub prawem. To byłby absurd. Dla nauczycieli, z którymi rozmawiałem, problem wywołany przy okazji projektu deklaracji wiary i wypowiedzi minister Kluzik-Rostkowskiej, jest problemem ewidentnie politycznym, na zamówienie, którego celem jest najpewniej przyćmienie problemów i niedomagań, które są w polskiej oświacie.

Chyba jednak nie wszyscy nauczyciele patrzą na propozycję deklaracji wiary przychylnie. Pojawiają się głosy, że wystarczające są zapisy z Kodeksu Etyki Nauczycielskiej i nie ma powody wprowadzać dodatkowych, jątrzących środowisko, regulacji. Nie obawia się Pan, że deklaracja wiary nauczycieli spowoduje awanturę na miarę sporu o deklarację wiary lekarzy?

Chciałbym jeszcze raz pokazać, że to są dwie zupełnie różne rzeczy. Jeśli mowa o deklaracji wiary lekarzy, to była to przemyślana akcja, która cieszyła się poparciem różnych środowisk, nie tylko osób wierzących świeckich, ale także przedstawicieli Kościoła. Ta akcja była jak najbardziej potrzebna i słuszna. Tutaj mamy do czynienia z pewnym wykreowanym medialnie przekazem, który – jak wynika z moich informacji – nie został w żaden sposób omówiony przez środowiska nauczycieli katolickich. Z kolei, same środowiska nauczycielskie podkreślają, że jeśli nauczyciele chcą dobrze uczyć, muszą realizować realizować program nie tylko zgodnie z prawem, ale kulturą i tradycją, w której funkcjonują.

W ostatnich dniach pojawiają się głosy, że powinniśmy wypowiedzieć konkordat. „W przeciwnym razie Polska stanie się państwem fundamentalistycznym. Jesteśmy już w pół drogi” – przekonuje w "Newsweeku" pisarz i prawnik prof. Wiktor Osiatyński. Dlaczego konkordat tak przeszkadza?

Osoby, które w ostatnim czasie zabierają głos w mediach liberalno-lewicowych to osoby, które nie ukrywają swojej wrogości w stosunku do Kościoła i wiary katolickiej i od dłuższego czasu realizują swój program polityczny, którego celem jest eliminacja Kościoła katolickiego z życia publicznego. Myślę, że jak na razie, jest to niegroźna mniejszość. Ma jednak bardzo mocne zaplecze finansowe i medialne. Tego zaplecza musimy się obawiać. Trzeba reagować na czas, nie możemy zlekceważyć tego niebezpieczeństwa. Póki co, demokracja polega na tym, że to większość podejmuje decyzje. Jeśli wojna religijna będzie cały czas tak ostro prowadzona, to może się to źle skończyć dla tych, którzy ją zaczęli. Ta katolicka większość, o której mówiłem, może się zradykalizować. Jeśli właśnie o to chodzi prof. Osiatyńskiemu, to myślę, że tak się właśnie może stać.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk