Liturgia Wieczerzy Pańskiej, którą Ojciec święty sprawował w Wielki Czwartek – jak rok temu – sprawowana była dla niewielkiej grupy wiernych, a znaczenie gestu obmycia nóg zostaje sprowadzone głównie go wyrazu solidarności Boga z ludźmi. Szczególnie tymi najbardziej odrzuconymi.

Można oczywiście narzekać (a liturgiści mają ku temu wiele powodów), można wskazywać, że sprawowanie liturgii w ośrodkach zamkniętych (w ubiegłym roku w więzieniu, a w tym w ośrodku dla osób niepełnosprawnych) nie najlepiej służy posłudze biskupa Rzymu, którego liturgie powinny być dla wszystkich. Można też (w ubiegłym roku pięknie pokazał to Paweł Milcarek) wskazywać, że spojrzenie na gest obmycia nóg i ukierunkowanie go na gest solidarności jest zawężeniem katolickiego rozumienia tego niesamowitego obrzędu, a dopuszczenie do niego kobiet jest sprzeczne z liturgiczną tradycją. To wszystko jest prawda, i nie należy tego tracić z oczu. Ale jednocześnie trudno nie dostrzec, że – jak wiele innych elementów tradycji liturgicznej czy teologicznej – również obmycie nóg stało się dla Franciszka narzędziem przekazu rozumienia katolicyzmu i chrześcijaństwa, które jest mu najbliższe, i którym chciałby zarazić ludzi.

Komunia z odrzuconymi

U podstaw tego rozumienia jest duchowość komunijna, wspólnotowa, a także uznanie, że szczególnym zadaniem Kościoła jest bycie z odrzuconymi przez świat. Z niepełnosprawnymi, więźniami, upośledzonymi, zestygmatyzowanymi. Do nich, ale nie jako opiekunów, ale towarzyszy drogi, uczniów – posyła nas Chrystus. Cokolwiek im czynimy, czynimy jemu. Oni, może szczególnie mocno widać to w przypadku osób upośledzonych, uczą nas człowieczeństwa, obdarowują nas, czynią bardziej ludźmi. Służba, a może lepiej powiedzieć towarzyszenie odrzuconym, pozostaje miarą naszego chrześcijaństwa. Dziedziectwem, jakie pozostawił nam Chrystus.

„Jest to niczym dziedzictwo, które nam pozostawia” – mówił papież Franciszek o obmyciu nóg. „On jest Bogiem, a stał się sługą, naszym sługą. To jest dziedzictwo: również wy powinniście być jedni drugim sługami. On poszedł tą drogą z miłości. Również wy powinniście się kochać wzajemnie i w miłości być sługami. Takie dziedzictwo pozostawił nam Jezus. I czyni ten gest umycia nóg, który jest gestem symbolicznym. Ludziom zasiadającym do stołu, tym którzy przychodzili na obiad, posługę tę wypełniali niewolnicy. Umycie nóg było niezbędne, ponieważ ulice były wówczas piaszczyste. I Jezus czyni ten gest, wykonuję pracę, posługę niewolnika, sługi. A nam pozostawia to jako dziedzictwo. Musimy być nawzajem swymi sługami. Dlatego też Kościół, tego dnia, kiedy upamiętnia się Ostatnią Wieczerzę, kiedy Jezus ustanowił Eucharystię, włącza w ceremonię również ten gest umycia nóg, który nam przypomina, że mamy być dla siebie sługami” - podkreślał.

[koniec_strony]

Solidarność to nie służba charytatywna

Błędem byłoby jednak uznanie, że chodzi tu wyłącznie o wymiar charytatywny, że papież wzywa nas do tego byśmy pomagali innym. To zdecydowanie za mało. A świetnie pokazuje to we właśnie wydanej w języku polskim książce „Ludzie Wielkiej Nocy” filipiński kardynał Luis Antonio Gokim Tagle. Niezwykle mocno rozróżnia on – a myślę, że Ojciec święty, z tym rozróżnieniem głęboko by się zgodził – solidarność i wspieranie innych. „Wydaje mi się, że łatwiej jest kogoś wspierać niż być z nim solidarnym. Na tym świecie nie brakuje gestów wsparcia, gdyż są one stosunkowo łatwe. Możemy przekazać pieniądze na jakiś zbożny cel; nie trwa to nawet minutę, wystarczy kliknąć w odpowiednie miejsce na stronie internetowej i podać numer karty kredytowej. Po takim geście wracamy do swoich zajęć (…) Nie jest to jednak solidarność” - wskazuje filipiński kardynał. Franciszek w adhortacji „Evangelii gaudium wyraża dokładnie taką samą opinię, i podkreśla, że „solidarność to coś więcej niż sporadyczny gest hojności”.

Czym zatem będzie ta ostatnia? Kard. Tagle nie pozostawia wątpliwości. Jest to porzucenie własnego miejsca, ustąpienie go i poświęcenie odrzuconym, słabszym, tym, którzy są naszymi sługami. W „Ludziach Wielkiej Nocy” znajduje się niezwykła historia obrazująca taki właśnie wymiar solidarności. Para bogatych, świetnie ustawionych mieszkających w Włoszech Belgów zaprasza – wówczas jeszcze księdza Tagle – na kolację. Ich domową służbę (tak, tak) stanowią Filipińczycy. A gdy duchowny przychodzi do nich, gospodarze proszą swoich pracowników, by ci ubrali się w świąteczne stroje i usiedli przy stole, a sami zaczynają im usługiwać. „Cóż to była za kolacja! Służąca i szofer siedzieli z nami księżmi, a Belgowie podawali do stołu i zabawiali nas rozmową. Z radości nie mogłem jeść. Nie pamiętam jakie potrawy podano. Miałem realne poczucie wyzwolenia. Król i królowa domu zmienili się w służącą i ogrodnika. Dawna królewska para zstąpiła do krainy umarłych i zaczęła im usługiwać. Trudno byłoby powiedzieć, kto tam był kim – kto był panem i panią domu, kto był służącym, kto był księdzem... Była tylko jedna wspólnota życia i miłości” - wspominał kardynał Tagle.

Każda osoba jest obietnicą

Ale, żeby tak spojrzeć na rzeczywistość, żeby stać się zdolnym do takiej postawy konieczne jest dostrzeżenie w drugim człowieku obietnicy, szansy, nadziei. „Każda osoba, którą spotykamy jest obietnicą czekającą na spełnienie, jest potencjalnym źródłem nadziei. Obietnica się spełnia, gdy ustępujemy sobie nawzajem miejsca. Może ktoś czeka na ten gest z naszej strony, a może chce byśmy przyjęli jego czy jej zaproszenie i odnaleźli się w przestrzeni jego czy jej serca. Zamiast myśleć, że lepiej nam będzie bez „innych”, powinniśmy przyznać, że bez nic sposób będzie w życiu zacząć wszystkiego od nowa” - dodaje kard. Tagle.

I właśnie do takiego spojrzenia na ludzi, szczególnie tych wykluczonych społecznie, wzywa nas Franciszek. To wykluczenie może mieć różny wymiar i różne przyczyny. Może chodzić o niepełnosprawnych, o przestępców, o biedaków, ale również o imigrantów. Zadaniem chrześcijanina jest odkryć w nich nie tylko podopiecznych, ale braci, a dokładnie Chrystusa, któremu mamy służyć. „Jesteśmy wezwani do odkrycia w nich Chrystusa, do użyczenia im naszego głosu w ich sprawach, ale także do bycia ich przyjaciółmi, słuchania ich, rozumienia ich i przyjęcia tajemniczej mądrości, którą Bóg chce nam przekazać przez nich” - wskazuje Ojciec święty w „Evangelii gaudium”. Solidarność z nimi, a nie tylko pomoc charytatywna, pozostaje więc jednym z najważniejszych zadań, jakie stawia przed nami Chrystus, a do wypełniania którego wzywa nas Ojciec Święty.

Magisterium gestu Franciszka

Ten głęboki przekaz zawarty jest w prostych gestach Franciszka. Owszem można się irytować dość swobodnym podejściem do liturgii czy uczynieniem z niej narzędzia do komunikacji, ale trudno nie dostrzec, że akurat w tej kwestii Franciszek pozostaje wiernym uczniem bł. Jana Pawła II. Obaj oni bowiem budują szczególnie mocno coś, co określić można magisterium gestu, czyli nauczaniem nie tyle za pomocą słów, ile zachowania, interpretacji czy reinterpretacji pewnych pięknych tradycji czy liturgii. Franciszek idzie tą samą drogą, by wezwać nas do przemiany swego życia, byśmy za sprawą mediów – które przekazują obrazy na cały świat – mogli zmierzyć się z własnym chrześcijaństwem i sprawdzić, czy rzeczywiście idziemy drogą Chrystusa, dostrzegając Go w najsłabszych.

Tomasz P. Terlikowski