Portal Fronda.pl: Rosja przedstawiła władzom w Abchazji traktat, który w ogromnej mierze zbliży Suchumi do Moskwy. Gruzja obawia się, że jest to tak naprawdę przygotowanie do aneksji.

Andrzej Talaga: Rosja rzeczywiście może wchłonąć Abchazję. Większość jej mieszkańców ma obywatelstwo rosyjskie: przyznano je w ramach rosyjskiej doktryny wojskowej, w myśl której obywateli Federacji można i trzeba bronić, także zbrojnie. Rosja zostawiła sobie więc taką furtkę do szantażowania Gruzji. Wydaje się wprawdzie, że z punktu widzenia racjonalnej polityki wchłonięcie Abchazji nie miałoby sensu. Nie daje to politycznych korzyści: Abchazja to nie ziemie rosyjskie, nie ma tam etnicznych Rosjan, to nie Krym czy wschód Ukrainy. Inkorporacja nie przyniesie Putinowi szczególnej chwały.

Jednak w obliczu ekspansjonistycznej polityki Rosji, po Krymie, po wymyślaniu nowych krain, takich jak „Noworosja” – inkorporacja Abchazji jest możliwa. Putin bez wątpienia potrzebuje dalszych sukcesów. Na Ukrainie przez pewien czas ich nie odniesie, zatrzymał się. Potrzebuje więc sukcesów gdzie indziej. Teoretycznie w grę wchodzi jeszcze północny Kazachstan. Podnosiły się głosy, że i tam są Rosjanie, że są problemy z kazachskimi władzami i coś z tym trzeba zrobić. Kazachstan jest jednak krajem dużym i silnym, ważnym partnerem Rosji i bardzo istotnym członkiem Unii Eurazjatyckiej. Pozostaje więc szukanie sukcesów na Kaukazie, właśnie w postaci Abchazji.

Jeżeli Rosja wchłonęłaby Abchazję, to jaka będzie reakcja Zachodu?

Żadna – albo bardzo symboliczna. Abchazja jest daleko stąd. Zresztą – i tak już od Gruzji odpadła, z czym rząd w Tbilisi już się pogodził. Abchazja ma cechy państwa, są tam ludzie, którzy chcą być od Gruzji niezależni. Do separatyzmu doszło zbyt dawno i kraj ten ma zbyt niewielkie znaczenie, by na Zachodzie jego wchłonięcie przez Rosję stało się przedmiotem niepokoju. Będą, oczywiście, jakieś głosy protestu, może sankcje nie zostaną zniesione tak szybko, jak Rosja by tego chciała.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Gruzji twierdzi, że zjednoczenie dawnych ziem jest dla rządu priorytetem. To tylko retoryka?

Tak. Nikt nie mógłby powiedzieć, że nie chce już z powrotem dawnych ziem gruzińskich – to byłby tak wielki akt odwagi politycznej, że nikogo nań nie stać. Narody są przecież raczej nacjonalistyczne. Dlatego mówienie o chęci przywracania ziem jest polityczną koniecznością. Gruzja nie jest jednak w stanie tych ziem odzyskać – bo jak? Tocząc z Rosją wojnę, której nie może wygrać? To, co mówi gruzińskie MSZ, to retoryka na użytek wewnętrzny. Faktycznie Tbilisi rozlicza się już z Abchazją tak, jak z obcym państwem.

A z Naddniestrzem w Mołdawii? Wchłonięcie tego terytorium przez Moskwę jest prawdopodobne?

Jeżeli byłaby realizowana strategii wchłaniania ziem ukraińskich poprzez ich cząstkowanie, to takie Naddniestrze mogłoby się Rosji przydać. Stanowiłoby swoisty zwornik, najbardziej na zachód wysunięty punkt tej „nowej Rosji”. Niewykluczone, że coś takiego chodzi Putinowi po głowie: włączyć do Rosji Naddniestrze a następnie domagać się korytarza między Krymem a Naddniestrzem, Krymem a Donbasem oraz Donbasem i Rosją. To dałoby mu metody i powody do szantażowania Ukrainy przez długie lata. 

not. pac