Nasza obecna próba czysto racjonalnej,  świeckiej moralno­ści  jest  pozostałością  Oświecenia  (które  jest  Orwellowską nazwą na określenie Ociemnienia).  Ogromna większość  lu­dzi  zgadza  się  z  Dostojewskim:  „Jeśli  nie  ma  Boga,  wszyst­ko  jest  dozwolone".   Nikt   nigdy   nie  dał  zadowalającej odpowiedzi  na  proste  pytanie:  „Dlaczego  nie?".  Dlaczego nie czynić zła, które namiętnie i szczerze, i „autentycznie" chcę  czynić,  jeśli  nie  istnieje  żaden  nadludzki  prawodaw­ca i żadne  nadludzkie  prawo?  Tylko dlatego,  że  mógłbym zostać  złapany,  ponieważ  „zbrodnia  nie  popłaca"?  Ale zbrodnia  często  właśnie  popłaca:  grubo  ponad  połowa wszystkich  przestępstw  nigdy  nie  zostaje  ukarana. 

Ekumeniczny dżihad

Peter Kreeft

Problem: „Dzisiaj" = „Rozkład"
 
Wyobraź   sobie  następującą  scenę.  Jesteś   św.  Augustynem   i  właśnie   usłyszałeś wiadomość:   stało  się  to,   co  było  nie  do  pomyślenia.   Rzym,  Wieczne  Miasto,  serce  pierwszej  na  świecie  i  jedynej  zjednoczonej  cywilizacji  globalnej,  upadł.Stoisz   na  krawędzi   długiego  Ciemnego  Wieku,   który  otwiera  się   u  twoich stóp.  Co  robisz?Robisz jedną  z  najbardziej  radykalnych  rzeczy,  jaką może  uczynić  człowiek:piszesz  książkę  -  pierwszą  na  świecie   filozofię   historii,Państwo  Boże,książkę,która  będzie  latarnią  dla  milionów  na  ciemnych,  pokręconych  drogach  histo­rii  przez  resztę  czasu,  książkę,  która domaga  się  odkurzenia  i  czytania  niemal16  stuleci  później,  teraz,  kiedy  następny  i  daleko  potężniejszy  Ciemny  Wiekwyłania  się  przed  nami:  nie  Wiek  barbarzyńców,  ale  Wiek  Antychrysta.Kiedy  św.  Augustyn  leżał,   umierając,   w  północnej   Afryce,  mógł  widziećognie   swojego  płonącego  miasta,   dalekie  echo  upadku  Rzymu.  
 
Kiedy  pada królowa  pszczół,  inne  pszczoły  w  ulu  nie  mogą  przetrwać.  Rzym  był  wów­czas  królową  pszczół;  Ameryka jest  królową  pszczół  dzisiaj.  Nasze  imperiumjest  kulturalne,   nie   militarne,   ale  większość   świata   staje   się   coraz  bardziejzamerykanizowana.  To,  co  dzieje  się  tutaj,  dzieje  się  wszędzie.  A  to,  co  dziejesię  tutaj,  jest  bardzo  wyraźne.   Coraz  bardziej  „zamerykanizowany"  zaczynaoznaczać  „zcudzołożony,  zsodomizowany,  antykoncepcyjny,  aborcyjny  i  euta-nazyjny".  Pobożni  muzułmanie  nazywają  nas  „wielkim  szatanem"   i  postrze­gają  nas  jako  martwiczy  guz  w  ciele  ludzkości.To,   co  tutaj   widzimy   z   coraz  większą  wyrazistością,  jest  właśnie   tą  du­chową   wojną   pomiędzy   „państwem   Bożym"    a   „państwem   świata",   którąśw.  Augustyn  zidentyfikował  jako  fundamentalną  intrygę   w  historii  ludzko­ści.  Po  raz  pierwszy  w  historii  Ameryki  termin  „wojny  kultur"  staje  się  terazznajomy  i  akceptowany.Wojna jest  bardzo  stara,  oczywiście  -  tak  stara,  jak Eden. 
 
To,  co jest  nowe,to   globalna   strategia   Państwa   świata.   Coraz   bardziej   wychodzi   z   ukrycia.Linie  bojowe   stają   się  wyraźniejsze.   Wojna  na  ziemi  coraz  bardziej   przypo­mina wojnę  w  Niebie.  Czas  coraz  bardziej  odzwierciedla wieczność,  tak jakbyplatońskie   archetypy   ulegały   same   wcieleniu,   zamieszkując   swoje   ziemskieodpowiedniki,  jak  duchy  nawiedzające  domy.W  czasie  Armageddonu  nie  będzie  już  więcej  niepewności,  żadnych  neutral­nych  zakątków.  Armageddon  się  zbliża.  Być  może jest  odległy  o  miliony  lat  -  alboo tuzin  - ale  zbliża  się, jak fala  z niewidzialnej  strony świata. Jeśli posłuchasz,  moż­na  niemal   usłyszeć  dźwięk  milionów  przemieszanych  oddziałów  jak  kosmiczneszachy  rywalizujące  o  pozycję,  skrzydła duchów  otwierające  się  i  zamykające.  Nie  jest   to   ani   fantazja,   ani   mitologia.Duchowa  wojna  jest   dosłowna.  Jest   takw    pełni    rzeczywista,    jak   jakakolwiekwojna   fizyczna.   Ma  rzeczywiste   ofiary:dusze  wieczne.  Ma  także  fizyczne  ofia­ry,   które   już   przekraczają   liczbę   tychna  jakiejkolwiek  wojnie   w   historii.   Tylkow   Ameryce   krew   30   min   nienarodzo­nych  dzieci  została  wylana  w  spragnio­ną  paszczę  Molocha.
 
Dlaczego   teraz?    Dlaczego   taknagle?  Współczesny  Rip  Van  Winkle,usypiając    w    1955    roku    i   budzącsię   w   roku    1995,   nie   uwierzyłbypo   prostu   własnym   uszom,   gdybyusłyszał   statystyki   naszego   rozkła­du.    Jaki    moralista,    narzekający    na10-procentowy       wskaźnik       rozwodówwówczas,    przewidział    50-procentowy   wskaź­nik   rozwodów   teraz?    Kto   przewidział    500-pro-centowy     wzrost  brutalnych   przestępstw   i   wzrost   brutalnych   przestępstwwśród  nastolatków  o  5000  proc?  Kiedy  czarna  społeczność  była  uważana  zaprzekraczającą   możliwość   naprawy   z   powodu   30-procentowego   wskaźnikaurodzeń  w  związkach  nieformalnych,  kto  myślał  o  tym,  że  do  1995  roku  białespołeczeństwo  mu  dorówna,  podczas  gdy  wskaźnik  osiągnie  niemal  80  proc.pośród  Murzynów?  Kto  by pomyślał  nawet  10  lat  temu,  że  państwowe  szkołyrosyjskie   będą   pokazywać   filmy   o  Jezusie,   a   szkoły  amerykańskie   będą   ichzakazywać?   Jeśli   następnych   40   lat   będzie   kontynuacją   ostatnich   40   lat,czy   ktokolwiek   ma   choćby   najmniejszą   nadzieję   na   przetrwanie   czegokol­wiek  przypominającego   cywilizację?   Co  miałby  oznaczać  wzrost  brutalnychprzestępstw   u   nastolatków   o   dalsze   5000  proc?   Albo  następne   potrojeniewskaźnika  urodzeń   w  związkach   nieformalnych?   Czy  kolejna  administracja,która  w  stosunku  do  Clintona  byłaby  tym,  czym  Clinton  był  w  stosunku  doEisenhowera,    sprawiłaby,   że   lata   rządów   Clintona   wyglądałyby   jak   czasyOzzie  i  Harriet? 
 
Po  prostu  przedłuż  tę  linię,  idź  drogą,  a  ujrzysz  urwisko.  Wielu   naszych   obywateli   po  prostu   nie   słyszało   o   statystykach   rozkła­du,  chociaż  nimi  żyją;   a  większość  z  tych,  którzy  znają  symptomy,  nie  znająchoroby,   która  je  powoduje.   Zastanawiają  się,  jakie  jest  źródło  ogromnegozniszczenia  moralności   i  bezpieczeństwa,   i  rodzin,   i  małżeństw,   i  zaufania,i  świętości   życia,   i  seksu,   i  nawet  wiary  w  obiektywną  prawdę   i  dobre  nie­ba   -   wszystkich   tych   rzeczy   naraz!   Zasadnicza   przyczyna  wszystkich   tychtrujących   owoców   nie  jest   oczywista,   ponieważ  jest   niewidzialna.  Jest   onaduchowa,  a nie polityczna albo ekonomiczna,  albo militarna,  albo kryminolo-giczna.  Żadna  taka  częściowa  przyczyna  nie  może  wytłumaczyć  tak  ogromnejciemności   opadającej   na  wszystko   naraz,  jak  nocne   niebo,   rozciągające   sięnad  całym  światem  jak  zaćmienie  słońca  albo  jak  zaćmienie  światłości  SynaBożego.Państwo  świata  coraz  bardziej  się  rozkłada,   a  co  z  Państwem  Bożym?  Co„Państwo   rozciągające   się   na  wzgórzu"   czyni   w   sprawie   tego,   że  wszystkieszamba  poniżej   się   zatkały?  Jest  ono   dręczone  podziałem   i  odstępstwem:podziałem  pomiędzy  religiami  Wschodu  i  Zachodu,  podziałem  na Zachodziepomiędzy   Żydami,   chrześcijanami   i   muzułmanami,   podziałem   wewnątrzświata  chrześcijańskiego  pomiędzy  protestantami,   katolikami   i  prawosław­nymi  i  podziałem  wewnątrz  protestantyzmu  pomiędzy  około  2000   (albo  we­dług  niektórych  szacunków  nawet  20  tys.)  protestanckich  denominacji.   (Byćmoże  niektóre  z  tych  20  tys.  denominacji  posiadają  tylko jednego  członka?).Strategia  walki  Nieprzyjaciela  jest  najstarszą  i  najbardziej   oczywistą  w  naucewojskowej:   dziel   i  rządź.  
 
O  tyle,   o  ile  był  on  w  stanie  podburzać  do  wojendomowych  i  dzielić  Boży  lud,  o  tyle  był  w  stanie  go  osłabić.A  podburzał  do  wojen  nie  tylko  pomiędzy  kościołami,lecz  także  wewnątrz  nich.  Wewnątrz  Kościoła  rzymsko­katolickiego  w  Stanach  Zjednoczonych  kierownictwośredniego  szczebla  jest  zdominowane  przez  „odstę-ców".   (Zwykło  się  było  ich  nazywać  „heretykami".Ludzie,   którzy  nazywają  prawa  moralne   „wartościa­mi",   także   nazywają   heretyków   „odstępcami").   Ci„odstępcy"    albo    „kawiarniani    katolicy"    obecniemają  pod  kontrolą  niemal  wszystkie  wydziały  teo­logiczne  na  większych  uniwersytetach  katolickich,zapewniając,   że   większość   studentów   pierwsze-go   roku,   którzy   przychodzą,   mając   solidną   wiarę,skończy  jako   studenci  ostatniego  roku   mający  wiarępapkowatą  albo  żadną.  Już  pokolenie  temu  arcybi­skup   Fulton   Sheen   mówił   katolickim   rodzicom:„Najlepszy  sposób,  jaki   znam,   by  upewnić   się,   żewasze  dzieci  stracą  swoją  wiarę,  to  posłać je  na  kato­licką  uczelnię".Czego    dotyczy    to    odstępstwo?    Czy    wskrzeszasię   herezje   nestorian   albo   doketów,   albo   apolinarian,albo   monofizytów?   Nie,   odstępstwo   jest   niemal   zawszemoralne.   A   w  teologii   moralnej   czy   odstępcy  bronią   kra­dzieży  albo  gwałtu,  albo  ucisku,  albo  wojny  nuklearnej,  alboniewolnictwa?   Nie.   W  sferze  moralności  odstępstwo  dotyczyniemal  zawsze  jednej  rzeczy:   seksu. 
 
Każdy  z  gorących  tematów dzisiaj,   każda  z  kontrowersyjnych  kwestii,   w  związku   z  którą  odstępcy  odci­nają  się   od   Kościoła,   dotyczy  tradycyjnej   moralności   seksualnej   przeciwsta­wionej  rewolucji  seksualnej,  której  Kościół  uparcie  nie  chce  pobłogosławić.Aborcja,   antykoncepcja,   stosunki   pozamałżeńskie,   cudzołóstwo,   rozwody,akty  homoseksualne,   kobiety-księża,  nawet  „inkluzywny język"  -  to  wszystkokwestie   seksualne.Nawet   kontrowersje    teologiczne,   jak   datowanie    Ewangelii,    są   częstonapędzane   przez  motor   seksualny.   Związek  jest  wyraźny.   Gdyby  Ewangelienie  były  napisane  przez  naocznych  świadków  opisanych  zdarzeń  i  nie  prze­kazywały  nam  słów  Boga  wcielonego,   lecz   tylko  słowa  człowieka  albo   (jakto    się    chętnie    określa)    „wczesnej    wspólnoty   chrześcijańskiej",    wówczasich  autorytet  i  ten  Kościoła,  który  -  jak  mówią  -  założył  Chrystus,  zostałbypodważony.  Jaki   autorytet?   Zgadnij.   „Historyczno-krytyczna"   strategia  bi­blijnego  modernisty  jest  często  napędzana  przez  zapotrzebowanie,   by  jakośrozerwać   ogniwa   żelaznego   łańcucha,   który   łączy  nasze   gonady   z   naszymBogiem.Istnieje  głupie  powiedzenie,  że  „droga  do  serca  mężczyzny  wiedzie  przezjego  żołądek".   Szatan   zastosował   lepszą  psychologię:   droga  do   serca  męż­czyzny  wiedzie  przez  jego  hormony.  Jest  to  filozofia,  której  echem  był  znakna  biurku  Chucka  Colsona,  kiedy  pracował  on  dla  Nixona  zamiast  dla  Boga:„Kiedy  złapiesz  ich  za jaja,  będziesz  miał  ich  serca  i  umysły".  Szatan  rozwijał  spektakularnie udaną  siedmiostopniową strategię  seksualną:
 
[koniec_strony]
 
Stopień  1:Summum  bonum,ostatecznym  celem jest  zdobycie  dusz.
 
Stopień  2:  Potężnym  środkiem  do  osiągnięcia  tego  celu  jest  popsucie  społe­czeństwa. To  działa  szczególnie  dobrze  w  społeczeństwie  konfor­mistów.  W końcu  dobre  społeczeństwo  to  takie,  które  sprawia,  żełatwo  jest  być  dobrym,  by  użyć  słów  Petera  Maurina.  Szatańskalogika jest  także  prawdziwa:  złe  społeczeństwo  sprawia,  że  łatwojest  być  złym.  Czy  istniał  kiedykolwiek  czas,  kiedy mieliśmy więk­sze  możliwości  bycia  złymi?
 
Stopień   3:   Najpotężniejszym   środkiem   do   zniszczenia   społeczeństwa  jestzniszczenie   jego   absolutnie   fundamentalnej    części   składowej,rodziny,   jedynej   instytucji,   w  której   większość   z   nas   otrzymujenajważniejszą  lekcję  życia  -  lekcję  pozbawionej  egoizmu  miłości.
 
Stopień  4:  Rodzina  ulega  zniszczeniu  po  zniszczeniu  jej  podstawy,  czyli  sta­bilnego  małżeństwa.
 
Stopień  5:  Małżeństwo  ulega  zniszczeniu  z  powodu  poluzowania jego  spoi­wa,  wierności  seksualnej.
 
Stopień  6:  Wierność  ulega  zniszczeniu  za  sprawą  rewolucji  seksualnej.
 
Stopień  7:  Rewolucja  seksualna jest propagowana  głównie  przez  media,  któresą  teraz  w  przeważającej  mierze  w  rękach  wroga.Całkiem  możliwe,  że  rewolucja  seksualna  okaże  się  najbardziej  destrukcyj­ną  rewolucją  w  historii,  dużo  bardziej  niż jakakolwiek  rewolucja polityczna  lubmilitarna,  ponieważ  dotyka ona nie  tylko  naszego  życia,  lecz  także  samych jegoźródeł. Jest  ona  wciąż  w  stanie  wczesnego  dzieciństwa. Jesteśmy  tylko  w poło­wie  drogi  do  „nowego  wspaniałego  świata".  Nie  rozumiemy jeszcze  wszystkichkonsekwencji  moralnego  relatywizmu.  Obecnie,  inne  ob­szary  moralności  nie  są jeszcze  w  praktyce  w  tak  znacz­nym  stopniu  zrewolucjonizowane  jak  seks.  To  możebyć  tylko  kwestia  czasu.  Kiedy  tylko  żołnierze  szatanaogarną  tę  część  pola  bitwy,  zaczną  atakować  następ­ną.  Rządy w Holandii  i Oregonie już mówią,  że zabi­janie  ludzi  dla  oszczędzenia  im  bólu  jest  w  porządku.Ten  sam hedonizm podsyca ruch na rzecz  eutanazji,  takjak  podsyca   rewolucję   seksualną:   jest   to   asokratejskazasada,  że  „niemiłe  życie  nie jest warte  życia". 
 
Najbardziej    dramatycznym   triumfem   rewolucji    seksualnej,    Dunkierką jej   wrogów,   była   z  pewnością  intronizacja  aborcji.  Jeśli   istnieje  jakakolwiekzasada moralności,  którą można  uważać  za tak  oczywistą,  iż  nigdy nie  mogła­by  być  wymazana  z  ludzkiego  serca,  to  z  pewnością  jest  to  „Nie  zabijaj"   (toznaczy,  nie  zabijaj  niewinnych  istot  ludzkich). Jednak  rewolucja  seksualna jużpokonała  tę  zdumiewająco  bezbronną  zasadę.  Aborcja  oznacza  wolę  mordo­wania  ze  względu  na  wolę  kopulacji.  Zwolennicy  prawa  do  wyboru  bez  prze­rwy  mówią  mi,  że  batalia  aborcyjna  nie  dotyczy  dzieci,  ale  seksu.  Ma  to  sens. Pomyśl   o  tym.  
 
Gdyby  aborcja  nie  miała  nic  wspólnego   z  seksem,   to  nigdynie  zostałaby  zalegalizowana.  Dlaczego  ktokolwiek  chce  aborcji?  Zwolennicy aborcji   domagają   się  kontroli   urodzin.   A   dlaczego?   Domagają   się   kontroli urodzin,  by  uprawiać  seks  bez  posiadania  dzieci.   Gdyby  bociany  przynosiły dzieci,  Wade  pokonałaby  Roe.  Większość  grzechów  przeciwko  piątemu  przy­kazaniu  wyrasta  z  grzechów  przeciwko  przykazaniu  szóstemu.  Więcej  niż  99proc.  wszystkich  morderstw  w  Stanach  Zjednoczonych  to  aborcje.Jesteśmy  gotowi  mordować,   by  zachować  naszą  tak  zwaną  wolność  sek­sualną.   I  będziemy  mordować  najbardziej  niewinnych  pośród  nas,  jedynych niewinnych  pośród  nas.   I  najbardziej   bezbronnych   ze  wszystkich.   I  wbrew najsilniejszemu   z   instynktów:   macierzyńskiemu.  Jest  to   cud  czarnej   magii,oszałamiający   sukces,    możliwy   do   wyjaśnienia   tylko   działaniem    sił   nad­przyrodzonych   i   możliwy   do   obronienia   tylko   przez   siły  nadprzyrodzone.Argument  nie  wystarczy;  Ameryka  potrzebuje  egzorcyzmu. 
 
Jedyne rozwiązanie kryzysu
 
Nie  istnieje   ileś   możliwych  rozwiązań  tego  problemu.   Istnieje   tylko  jedno.Składa  się  ono  z  dwóch  zasad.  Dopóki  te  zasady  nie  będą  tak  pewne  w  na­szych   umysłach,  jak   są   w   rzeczywistości,   będziemy   kontynuować   leczenieraka  aspiryną  i  nasze  społeczeństwo  umrze,  tak jak  umarł  Rzym,  czy  to  z  hu­kiem,  czy  też  ze  skomleniem.Pierwsza  zasada:  Podstawą  społecznego  porządku  jest  moralność.Druga  zasada:  Podstawą  moralności  jest  religia.Ad  1.  Żadne  społeczeństwo nie  odniosło jeszcze  sukcesu  bez  moralności.Każdy  wie,  że  „praktykowanie"  moralności  w  Ameryce  zanika  w  alarmującogwałtownym  tempie.  Ale  nie  każdy  wie,  że  zanik  zasad  moralnych  -  obiek-tywnych  praw  moralnych  jako  odmiennych  od  subiektywnych  wartości  oso­bistych  -  jest  nawet  bardziej  radykalny  i  bardziej  destrukcyjny.  Naród,  którynie  przestrzega  swoich  zasad,  wciąż  je  jednak  ma  i  może  wobec  tego  być  donich  przywołany. Jeśli  wciąż  istnieją  mapy,  to  możemy  z powrotem  dotrzeć  dodrogi.  Ale  niewiara  w  zasady  oznacza  spalenie  map;   i  jakie  jest  prawdopodo­bieństwo,  że  odnajdziemy  wówczas  drogę  z  powrotem?
 
Oto  tylko  dwa drobne  przykłady  z  tysiąca  na to,  że  palenie  map jest  w  bar­dzo  zaawansowanym  stadium,  dwa  typowe  fakty  z  tysiąca:a)  Ani  jedna  niereligijna  szkoła  prawnicza  w  Ameryce  nie  uczy  ani  na­wet,   zazwyczaj,  nie  toleruje  teorii  rzeczywistego  naturalnego  prawamoralnego.  Pamiętasz,  jak  przerażeni  byli  senatorowie  przepytującyClarence'a  Thomasa,  kiedy  napisał  parę  miłych  rzeczy  o  prawie  na­turalnym?b)  W   ogólnokrajowej   ankiecie   przeprowadzonej   kilka   lat   temu   tylko11   proc.  przyszłych  nauczycieli  szkół  pedagogicznych  powiedziało,że  pośród  różnych  opcji,  jakie  z  czystym  sumieniem  mogliby  przed­stawić   swoim   studentom   jako   alternatywne   teorie   moralne,   jestwiara,   że   istnieje   rzeczywista,   obiektywna,    absolutna   moralność.Aż  89   proc.  przyszłych  nauczycieli  naszych   dzieci  powiedziało,   żenie   mogliby  tej   idei   choćby  tolerować,   przedstawiając  ją  jako  opcjęw  swoim  nauczaniu.Oczywiście,   obiektywna   moralność   albo   prawo   naturalne   to   nie  jednaspośród  wielu   opcji   moralnych;   to  sama   definicja   moralności.   „Moralnośćsubiektywna"   jest   oksymoronem;   nie  jest   to   żadna   moralność,   tylko   gra.
 
Jeśli  ja  (albo  my)  tworzę  zasady,  ja  (albo  my)  mogę  je  zmienić.  Jeśli  sam  sięzwiążę,   to  nie  jestem  naprawdę   związany.   A  niewiążąca  moralność  nie  jestmoralnością,  tylko  „paroma  dobrymi  pomysłami".  Nie  ma  ona  praw,  nie  maskuteczności;  ma  tylko  „wartości"  -  miękkie,  dające  się  ugniatać.CS.   Lewis  napisał,  że  moralny  subiektywizm  „z  pewnością  położy  kresnaszemu  gatunkowi   i   skaże  na  potępienie  nasze  dusze".   Proszę  pamiętać,że  Anglicy  nie  mają  skłonności  do  przesady.  Nazwał  to  „abolicją  człowieka".Jest  to  śmiertelna  choroba. Jest jak  niezwracanie  uwagi  na  to,  że  lekarz  zdiag-nozował  raka  albo  jak  mówienie  mu:   „Dziękuję  za  podzielenie   się  swoimispostrzeżeniami.  Dlaczego  sądzi  pan,  że  ma pan prawo  mi  je  narzucać?". Jestto  tak,  jakby  wyłączyć  światła  na  sali  operacyjnej   i  odgrywać  w  swojej  głowie  sceny  z  wymyślonego  szpitala.   I  jest  to  właśnie  ortodoksja  trzech  głównychestablishmentów  kształtujących  umysły  w  nowoczesnej   cywilizacji  Zachodu:oświaty,  od  żłobka  po  studia  doktoranckie;  rozrywki,  to  znaczy  nieformalnejedukacji;  i  dziennikarstwa.
 
Ad  2.  Drugą  zasadą  jest  to,  że  dla  ogromnej  większości  wszystkich  ludziw  każdej  epoce,  miejscu  i  kulturze  moralność  z  kolei  zależy  od  religii. Jedynieniewielka  elita,  jak  Platon   i  Arystoteles,  wierzy  w  absolutną  moralność  bezabsolutnej   religii.  
 
Teoretycznie  jest  możliwe  poznanie   skutku   -  prawa  mo­ralnego   -  bez  poznania  przyczyny  -  Boga.  Ale  historia  pokazuje  mało,  jeśliw   ogóle,   przykładów  moralności  pozbawionej   religii.   Nasza  obecna  próbaczysto  racjonalnej,  świeckiej  moralności jest  pozostałością  Oświecenia  (którejestOrwellowskąnazwą  na  określenie  Ociemnienia).  Ogromna  większość  lu­dzi  zgadza  się  z  Dostojewskim:  „Jeśli  nie  ma  Boga,  wszystko jest  dozwolone".Nikt   nigdy  nie  dał   zadowalającej   odpowiedzi  na  proste  pytanie:   „Dlaczegonie?".  Dlaczego  nie  czynić  zła,  które  namiętnie  i  szczerze,   i  „autentycznie"chcę  czynić,  jeśli  nie  istnieje  żaden  nadludzki  prawodawca  i  żadne  nadludzkieprawo?  Tylko  dlatego,   że  mógłbym  zostać  złapany,  ponieważ  „zbrodnia  niepopłaca"?  Ale  zbrodnia  często  właśnie  popłaca:  grubo  ponad  połowa wszyst­kich  przestępstw  nigdy  nie  zostaje  ukarana.   A  jeśli  jedynym  czynnikiem  od­straszającym  są  gliniarze,   a  nie  sumienie,  to  co  z  sumieniem  gliniarzy?   Ktobędzie   stał   na   straży  strażników?  
 
I  jak  wielu   strażników  musimy  mieć,   bynadzorować  społeczeństwo  amoralistów?  Państwo  pełne  moralnych  subiek-tywistów  musi  stać  się  państwem  policyjnym.  Gliniarze  i  sumienie  to  jedyneskuteczne   czynniki   odstraszające   od   popełnienia  przestępstwa.   A   Bóg  jestjedynym  gwarantem  autorytetu  sumienia.  Świeckie,   socjologiczne,  „zdrowo­rozsądkowe"  odpowiedzi  na  śmiertelne  pytanie:  „Dlaczego  nie?"  -  takie  jak„właściwe zachowanie"  albo  „przydatność  społeczna",  albo  „consensus"  - nieodstraszą  nas  od  popełnienia  zła,  którego  ogromnie  pragniemy.  No  bo,  dla­czego  mamy  się  przejmować  „właściwym"  zachowaniem  albo  przydatnościąspołeczną  albo  consensusem?  Jeśli  wszystkie  wartości   są  kwestionowane,  tote,  które  zdają  się  przepraszać  za to,  że  istnieją,  z  pewnością nie  staną nam  nadrodze  bardziej  niż  inne.Coraz    częściej    zaczynamy    zadawać    to    śmiertelne    pytanie:    „Dlaczegonie?".  Jest  ono  w  porządku  moralnym  odpowiednikiem  śmiertelnego  pytaniaNietzschego  na temat prawdy:  „Dlaczego  prawda?  Dlaczego raczej  nie  nieprawda?".  Przypuśćmy,  że  nie  lubię  prawdy?  Dlaczego  bynie  mówić  kłamstw   i   nawet   w  nie   wierzyć?Dekonstrukcjoniści  już  ośmielają  się  mówić,że   „prawda"   jest   tylko   maską   hipokryzji   natwarzy  władzy.Nie   ma  na  to  odpowiedzi,   chyba  że  prawdajest  absolutna.   Śmierć   Boga,   którą  Nietzsche  wi­dział  z  oślepiającą,  proroczą dokładnością,  była tak­że  śmiercią  prawdy  obiektywnej.   Gdyż  prawda  jestpo  prostu  „Bogiem  bez  twarzy".   „Jak  może  istniećwieczna   prawda,   jeśli   nie   ma   wiecznego   umysłu,który  by ją pomyślał?"  -  pyta  Sartre,  ta  blada,profesorska  kopia  Nietzschego.Co    się   dzieje,    kiedy   społeczeń­stwo  staje  się  zsekularyzowane?  
 
Codzieje  się,  kiedy  Bóg  umiera?   KiedyBóg  umiera,  umiera  także Jego  obraz.Abolicja   Boga   pociąga   abolicję   człowie­ka,    abolicję   wyraźnie   ludzkiej    władzysumienia,    Bożego   proroka   w   duszy.Autorytet    sumienia,    podobnie    jakjakiegokolwiek  proroka,   zależy  od  autorytetuBoga.  Dlaczego  mielibyśmy szanować  posłańcakróla,  skoro  zabiliśmy  króla?Kiedy człowiek opuszcza  pokój,  jego  obraz  znikaz  lustra  w  tym  pokoju.  Żyjemy  w  tym  ułamku  sekundy  pomiędzy  zniknięciemBoga  i  zniknięciem Jego  obrazu  w  ludzkim  lustrze.  Ten  obraz jest  życiem  na­szych  dusz,  naszych  sumień.  Oto,  o  co  toczy  się  nasza  obecna  „wojna kultur".Nie  toczy  się  ona  tylko  o  zdobycie  naszych  praw  w jawnym  życiu  publicznym;toczy   się   ona   o   zbawienie   duszy.   Toczy   się   ona  całkiem   prawdopodobnieo  nieprzerwane  biologiczne  przetrwanie  naszego  gatunku  i  naszej  cywilizacjina  tej  planecie  w  następnym  milenium,  gdyż  śmierć  wewnątrz  z  koniecznościspowoduje   śmierć  na  zewnątrz.   Toczy  się  ona   z  pewnością  o  życie  wiecznealbo  wieczną  śmierć,  gdyż  bez  skruchy  nie  może  być  zbawienia,   a  bez  rzeczy­wistego  moralnego  prawa  nie  może  być  skruchy. 
 
Jak Bóg rozwiązuje to, co nierozwiązywalne
 
Faryzeusze   pytają  Jezusa:   „Czy   powinniśmy   odmówić   płacenia   podatkówCezarowi,   czy  nie?"  Jeśli  On  powie  „tak",  to  naruszy  prawo  rzymskie;  jeślipowie   „nie",    złamie   prawo    żydowskie.    „Czy   powinniśmy   ukamienowaćcudzołożnicę,   czy  nie?"  Jeśli  powie  „tak",   to  popełni  wykroczenie  przeciwmiłosierdziu;  jeśli  powie  „nie",  to  naruszy  sprawiedliwość;  jeśli  powie  „tak",naruszy  prawo   rzymskie,   które   nie   dawało  Żydom   zgody  na  wykonywaniekary  śmierci;  jeśli  powie  „nie",  naruszy prawo  mojżeszowe,  które  nakazywałokarę  śmierci  za to przestępstwo.  A jeśli  nie  powie  nic,  będzie  to  oznaczało,  żesię  wymiguje.  Nie  ma  więc  dobrej  odpowiedzi.Dobrze  jest  znany  olśniewający  styl  Jego  odpowiedzi   (zob.  Mt  22,   15-22;J  8,   1-11).  Jakie  jest  ich  wspólne  źródło?  Takie,  że  Bóg  nie  jest  ograniczonyuwarunkowaniami  problemu;  że  żadna klatka nie  może  pomieścić  Chrystusa.Weźmy  człowieka  przy  sadzawce  Betesda   (por.  J   5).   Potrzebuje  uzdro­wienia,  które  może  mu  dać  tylko  woda  z  sadzawki  poruszanej  przez  anioła,ponieważ  jest  chromy;  ale  nie  może  dostać  się  do  sadzawki,  by  doświadczyćuzdrowienia,  ponieważ jest  chromy.  Nie  ma  rozwiązania.  Jezus jednak  uzdra­wia  tego  człowieka.   To,   co  jest  niemożliwe  dla  człowieka,  jest  możliwe  dlaBoga.  Jest   rzeczą   dla  nas   niemożliwą   rozwiązać   poplątany  problem   religiiporównawczych.   
 
Wydaje    się,    że   równie   niemożliwe   jest   wygranie   wojnyprzeciwko   sekularyzacji   i  moralnemu  relatywizmowi,   które  stanowią  głów­ne   rysy  historii   cywilizacji   zachodniej   od  końca  Średniowiecza,   szczególnieod   Oświecenia,   jeszcze    szczególniej    w   tym    diabelskim    stuleciu    (wedługwizji   papieża   Leona  XIII),   najszczególniej   zaś   od  momentu   rewolucji   sek­sualnej   w  latach   60.   Bóg  działa  teraz,   by  zająć   się  obydwoma  problemamitym    samym    uderzeniem,    które   można   nazywać   „ekumenicznym    dżiha-dem".   Epoka   wojen   religijnych   się   kończy;   epoka   wojny   religii   się   zaczy­na:   wojny   wszystkich   religii   przeciw   żadnej.   Przed   nami   pierwsza   wojnaświatowa   religii.Papież Jan  Paweł  II powiedział,  że trzecie milenium może  być milenium jed­ności  chrześcijan,  tak jak  drugie  milenium  było  milenium  rozłamu  chrześcijan.Otwiera  się  w  ten  sposób  przed  nami  opatrznościowa  trzystopniowa  strukturahistorii   Kościoła,   odpowiadająca  trzem  etapom  całej   ludzkiej   historii  wedługPisma  Świętego:   stworzenie,   upadek   i  odkupienie  albo  raj,   raj   utracony  i   raj   odzyskany.  Najpierw  zdobyliśmy  świat.  Potem  go  straciliśmy.  Teraz  musimy  gozdobyć  ponownie.Pierwszym  milenium  było  milenium  jedności  chrześcijan.  Był  jeden  i  tyl­ko  jeden  na  całym  świecie  widzialny  Kościół  od  zesłania  Ducha  Świętego  doroku  1054.  Drugim  milenium  było  milenium  rozłamu  chrześcijan,  rozdarciaw  pozbawionej   szwów   szacie   Chrystusa:   rok   1054,   rok   1517   i   dalsze   roz­darcia,  które  nastąpiły  po  roku   1517.
 
  Ciało  Chrystusa  wydawało  się  światuumierać.  Bo,  kiedy organy ciała nie  działają razem,  ciało  umiera.Ale  jest  to  Ciało  Chrystusa  i  dlatego  powstaje  z  grobu.   Być  może,   w  cu­downym   zamyśle   Boskiej   opatrzności   trzecim   milenium   będzie   mileniumzmartwychwstania  jedności  albo  pojednania.W  tym  scenariuszu  powrót  do  pogańskiego,   niechrześcijańskiego  światapoza  Kościołem  spowoduje  Boską  reakcję   w  postaci  powrotu  do  zjednoczo­nego  Kościoła.  Nadmiar  sił  z  drugiego  tysiąclecia wydaje  się  łączyć  w  te  dwie,kiedy  wchodzimy  w  trzecie  tysiąclecie  -  podobnie  jak   w  marksistowskiej   te­orii  historii,  według  której  do  decydującej  rewolucji  może  dojść  tylko  wtedy,kiedy  wiele  klas  przedkapitalistycznego  społeczeństwa  połączy  się   w  jedynedwie  klasy  w  kapitalizmie.  Marksowski  proletariat   i  burżuazja  są  odpowied­nikami  Augustyńskiego  Państwa  Bożego   i  Państwa  świata.Nie  mamy  kryształowej   kuli.  Ale  mamy  wskazówki   -  wiele  wskazówek,zarówno  a  priori,  jak  i  a  posteriori.  A  priori:  czyż  każda  ludzka  historia  nieprzechodzi   przez   te   trzy  etapy   -   etapy   swego   rodzaju   stworzenia,   upadkui   odkupienia?  
 
Struktura  każdej   historii   jest   taka,   że   sytuacja  jest   najpierwustanowiona,  następnie  zburzona,  wreszcie  przywrócona   (czy  to  szczęśliwie,czy  też   nieszczęśliwie).   A  posteriori:   wydajemy  się  widzieć,   że  przejście  odetapu  drugiego  do  etapu  trzeciego,  nabiera  kształtu  na  naszych  oczach,  nietylko  w  nowo  zjednoczonym  anty-Kościelnym  świecie,  ale  także  w  nowo  jed­noczącym   się  antyświatowym  Kościele.Granice  bitwy  oczywiście  się  zmieniają.  Protestanci   i  katolicy  już  więcejnie  rzucają  na  siebie  anatem.   Relacje   z  Żydami,   a  nawet   z  muzułmanamizaczynają  mieć  znamiona  zrozumienia   i   szacunku,  jakiego   nie  widzieliśmynigdy  przedtem  w  historii.  Nasze  serca,  jeśli  nie  nasze  głowy,  w  rzeczywisto­ści  zbliżają  się  do  siebie  i  wydaje  się,  że  strategią  naszego  Boskiego  Dowódcyjest  zapoczątkowanie  tej  zmiany  przez  postawienie  nas  twarzą  w  twarz  wobeccoraz   bardziej   wyraźnego   i   obecnego   niebezpieczeństwa  wspólnego  wroga,  nowej  wieży  Babel.   Nic  nie  jednoczy  tak,  jak  wspólny  wrógi  wspólny  stan  zagrożenia.  Śnieżyca  sprawia,  że  sąsiedzi  stająsię  przyjaciółmi.  Wojna może  sprawić,  że  nawet  wrogowie  sta­ją  się  przyjaciółmi.  Niektórzy  z  Irlandczyków  zgłosili  się  dobro­wolnie,   by  ryzykować  życie  w  okopach  obu  wojen  światowychobok   swoich   znienawidzonych   angielskich   panów   i   wrogów,ponieważ   w   porównaniu    z   globalnym   zagrożeniem   germań­skim   barbarzyństwem   ich   lokalna   brytyjska   wojna   domowa   wy­dawała  się  luksusem.  Zwaśnieni  bracia  zaprzestają  waśni,  kiedyszaleniec  atakuje  ich  dom.  Wydaje  się,  że  Bóg  wypuścił  szaleńcaszatana  albo  raczej  poluzował  swój  uchwyt  na  smyczy  szatana,tak jak  to  uczynił  w  wypadku  Hioba  -  w  wyraźnie  określonymcelu.  Odkąd  Judasz  zdradził  Chrystusa  i   w  ten  sposób  sprawił,  że  możliwestało   się  nasze   zbawienie,   Bóg  wykorzystywał   szatana,   by  zniweczyć  pracęszatana.   Pozwolił,   by  szatan  wywołał  na  świecie  światową  wojnę  duchową,która  atakuje  nie  jedną  religię,   ale  wszystkie.   Obecnie  jednoczy  miłującychBoga   katolików,   prawosławnych,   anglikanów,   protestantów   (nawet   Żydówi  muzułmanów)  bardziej  niż  cokolwiek dotąd  w historii.  Strategią szatana jestdzielenie  i  zdobywanie. 
 
A  ponieważ  dokonał  podziału,  to  zdobywa.  A  ponie­waż  zdobywa,  jednoczymy  się,  by  go  pokonać.  A  więc jednoczy  nas,  ponieważnas  podzielił.Oczywiście,  nawet  jeśli  ten  niewidzialny  scenariusz  kosmicznego  dżihadujest  trafny,  to  nie  rozwiązuje  żadnego  z  klasycznych  i  teologicznych  problemówreligii  porównawczej.  Nie  sprawia,  że  dla  katolika  możliwe   staje  się  przyjęciesola  scripturaalbo  dla protestanta  uznanie  papieskiej  nieomylności.  Sprawia  na­tomiast  to,  że  kochają  się  nawzajem  i  walczą obok  siebie  na  śmierć  z  miłości  dotego  samego  Chrystusa.  Czy jest  to  mniejsze  osiągnięcie,  czy  większe?Jakie  rozwiązania  teologiczne  i  eklezjalne  wyłonią  się  z  tej  nowej  sytuacjii  tego  nowego  sojuszu?  Nikt  nie  jest  w  stanie  powiedzieć,  ponieważ   sojuszjest  wciąż  we  wczesnych  stadiach  formowania.  To  formowanie  się  jest  wyraź­niejsze  i  bardziej  zaawansowane  przed  klinikami  aborcyjnymi  i  centrami  nar­kotykowymi  w  upadłych  częściach  miasta  niż  w  kościołach  albo  seminariachlub  na  uniwersytetach.Oczywiście,  ekumenizm  nie jest  homogeniczny.  Musimy wyraźnie  odróżnićprzynajmniej   pięć  specyficznie  odmiennych  rodzajów  albo  poziomów  ekumenizmu.  Rozróżnienie  musi  być  dokonane  zarówno  w  teoriialbo  wierze,  jak  i  w  praktyce  albo  współpracy  we  wspólnymdżihadzie  przeciwko  wspólnemu  wrogowi,  „który  dąży  do  za­dania nam  cierpienia".
 
Po   pierwsze,   istnieje   ekumenizm   chrześcijański.  Jest   tojedyny  etymologicznie  i  teologicznie  właściwy  sens  tego  sło­wa.  Współpraca  pomiędzy  kościołami  chrześcijańskimi  opierasię   w  zasadniczej   mierze  na  fakcie,   że  ten  sam  jeden  Chrystusjest  centrum  wiary  wszystkich   chrześcijan;   że   w  oczach   Boga,a  wobec   tego   w  prawdziwej   rzeczywistości,   Ciało   Chrystusajest  wciąż  jednością,   ponieważ  jest  wiecznie  jednością,  cho­ciaż  jego   widzialny  wygląd  jest   teraz   podzielony.   Chrystusnie jest  podzielony.  Mistyczne  Ciało  Chrystusa nie może  byćpodzielone.  Jego  oblubienica  nie  może  być  w  liczbie  mnogiej,  ponieważ  niejest  On  poligamistą.   Kiedy  przyjdzie  ponownie   (a  niech  się  to  stanie  wkrót­ce),  nie  poślubi  haremu.Współpraca  pomiędzy  chrześcijanami  opiera  się  także  na  fakcie,  że  mamyprzykazanie  bycia  „jednej   myśli...   myśli  Chrystusa".  Nie  jest  to  nasza  wola,ale Jego:  „Aby tak jak My  stanowili jedno". Jak powiedział Jan  Paweł  II  w  swo­jej  encyklice  na  temat  ekumenizmu(Ut  unum  sint),ekumenizm  nie jest  opcją,jest  rozkazem.  Nie  pochodzi  on  od  teologów,  ale  odTheos.Po  drugie,  istnieje  ekumenizm  żydowsko-chrześcijański.  Wspólna  miłośći  współpraca  mogą  się  tutaj  zdarzyć,  ale  jednoczenie  może  to  nastąpić  tylkopoprzez  apostazję  chrześcijan  albo  nawrócenie  Żydów.  Nie  jest  tak,   że  jed­ność  pomiędzy  Rzymem  a  Konstantynopolem  albo  Genewą,  albo  Canterburymoże   nastąpić   jedynie   poprzez   apostazję   albo   nawrócenie.  
 
Chrześcijański ekumenizm   ma  miejsce  pomiędzy  sprzeczającym   się  rodzeństwem;   ekume­nizm  żydowsko-chrześcijański  istnieje  pomiędzy  rodzicem  i  dzieckiem,  któ­rzy  zrazili   się  do  siebie.   A  jednak  Żydzi  pozostają  naszymi  ojcami  w  wierze,jedyną  „inną"  religią,  która  nie  jest  dla  nas   w  żaden  sposób  „inna";  jedyną,którą  w  pełni  akceptujemy jako  objawioną  przez  Boga  i  nieomylną.Po   trzecie,   istnieje   ekumenizm   chrześcijańsko-muzułmański.   Ten   jestnawet  trudniejszy,  nie  tylko  dlatego,  że  historycznie  muzułmanie  opierali  sięnawróceniu  bardziej  niż  inni  ludzie,  ale  dlatego,  że  kiedy  Żydzi  nawróceni  nachrześcijaństwo   stają  się  spełnionymi  Żydami,   nawróceni  muzułmanie  nie  stają  się  spełnionymi  muzułmanami.  Nic  w  pismach  żydowskich  nie  prze­czy  chrześcijaństwu,   ale  niektóre  rzeczy  w  Koranie  tak.  Jednak  nawet  tutaj,„ekumeniczny  dżihad"  jest  możliwy   i  wzywa   się  do  niego   z  tego  prostegoi ważnego powodu,  że muzułmanie  i  chrześcijanie  głoszą  i  stosują  w praktyceto  same  pierwsze  przykazanie:islam,całkowite  oddanie   się   i  poddanie  sięludzkiej  woli  woli  Boskiej.  Walczymy  obok  siebie  nie  tylko  dlatego,  że  stoimytwarzą  w twarz  ze wspólnym wrogiem,  ale nade wszystko  dlatego,  że  służymyi  oddajemy  cześć  temu  samemu  boskiemu  Dowódcy.Wielu  chrześcijan,  zarówno  protestantów,  jak  i  katolików,  nie  wierzy  w  to,co  Kościół  mówi  o  islamie  (na  przykład  na  Soborze  Watykańskim  II  i  w  no­wym  katechizmie):  że  Allah  nie  jest  innym  Bogiem,  że  oddajemy  cześć  temusamemu  Bogu.
 
  Kiedyś po  debacie  z  ateistą na temat istnienia Bogai  po tym, jak  spędziłem  sporo  czasu,  objaśniając  Boskie  atrybutyi  broniąc  ich,  podszedł  do mnie pewien muzułmanin  i  powie­dział:  „Moje  serce  się  raduje,  kiedy  słyszę  taką dobrą  islamskąortodoksję.  Jesteś  muzułmaninem,  prawda?".  Niemógł  uwierzyć,  że  jestem  chrześcijaninem,  po­nieważ  powiedział:  „Prawdziwie  znasz Allaha".Najwidoczniej  myślał  (przeciwnie  do  Koranu),że  chrześcijanie  oddają  cześć  innemu   Bogu.Lepiej  będzie,  jeśli  te  nieporozumienia  zo­staną  wyjaśnione,   w  przeciwnym  razie  wy­niknie  z  tego ogromne zamieszanie na polubitwy  pomiędzy  przyjacielem  i  wrogiem.Po czwarte, istnieje ekumeniczna jedność z in­nymi  religiami,  które  nie  znają  Boga  Abrahama:na   przykład   z   hinduizmem    i   buddyzmem.Wiele  pól  walki  tej  wielkiej  wojny  sięga takdaleko.   Na  przykład  hindusi   i   buddyścidołączyli     do     katolików,     protestantów,Żydów i muzułmańskich duchownych w pro­teście przeciwko  „inżynierii genetycznej"- tworzeniu  kawał­ków      człowiekaw     laboratoriach     i   „hodowaniu"   organów   albo   manipulowaniu   i   przeprojektowywaniu   samejnatury  ludzkiej. 
 
Istnieje  zasadnicza  szczelina  pomiędzy  sekularystami,  którzynie  uznają  żadnego  prawa  ponad  ludzkim  pragnieniem,   a  wszystkimi  religia­mi   świata.W  końcu  nawet  ateiści  i  agnostycy,  jeśli  są ludźmi  dobrej  woli,  intelektual­nie  uczciwymi  i  wciąż  wierzą  w  prawdę  obiektywną  i  obiektywną  moralność,są  po  naszej   stronie  w  wojnie  przeciwko  siłom  ciemności.   Być  może  mogąoni   być  nazywani  „anonimowymi  chrześcijanami",  jak  zasugerował  to  KarlRahner  (idąc  za  św. Justynem  Męczennikiem),  a  być  może jest  to  teologicznenieporozumienie.   W  każdym  razie  nie  mogą  oni  być  nazywani  wojownikamina  rzecz  Antychrysta.  Jeśli  szukają  prawdy,   w  końcu  ją  znajdą.  Zapewnia  naso tym  sam  Chrystus.  Być  może  nie  są jeszcze poślubieni  Bogu,  ale  nie  są  takżecelowymi  rozwodnikami.  Dr  Bernard  Nathanson  nie jest  w  tej  samej  armii  coMadeline  Murray 0'Hare.Nie  mam  pojęcia,  jakie  nowe  teologiczne  zrozumienie  może  się  wyłonićz   tego   nowego  praktycznego   sojuszu   moralnego,   ale   sądzę,   że   do   takiegozrozumienia  dojdzie.  Jedność   w  działaniu  pociąga  za  sobą  jedność   w  myśli.Jest   to  zasada  wyłożona  przez   Dostojewskiego   wBraciach   Karamazow.Mądrystarzec,  ojciec  Zosima,  mówi,  że  ortopraksja  doprowadzi  do  ortodoksji.  Takjak   wiara   może   prowadzić   do   dobrych   uczynków   -   do   miłosierdzia   -   takmiłosierdzie  może  prowadzić  do  wiary.   „Niech  pani   stara  się  kochać   bliź­nich  czynnie   i   bez  ustanku   -  mówi  do  pani   Chochłakow,   którą  spowiada.-  
 
W  miarę  jak  będzie   pani   czyniła  na   tej   drodze   postępy,   będzie   się   panirównocześnie  utwierdzać  w  wierze   w  Boga   i   w  nieśmiertelność  pani   duszy.[...]   Wypróbowany  to  sposób   i  pewny".  Ale   (Zosima  ostrzega),  musi  to  byćrzeczywista  i  kosztowna  miłość,  miłosierdzie,   a  nie  po  prostu  spontaniczneludzkie  uczucia  lub  „współczucie".  „Żałuję,  że  nie  mogę  pani  powiedzieć  nicbardziej  pocieszającego,  albowiem  miłość  czynna  w  porównaniu  z  marzyciel­ską  jest  okrutna  i  przerażająca".Jednak  kobieta  ta  nie  zdaje  testu,  ponieważ  należy  do  tych,  którzy  mająwspaniałe  plany  zbawienia  „ludzkości",   ale  nie  mogą  znieść  mieszkającegoobok  bliźniego,   szczególnie  kiedy  zbliży  się  za  bardzo.   My  możemy  zdawaćtest.  Jeśli   będziemy  pracować   i   walczyć,   i   kochać   czynnie   ramię   w  ramięz  aszymi  protestanckimi  i  katolickimi,  i  prawosławnymi,  i  żydowskimi,  i mu­zułmańskimi  bliźnimi,  to  dojdziemy  do  uświadomienia  sobie  czegoś,   czego   nie   rozumieliśmy  przedtem.   Co   to   będzie?  Jeszcze   nie   wiemy.   Będziemyw  stanie  uświadomić  to  sobie  tylko,  czyniąc  uczynki  miłości  i  walcząc,  a  niepoprzez  spekulacje. 
 
Parę konkretnych wskazówek
 
Perły na sznurze Bożej strategii
 
Oto  nieco  więcej   konkretnych  dowodów  potwierdzających  moje  zasadniczetwierdzenie,  że  Boża  opatrzność  wprowadza  nas  w  nową  epokę  „ekumenicz­nego  dżihadu".Każde  z  poniższych   15  wydarzeń  powinno  wywoływać  radość  i  myśl,  żenastępuje  radykalna  zmiana  linii  bojowych.  Wszystkie   z  nich,  kiedy  spojrzysię  na  nie  razem   i  połączy  tematycznie,  tworzą   15  odcisków  tego  samegoBożego  palca.1.  Zacznijmy  od  znaczącego  faktu,  że  w  okresie   1992-1995,  połowa  byćmoże  ludzi  w Ameryce  w  końcu  się  ocknęła,  by uświadomić  sobie  ten  prosty,znaczący  fakt,  że  bierzemy  udział  w  wojnie.  Przed  wyborami  prezydenckimiw  1992  roku,  jedynymi,  którzy  myśleli,  że jesteśmy  na  wojnie  duchowej  albonawet  na  wojnie  kultur,   byli  przedstawiciele  niewielkiej   mniejszości,   którąmedia   skutecznie   lekceważyły  jako   ekstremistów.   Ale   dzisiaj   świadomość„wojny   kultur"   jest   powszechna.   
 
Mgła   -   najskuteczniejsza   broń   szatana-  rzednie.  Światłość  świta.2.   Bardziej   konkretnie   i   lokalnie,   wystarczy,   że   spojrzymy   na   wyboryw   1994  roku:   żaden   z  kandydatów  „pro-life"   nie  przegrał   z  kandydatamiopowiadającymi  się  za  aborcją  w  Senacie  czy  Izbie  Reprezentantów,  czy  w  wy­borach  gubernatorskich.  Tak  zwane  „kwestie  społeczne",  pogardzane  przezekspertów,  wyraźnie  klasyfikują  się  na  pierwszym  miejscu  w  umysłach  naro­du.  Następnych  parę  lat  pokaże,  czy  mamy  rząd  ekspertów,  przez  ekspertówi  dla ekspertów,  czy też  rząd  narodu,  przez  naród  i  dla narodu.3.  To,   co  media  nazywają   (ze   świętym  przerażeniem)   „powstawaniemi  rozkwitem  religijnej  prawicy",  jest ogromnym  fenomenem,  którego  nikt  nieoczekiwał  20  lat temu.  I  ten  fenomen  nie  mija.4.  W  Kościele  rzymskokatolickim  mamy  papieża,  który  wie,   gdzie  tocząsię   bitwy,   i  który  walczy  jak  wielki,   łagodny  niedźwiedź   -  nowy  GrzegorzWielki.   Z  pewnością  uczynił   więcej   niż  ktokolwiek   w  naszym   stuleciu,   by   wybawić  świat  od  komunizmu   i  wojny  nuklearnej.   Walczy  potężną  bronią:świętością,  siłą  woli,  inteligencją,  nauczaniem,   filozofią,  pismem  i  prorockądalekowzrocznością.  Jest  on  duchowym  Peryklesem,   zwycięzcą  niewygrywal-nych  bitew.
 
5.  Oto  Konferencja  Narodów  Zjednoczonych  w  Kairze  w   1994  roku  do­tycząca  kontroli  populacji.   Któż  mógłby  to  przewidzieć?   Któż  przewidział?Plany  silnego  establishmentu  wspieranego  przez  ogromne  fundusze  StanówZjednoczonych   i  ONZ,   i  totalitarną  pragmatyczną  organizację,  zostały  po­konane  przez  koalicję  Watykanu  i  krajów  muzułmańskich!   Czy  taka  koalicjamiała   miejsce   kiedykolwiek   przedtem?   Co   mogło   się   do   niej   przyczynić?Tylko   świadomość   wspólnej   nadprzyrodzonej   wojny  przeciwko   wspólnemunadprzyrodzonemu  wrogowi,   który  nienawidzi   świętości   życia   i  który  chceniszczenia  nienarodzonych  dzieci,  męskości,  kobiecości,  rodziny  i  czystości.Nazwałbym  Kair  (i  jego  echo  w  Pekinie  rok  później)  większym  zwycięstwemz  islamem  niż  zwycięstwo  przeciwko  niemu,  jakim  była  bitwa  pod  Lepanto.6.  Wewnątrz  Kościoła  katolickiego  nową  strategią  szatana  było  obsadza­nie  średniego  szczebla  -  tam,  gdzie  są  podejmowane  decyzje  dotyczące  szcze­gólnie  edukacji   -  szpiegami.   (Byliśmy  zwykli  nazywać  ich  „heretykami",   alenie  ośmielamy  się  już  więcej  używać  tego  słowa,  ponieważ  jesteśmy  słuszniezażenowani  naszym  błędem,  jakim  było  ich  palenie. Jednak  nie  ma  potrzebyobawiać   się   przywrócenia   prymitywnego   sposobu,   jakim   było   palenie   nastosie,  gdyż  nowoczesna  technologia  dała  nam  kriogenikę,   a  więc  teraz  mo­żemy  ich  zamiast  tego  zamrozić  i  odmrozić,  kiedy  nadejdzie  Paruzja).  Całepokolenie  katolickich  katechumenów  zostało  nagle  i  katastrofalnie  stracone.
 
Większości   nigdy  nie   uczono,   jak  dostać   się   do   nieba,   by  nie  wspominaćo   znaczeniu   Trójcy   Świętej   i   wcieleniu.   Ale   ta  szatańska   strategia   zaczynateraz  przynosić  odwrotny  skutek,  gdyż  Kościół  jest  organizmem,   a  organizmprodukuje  przeciwciała.   Niemal  wszyscy  interesujący  nowi  pisarze  katoliccysą  ortodoksami;   niemal  wszystkie  ortodoksyjne  seminaria  pękają  w  szwach,podczas   gdy  liberalne  są  ponuro  puste;   pojawiają  się  tuziny  nowych  katoli­ckich   czasopism,   z  których  wszystkie   są  zdecydowanie   ortodoksyjne;   i   wy­rastają   prawdziwie   katolickie   college'e,   które   są   wyraźnie   falą   przyszłości:Steubenville,   Saint   Thomas   Aąuinas,   Saint   Thomas   More,   Christendom-  wkrótce  nawet  ekumeniczny  ewangelikalny  i  katolicki  Great  Books  School,CS.  Lewis  College. 
 
7.   Sam    Lewis   jest   fenomenem.    Bez   najmniejszego   kompromisu   alborozwadniania  roszczeń  któregokolwiek  z  kościołów  lub  denominacji  pokazałmilionom  czytelników,  że  „po  prostu  chrześcijaństwo" jest  rzeczywistym  i  so­lidnym  centrum,   a  nie  abstrakcją  najmniejszego  -  wspólnego  -  mianownika,i  że  jest  daleko  bardziej   atrakcyjne   i  dające  się  uzasadnić,   i  interesujące  niżcokolwiek  na  świecie.  Atrakcyjność  Lewisa  rośnie  każdego  roku.Trudno  nam  sobie  uświadomić,  jak  daleko  doszliśmy  w  tym,  że  jesteśmyw   stanie   to  jasno   dostrzec,   trudno  nam   sobie  uświadomić,   że  jeszcze  takniedawno,  jakieś  40  lat  temu  większość  katolików  i  większość  protestantówbyłoby  zdziwionych,  zdezorientowanych  albo  nawet  zgorszonych,   słysząc  towszystko,  co  teraz  postrzegają jako  oczywiste:  że  kardynał  0'Connor jest  bli­żej  Jerry'ego  Falwella  niż  Hansa  Kunga  i  że  ortodoksyjni  baptyści  z  Południamają  więcej  wspólnego   z  papieżem  niż   z  modernistycznymi  baptystami.  Boto,  czy  Chrystus  jest  Zbawicielem,  jest  ważniejsze  niż  to,  czy  papież  jest Jegonamiestnikiem;   a  to,   czy  istnieje  jeden  Zbawiciel,   czy  wielu,  jest  ważniejszeniż  to,  czy istnieją  dwa,  czy  siedem  sakramentów.  Dzieląc  każdy  kościół,  mo­derniści  zaczęli  jednoczyć  wszystkie  kościoły  przeciwko  modernizmowi.8.  Od  początku  swojego  pontyfikatu Jan  Paweł  II  zwracał  się  na  Wschód:zarówno  do  swojego  wroga,  komunizmu,  jak  i  do  swojego  przyjaciela,  prawo­sławia.  
 
Kiedy  tylko  został  wybrany,  powiedział,  że  ma  trzy  wielkie  zadania:pokonanie   komunizmu   i   zagrożenia   wojną   nuklearną,   doprowadzenie   doponownej   jedności   z  prawosławiem   i   zreformowanie   Kościoła   w  Ameryce.Pierwsze  było  relatywnie  łatwe,  trzecie  może  okazać  się  niemożliwe.  Ale  dru­gie,  myślę,  jest  najbliższe jego  sercu. Jak może  Kościół  oddychać  tylko jednymze  swoich  dwóch  płuc?  -  pytał  często.  Żaden  z  poprzednich  papieży  nie  byłtak  stanowczy  w  tej   sprawie.9.    Byłem    zdumiony,    kiedy    się    dowiedziałem    (na    konferencji    Luter-  Akwinata),  że  większość  luteran  ma  głęboką  nadzieję,   że  w  końcu  dojdziedo pojednania  z  Rzymem. Jedyną większą przeszkodą,  rzeczą,  która nie mogłapodlegać  kompromisowi  i  która  usprawiedliwiała  Lutra  w jego  myślach  za tenstraszny   czyn   rozdarcia  widzialnej   tkanki   Ciała  Chrystusa,   była  oczywiściedoktryna   usprawiedliwienia   przez   wiarę,   bliska   samemu   sercu   Ewangelii.Cóż,  wspólne  oświadczenie  Watykanu   i  niemieckich  biskupów  luterańskichokoło  10  lat  temu  głosiło  faktycznie,  że  nie  jesteśmy  w  tej  sprawie  rzeczywi­ście  podzieleni,  że  problem  został  rozwiązany,  że  oba  kościoły  w  istocie  się  zgadzają,  choć  używają  odmiennej  terminologii.  Potrzeba  było  czterech  i  półstulecia  i  wielu  krwawych  wojen,  by  tego  doczekać.Kiedy Tom Howard  został  katolikiem,  Gordon  College zwolnił  go  z  pracy,ponieważ  wymagał  od  wszystkich  członków  wydziału,  że  będą wierzyć  i  pod­piszą   oświadczenie   o   wierze,   które   obejmowało   zasadę   usprawiedliwieniaprzez wiarę.  Uczyłem tam również  na pół  etatu  i  College powiedział Tomowioraz  mnie,  że  chociaż  obaj  podpisaliśmy  ich  oświadczenie,  nie  możemy  tamuczyć,  jako  że  nie  możemy  naprawdę  w  to  wierzyć,  ponieważ  jesteśmy  kato­likami.
 
   Kiedy  obaj  zaprotestowaliśmy,  że  rzeczywiście  wierzymy  w  tę  zasadę(jak   moglibyśmy  nie  wierzyć   -  jest   to   w  Piśmie   Świętym!),   dyrektorzy  poprostu  nie  mogli  tego  zrozumieć.  A  więc  dali  nam  mały  przyjacielski  wykładna  temat  tego,  w  co  wierzą  katolicy.Każdego  roku jest  coraz  mniej  protestantów  i  katolików,  których  to  starenieporozumienie  wprowadza  w  błąd.   Dla  obu  stron  zaczyna  być  jasne,   żedostępujemy  zbawienia  tylko  przez  Chrystusa,  przez  łaskę,  że  wiara  jest  na­szą  akceptacją  tej  łaski,  a  więc  dostępujemy  zbawienia  przez  wiarę,  że  dobreuczynki   z  konieczności  wynikają  z  tej  wiary,  jeśli  jest  prawdziwa  i  zbawcza,a  więc  nie  możemy  dostąpić  zbawienia  przez  wiarę  bez  dobrych  uczynków.Obie  strony  się  z  tym  zgadzają,  ponieważ obie  strony  akceptują Pismo  Święte,a  rozwiązanie  znajduje  się  właśnie  tam.  Jedność  zawsze  powstaje  przez  po­wrót do  źródeł.Niestety  wciąż  jest   wielu,   którzy  nawet   nie   znają   Ewangelii.   Większośćmoich  katolickich  studentów  w  Boston  College  nigdy  tego  nie  słyszała.  Kiedypytam  ich,  co  powiedzieliby  Bogu,  gdyby  umarli  tej  nocy  i  Bóg  spytałby  ich,dlaczego    miałby    ich    zabrać    do    nieba,dziewięcioro  na  dziesięcioro  nawetnie  wspomina Jezusa  Chrystusa.Większość     z    nich    mówi,     żebyli  dobrzy  albo  uprzejmi,  albouczciwi,  albo  starali  się,  jak  mo­gli.  Poważnie  wątpię  w  to,  że  Bógodwróci   reformację,   dopóki   nie  upew­ni    się,    że   luterańskie   przypominanieEwangelii  św.  Pawła zostało usłyszanew  całym  Kościele. 
 
10.  Oświadczenie  „Ewangelicy  i  katolicy  razem"   (maj   1994  roku),  choćnie  rozwiązujące  żadnych  problemów  teologicznych,  było  także  dużym  kro­kiem,  wielkim  oczyszczeniem  atmosfery  i  rozproszeniem  mgły,  i  przywróce­niem  właściwej   perspektywy.11.  Watykan  także  potraktował  tradycję  reformacji  poważniej  niż  kiedy­kolwiek  przedtem,  szczególnie  prowadząc  ciągły  dialog  z  nią  w  katechizmiebiskupów  niemieckich,  który  ukazał  się  w  1985  roku.12.  Protestanccy  fundamentaliści,  którzy  wcześniej   rzucali   z  ust  gromyna   Kościół  jako  Nierządnicę  Babilońską,   okazali   się  maszerować   i   modlićramię   w   ramię   z   katolikami   przed   klinikami   aborcyjnymi   i   iść   z  nimi   dowięzienia.   Dzielenie   celi   więziennej   jednoczy  bardziej   niż   dzielenie   stołukonferencyjnego.13.  Przedstawiciele  wszystkich  wielkich  religii  świata  spotkali  się  i  mod­lili  razem  o  pokój  w  Asyżu   (27  października  1986  roku).   Być  może  to  małykrok,  ale  taka  rzecz  nie  wydarzyła  się  nigdy przedtem  w  historii  świata.14.  Stosunki  katolicko-żydowskie  uległy  wyraźnie  zbliżeniu,  szczególniepo  tym,  jakNostra  aetateSoboru  Watykańskiego  II  oficjalnie  powiedziała  ka­tolikom,  że złem  było  obarczanie Żydów winą za ukrzyżowanie,  i  po  uznaniuprzez  Watykan  państwa  izraelskiego.  Te  stosunki  są ważne,  ponieważ  są  onepomiędzy jedynymi  widzialnymi  religiami,  które,  jak  wiemy,  będą  trwać aż  dokońca  czasu:  widzialnym  Izraelem  i  widzialnym  Kościołem.  Izrael  jest  głów­nym  kanałem  lub  przekaźnikiem  Boskiej  opatrzności  w  historii  świata.
 
15. Islam,  nasz  starożytny wróg,  zaczyna  być  naszym  przyjacielem. Jeśli  niewzdragaliśmy  się  przed  tym,  by  uczniowie  Stalina  byli  naszymi  sojusznikamiprzeciwko  Hitlerowi,  to  z  pewnością  nie  powinniśmy  się  wzdragać  przed  tym,by   uczniowie   Mahometa   byli   naszymi   sojusznikami   przeciwko   szatanowi.Nowy  sojusz  wyłonił  się  najbardziej  znacząco  w  Kairze,  ale  przedtem  istniałydrobne  napomknienia.  Na  przykład,  kiedy  British  Broadcasting  Corporationnadała  bluźnierczy  skecz  na temat  Chrystusa,  muzułmanie  domagali  się  prze­prosin   i  otrzymali  je,   podczas   gdy  chrześcijanie   siedzieli  cicho.  Znamiennyprzykład   oparty   na  moim   doświadczeniu:   potrzeba   było   muzułmańskiegostudenta  w   mojej   klasie   w  Boston  College,   by  zgromić  katolików  za  zdjęciekrzyży.  „Nie  mamy  wizerunków  Tego  Człowieka  tak  jak  wy  -  powiedział  -  alegdybyśmy  mieli,  to  nigdy  nie  zdjęlibyśmy  ich,  nawet  gdyby  ktoś  próbował  naszmusić.  Szanujemy  Tego  Człowieka  i  umarlibyśmy  za Jego  honor.  Ale  wy  tak  bardzo  się  Go  wstydzicie,  że  ścią­gacie    Go    z   waszych    ścian.
 
Bardziej   boicie   się   tego,   comogą  pomyśleć Jego  wrogowie,jeśli  zostawicie  swoje  krzyże  powie­szone,  niż  tego,  co  On  pomyśli,  jeśli  je  zdej­miecie.   Myślę   więc,   że  jesteśmy  lepszymichrześcijanami   niż  wy".Jak  możemy  być  gorszymi  chrześ­cijanami  niż muzułmanie!Dlaczego    islam    rozprzestrzeniasię  tak  spektakularnie?   Socjologowiei  psychologowie,  i  historycy,  i  ekonomi­ści,   i  demografowie,  i  politycy  są  szybcyw   wyjaśnianiu   tego   przyrostu   światowąmądrością     „ekspertów"     w    swo­ich   specjalnościach;   ale   dlakażdego     chrześcijani­na  zaznajomionegoz   Biblią  odpowiedźjest    oczywista:    po­nieważ    Bóg    dotrzymujeswoich   obietnic   i   błogosławitych,  którzy  są  posłuszni Jego  prawomi  boją  się  Go,  a  karze  tych,  którzy  tego  nie  czynią.  Zbytproste  dla  uczonych,  by  to  dostrzegli.  Porównaj  licz­bę  aborcji,  cudzołóstw, zdrad małżeńskich  i sodo­mii  pośród muzułmanów  i  pośród  chrześcijan.Następnie  porównaj,  ile  którzy  się  modlą. 
 
Recepta
 
Jeśli   moja  analiza  jest  prawdziwa,   toco  za  tym  idzie?  Co  powinniśmy  czy­nić  i  co  przez  to  osiągniemy?  Jaka jestmoja  recepta  i  jaka jest  moja  prognoza?  Moją  receptą  jest   bardziej   świadomy   i   celowy   sojusz  przeciwko  nasze­mu   wspólnemu   wrogowi,   sojusz,   który  odwróci   naszą  energię   od  naszychwojen  domowych  toczonych  przeciwko  sobie  nawzajem   i   skieruje  ją  ku   tejpowszechnej  wojnie  światowej.  Ale  czy  ta  recepta jest  zasadna?  Czy nie  igno­ruje  ona  rzeczywistych  i  ważnych  kwestii  związanych  z  wojną  domową?Sojusz  jest  taktyczny,   a  nie  teoretyczny.  Nie  jest  to  religijny  synkretyzmczy  indyferentyzm. 
 
Jest  to  sojusz.   Sojusznicy  nie  rezygnują  ze   swojej   suwe­renności   czy   swojej   indywidualności.   Po  prostu  powstrzymują  swoje   sporyz  taktycznych,  praktycznych  przyczyn.  Takie  taktyczne  posunięcia  są  kwestiąmądrości.  Sądzę,  że  całkiem  prawdopodobne  jest  to,  iż  nadejdzie  wkrótceczas  -  być  może  już  nadszedł   -  kiedy  stan  zagrożenia  będzie  tak  wielki,   żeroztropność   podyktuje   moratorium  nariąsze wzajemne polemiki  i  nasze  próby wzajemnego nawracania się - nie dlatego, że te próby nie są uczciwymi i zaszczytnymi działaniami, ale dlatego, że ferwor bitwy może wymóc na nas skierowanie całej naszej energii przeciwko naszemu wspólnemu wrogowi przez wzgląd na zbawienie milionów dusz i całej ziemskiej społeczności.Wezwanie do takiego powstrzymania wzajemnej krytyki nie jest wezwaniem do indyferentyzmu. Nie jest torównież tajny plan stworzenia jednej światowej religii. Ani  niejest  to  sposób  na  rozwiązanie  jakichkolwiek      naszych    rzeczywistych    i    waż­nych  problemów  teologicznych  i  eklezjalnych.  Nie  jest  to  żadna  z  tych  rzeczy.Jest  to kwestia życia  i  śmierci, wiecznego  życia  i wiecznej  śmierci,  nieba  i piekładla  milionów  dusz,  człowieczego  zwycięstwa  nad  szatanem  albo  szatańskiegozwycięstwa  nad  człowiekiem.
 
Nasz  wspólny  Dowódca  dał  wspólną  obietnicę:  posłuszeństwo  przynosizwycięstwo.  Zasadnicza  recepta  na  zwycięstwo  jest  najprostsza  z  możliwych,zarówno  w  wypadku  religii,  jak   i  wojny:  bądź  posłuszny  swojemu  oficerowidowodzącemu.  Nakłoń  cale  swoje  serce  i  schyl  głowę,  i  zegnij  kolano  przedBogiem.   Bez  cienia  wątpliwości  lub  bez  sprzeniewierzenia  się  swojej  wierze-protestanckiej,  prawosławnej,  katolickiej,  żydowskiej  - praktykuj  islam:  cał­kowite  i  absolutne  podporządkowanie  się  i  poddanie  woli  Bożej.  Ofiaruj  siebie, nieważne jaką rolę przeznaczy ci On do odegrania w swoim planie bity - nawet jeśli okaże się, że nie jest to żadna rola. Daj Bogu wolną rękę. Każde z tych wyznań w samym swoim centrum nakazuje nam właśnie to. A więc wszystko, co proponuję, to bardziej stanowczne i świadome czynienie tego, co już sami przyznajemy, że powinniśmy nade wszystko czynić. Wszyscy znamy pozytywną odpowiedź na pytanie: ,,Co powinniśmy czynić?". Ale być może potrzebujemy przypomnienia, czego nie powinniśmy czynić. Nie powinniśmy czynić ekumenizmu naszym celem. Żaden abstrakcyjny ideał nie jest naszym celem. Chrześcijaństwo nie jest idealizmem, jest realizmem. Prawda nie jest abstrakcją; prawda jest Osoba: prawda to Jezus chrystus. Nie służymy przyszłemu ideałowi, ale obecnemu Panu. Słowo Boże nie jest ,,przesłaniem''; jest Osoba. Nie sprzedawajmy naszego prawa pierworództwa za miskę przesłania. Ponieważ chrześcijaństwo nie jest człowieczym poszukiwaniem Boga, ale Bożym poszukiwaniem człowieka, to ekumenizm chrześcijański nie może być być człowieczym poszukiwaniem jedności, ale działaniem Boga. Jak zostało to wyrażone w oświadczeniu ,Ewangelicy i katolicy razem'', ,,nie wybraliśmy się nawzajem, zostaliśmy wybrani''.

Prognoza

co się stanie, jeśli przyjmiemy tę recepte? Jestem pewien tylko jednej rzeczy: jeśli pozwolimy Bogu postąpić po swojemu, to nas zaskoczy, uczyni coś, czego nie przewidzielismy, coś cudownego, coś w istocie Bożego, coś, czego oko nie widziało, coś czego ucho nie słyszało, coś, co nie pojawiło się w sercu człowieka, coś, co sprawi, że wło­sy staną nam dęba  i  że  zadrżymy.W  Jego  stylu  jest  to,   by  zawsze  odgadywać  nasze  zamiary  i  uczynić  coścudowniejszego,  niż  byśmy  to  mogli  sobie  wyobrazić.  Zawsze  może  On  po­wiedzieć:  „Oto  czynię  wszystko  nowe".Gdybyśmy  to  my  byli  czystymi  duchami,   to  czy  kiedykolwiek  wpadliby­śmy  na  pomysł  stworzenia  materii?I  jakże  Wszechmogący  wpadł  na  pomysł,  by  stworzyć  istoty  posiadającewolną  wolę,  które  mogą  Mu  się  przeciwstawić?Ponad  wszystko,   któż  mógłby  kiedykolwiek  przewidzieć  wcielenie,   naj­bardziej   niewiarygodne,   zdumiewające,   niemożliwe  wydarzenie  wszechcza­sów,  coś,  co  Kierkegaard  nazywa  absolutnym  paradoksem? 
 
Jakże  ktokolwiekmógłby  kiedykolwiek  pomyśleć,  że  Bóg,  którego  niezmienną  istotą jest  byciewiecznym  i  nieposiadanie  przyczyny  ani  początku  w  czasie,  ani  ciała,  będziemiał  przyczynę  i  początek  w  czasie,   i  ciało?  Jakże  mógłby jakikolwiek  teistakiedykolwiek  pomyśleć  o  nazywaniu  kobiety  Matką  Boga?I  jakże  to  możliwe,  by  nieśmiertelny  Bóg  umarł?  Jakże  to  możliwe,  byhagios  athanatosoddał  ducha?A Jego  święci,  którzy  odtwarzają  życie  Chrystusa  -  oni  są równie  nieprze­widywalni.  A Jego  Kościół  -  uzdrowi  go  tak  nieprzewidywalnie,  jak  go  usta­nowił. 
 
Nie  wiemy  jak.  Cokolwiek  uczyni,  będzie  to  dalece  lepsze  i  mądrzej­sze,  i  cudowniejsze  od  najlepszej  rzeczy,  jaką  moglibyśmy  sobie  wyobrazić.Czy  Chrystus   rozwiąże   problem   religioznawstwa  porównawczego?   Czyda  nam  jedność,   której  pragniemy?  Tak,   w  swoim  czasie.   Być  może  jest  topoczątek  tego  czasu,  być  może  nie  jest  to  jeszcze  ten  czas  albo  ten  czas  nienadejdzie  aż  do  przyjścia Nieba.  Ale  z  czasem  praktyka całkowitego poddaniasię  woli  Bożej   z  konieczności  rozwiąże  problem  religioznawstwa  porównaw­czego,   z  konieczności  stworzy  pomiędzy  nami  jedność,   o  której   wiemy,  żenam  jej  brakuje,  obojętnie  jaką  formę  ta jedność  miałaby  przybrać.  Dlaczego„z  konieczności"?  Jest  to  prosty  sylogizm:Praktyka poddania się woli  Bożej  oznacza pozwolenie,  by spełniła się wolaBoża.Bóg  powiedział  nam  (na  przykład  w  J   17),  że  Jego  wolą  wobec  nas  jestjedność.Wobec  tego  poddanie  się Jego  woli  doprowadzi  do jedności. Sposobem   na  to,   by  stworzyć   harmonijną  muzykę,  jest  to,   by  wszyscygrający  w  orkiestrze  byli  posłuszni  batucie  dyrygenta.A   jeśli   tak   uczynimy,   jaką   stworzy   On   muzykę?   Pozwólcie   Mu   na   to,a  przekonacie  się. 
 
 
Peter Kreeft
 
Tłum. Jan J. Franczak,
Powyższy tekst stanowi pierwszy rozdział książki pt.Ekumeniczny dżihad.