Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Pierwsze grupy amerykańskich żołnierzy przybyły w sobotę do Wrocławia i Żagania. Jak informował niedawno rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, oficjalne powitanie 3. Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej zaplanowane jest na 14 stycznia, natomiast dyslokacja ma zakończyć się jeszcze w tym miesiącu. Ze strony wojsk amerykańskich to wzmocnienie potencjału obronnego Polski. Eksperci zwracają uwagę, że oprócz wsparcia ze strony wojsk USA czy NATO musimy sami poprawiać swoją obronność. Czy w naszym kraju dostrzega Pan pozytywne zmiany w tym zakresie, czy istnieją szanse na realną współpracę z Amerykanami?
Andrzej Talaga, ekspert ds. bezpieczeństwa, Warsaw Enterprise Institute: Polskiej armii brakuje kilku zasadniczych systemów broni, takich jak np. obrona przeciwrakietowa, czy wystarczających rezerw modernizacyjnych. Potencjalny przeciwnik jest zbyt silny abyśmy- przynajmniej na razie- mogli samodzielnie podołać trudowi obrony. Dlatego też obecność wojsk amerykańskich jest jak najbardziej konieczna. Warto jednak zaznaczyć, że Polska wykonuje realne ruchy w celu wzmocnienia swojej obrony, co bardzo znacząco wyróżnia nas na tle Europy.
Po pierwsze, Polska przeznacza na obronę dwa procent PKB. Tylko pięć państw w NATO inwestuje w obronność tak duże środki. Po drugie: mamy bardzo zaawansowany Program Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych. Z wprowadzaniem go w życie bywa różnie, jednak najważniejsze, że w ogóle został przygotowany i jest powoli realizowany, co strona amerykańska również przyjmuje dobrze. To kolejna kwestia wyróżniająca nasz Polskę spośród innych państw europejskich, gdyż niektóre kraje w ogóle takiego programu nie mają. Po trzecie, wzmacniamy system rezerw. Powołano Obronę Terytorialną. Sposób realizacji tego przedsięwzięcia to już inna sprawa, ale przede wszystkim OT jest, podczas gdy wcześniej praktycznie nie istniała. Pokazujemy więc Amerykanom, że również sami czynimy znaczące kroki w celu wzmocnienia obrony. Całkowite wyeliminowanie potrzeby wsparcia sojuszniczego jest oczywiście nierealne, ale na pewno udaje się wzmocnić polską armię. Warto zwrócić uwagę, że właśnie kupujemy pociski dalekiego zasięgu do samolotów F-16, wkrótce powstanie program zakupu artylerii rakietowej dalekiego zasięgu (do 300 km). Wszystko to z całą pewnością zmieni stan polskiej armii na lepsze. Myślę, że z czasem nasza armia zarówno poprzez wyposażenie, jak i wyszkolenie, na pewno będzie w stanie opóźniać marsz potencjalnego wroga w głąb polskiego terytorium, jak również realnie współpracować z Amerykanami na polu walki.
„Rossijskaja Gazieta” informuje, że w Moskwie wielu liczy na to, że Donald Trump wycofa z Polski amerykańskie wojska. Czy istnieje w ogóle taka możliwość i co w przypadku postanowień ze szczytu NATO?
Rzeczywiście, istnieje taka możliwość. Brygada, która przybyła do Polski jest bowiem finansowana z budżetu stworzonego w 2014 r. przez Baracka Obamę właśnie w celu finansowania obecności wojsk amerykańskich w Europie Środkowej, a więc na wschodniej flance NATO. Środki te są zapewnione dokładnie do września 2017 roku, czyli zmian budżetowych w USA. W Stanach Zjednoczonych rok budżetowy trwa zwykle od jesieni do jesieni. Po tym okresie Ameryka może zdecydować, że nie będzie dłużej finansować tych oddziałów, co będzie oznaczać ich „zwinięcie”, nawet bez wcześniejszego powiadomienia o tym fakcie. Na pewno jednak nie dojdzie do zwinięcia oddziałów, które będą stacjonować w Polsce w ramach realizacji postanowień przyjętych na szczytach NATO: w Newport w 2014 r. i w Warszawie w lipcu 2016, a więc złożonego głównie z amerykańskich żołnierzy batalionu NATO w Orzyszu. Donald Trump na pewno nie będzie chciał cofnąć tych decyzji. Wbrew pierwotnym deklaracjom nie jest wcale tak chętny do demontowania, osłabiania NATO czy wymuszania w sposób brutalny na członkach Sojuszu większych wydatków zbrojeniowych. Wojska NATO pozostaną na wschodniej flance, a decyzje podjęte na szczytach będą realizowane przez Amerykanów. Co do pozostania brygady, która przybywa do Polski 7 stycznia, możemy faktycznie mieć pewne wątpliwości, warto jednak zauważyć, że Donald Trump powoli staje się realistą, jeśli chodzi o przyszłe relacjacje z Rosją. Zaakceptował wnioski raportu CIA o aktywności technicznej Rosjan podczas wyborów prezydenckich, czyli próbach wywierania wpływu na wynik tych wyborów. A jest to nowością, bo wcześniej prezydent elekt Stanów Zjednoczonych kwestionował lub wręcz ośmieszał wyniki tego raportu. Wraz z objęciem władzy dostaje w posiadanie więcej informacji, co zapewnia mu również większe pole manewru, ponieważ w tym momencie nie czerpie już swojej wiedzy tylko z mediów i innych powszechnie dostępnych źródeł informacji, ma natomiast realny ogląd sytuacji. Wydaje mi się więc, że Donald Trump może okazać się większym realistą, niż sądzimy i tak szybko do wycofania tej brygady nie dojdzie. Owszem, może to stać się „po cichu” w przyszłym roku, ale przypuszczam, że na jakieś 60-70 procent pozostanie ona na terenie Polski.
Niemiecka lewica miała protestować na trasie przejazdu czołgów USA do Polski. W ocenie niektórych niemieckich polityków tego rodzaju działania mają znamiona prowokacji wobec Rosji. Również i w Polsce są przeciwnicy obecności wojsk amerykańskich w naszym kraju, choć nie widać, aby ich sprzeciw przyjmował konkretną formę, są to jedynie komentarze w internecie. Skąd ten sprzeciw i czy może mieć wpływ na tę obecność
Niemiecka lewica swego czasu potrafiła zorganizować półmilionowe marsze przeciwko rakietom amerykańskim typu Pershing II na terenie RFN. Nie sądzę, by w obecnych manifestacjach i protestach brało udział choćby kilka tysięcy osób. Warto zachować te proporcje i mieć w pamięci, jaka jest różnica wobec tych dwóch wydarzeń. Ludzie o skrzywionym w jakiś sposób światopoglądzie zawsze znajdą się w Polsce, w Niemczech i każdym innym kraju na świecie, nie słyszę jednak w Polsce żadnych rozsądnych argumentów przeciwko obecności wojsk amerykańskich w naszym kraju. W Niemczech natomiast zawsze były środowiska kwestionujące taką obecność, tymczasem siły amerykańskie są w Niemczech od końca II wojny światowej, co więcej nikt nie zapowiada ich wycofania. Podobnie mogłoby być u nas. Nie sądzę, by w Polsce miały się odbyć jakiekolwiek poważne protesty przeciwko rozmieszczeniu na terenie naszego kraju wojsk amerykańskich, poza tym trudno powiedzieć, by miały jakikolwiek wpływ na tę decyzję prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz polskiego rządu.
W piątek w internetowym wydaniu „Der Spiegel” można było przeczytać, że rozmieszczenie tych czołgów „nie zrobi wrażenia na Putinie”
Wrażenie na Putinie zrobiłaby chyba tylko bomba atomowa rzucona na Kreml... Tylko co nas obchodzi, jakie wrażenie wywrze to na prezydencie Rosji? Nie ma to większego znaczenia. Priorytet jest jeden: stan naszego bezpieczeństwa. Pojawienie się czołgów USA na terenie Polski na pewno je zwiększy. Samopoczucie Putina czy doniesienia zachodnich albo rosyjskich mediów na ten temat niewiele mnie interesują i nas wszystkich, jako Polaków, też nie powinny szczególnie interesować.
Bardzo dziękuję za rozmowę.