„Z wojska robi się ochronkę, przedszkole. Wielu ludzi, czynnych wojskowych zastanawia się, po co nam taka armia? Dziś szkolenie bardziej przypomina wychowanie bezstresowe. Dzieciaki w szkole mają więcej stresów” – powiedział gen. Roman Polko w radiowej „Jedynce”.

„Dziś kandydaci na oficerów nie mogą biegać, bo może byłoby to "niehumanitarne". Oni na stołówkę chodzą w dresikach, nie śpiewając po drodze” – dodał.

Generał zauważył też, że w razie ewentualnej agresji na Polskę wciąż nie wiadomo, kto miałby kierować armią. „Należałoby zmienić konstytucję po to, by dowódca na czas wojny mógł przygotowywać się do tej funkcji w czasie pokoju. W tej chwili mamy trzech dowódców na równym poziomie. Jest to dowódca generalny, dowódca operacyjny i szef sztabu generalnego. Oznacza to, że jeśli cokolwiek złego się stanie, to jeden na drugiego może wskazywać palcem” – wyjaśnił były szef GROM.

Stwierdził też, że za działania polskiej armii podczas wojny powinien być odpowiedzialny szef sztabu. „Szef sztabu generalnego jest pierwszym żołnierzem i w czasie pokoju przygotowuje żołnierzy do wojny, a w czasie wojny obejmuje dowodzenie polskim komponentem bojowym” – powiedział.

Generał ostro ocenił też planowane przez Baracka Obamę działania przeciwko Państwu Islamskiemu. Mają się one opierać na atakach lotniczych i nie przewidują żądnego zaangażowania wojsk lądowych. Tymczasem, jak wskazuje gen. Polko, w ten sposób konfliktu w Iraku wygrać nie można.

„Amerykańscy wojskowi z pewnością z dystansem patrzą na to, co mówi prezydent Obama. Pewnie niektórzy łapią się za głowy albo nawet piszą wnioski o zwolnienie z armii” – skomentował generał. „Poprzez bombardowania nie zaprowadzi się pokoju, co najwyżej można zniechęcić ludność lokalną, która przy okazji będzie ponosiła ofiary” – dodał.

bjad/gazeta.pl