Obraz obu sowieckich komendantów, jaki wyłania się z publikacji, jest skrajnie jednostronny - czytamy w " Naszym Dzienniku". Generał Ewgienij Leoszenia został komendantem WAT w 1951 r. po aresztowaniu przez Informację Wojskową jej pierwszego szefa i jednocześnie twórcy Akademii, przedwojennego oficera Wojska Polskiego gen. Floriana Grabczyńskiego. Jak odnotowuje broszura, aresztowania dokonał m.in. mjr Marian Cimoszewicz, szef uczelnianej Informacji Wojskowej, skądinąd ojciec obecnego polityka lewicy i byłego premiera. Generał Grabczyński został oskarżony o rzekomą działalność szpiegowską.
– W latach stalinowskich odbyła się bardzo poważna destrukcja wewnętrzna Wojska Polskiego, której celem było zniszczenie wszelkiej ciągłości z wojskiem II RP. I temu służyła przede wszystkim sowiecka Informacja Wojskowa tropiąca różnego rodzaju przejawy suwerenności czy ciągłości w formie wyszukiwania i skazywania na wieloletnie więzienia lub co najmniej wyrzucania z wojska ludzi z PSZ na Zachodzie czy przedwojennego Wojska Polskiego – mówi historyk prof. Jan Żaryn (UKSW).
– Te związki z przeszłością były z punktu widzenia sowieckiego obciążeniem dla armii, która miała wkomponować się w interesy Armii Czerwonej – dodaje.
Jednak w broszurze o Leoszenii obszernie przedstawia się jego karierę w Armii Czerwonej i przyznane w związku z tym odznaczenia, jak order Lenina „nadawany osobom za szczególnie wybitne zasługi obrony Ojczyzny”, oczywiście sowieckiej. Opisy sowieckich medali i ich zdjęcia zajmują w materiale kilka stron.
We wspomnieniach padają pochwały, że był dobrym organizatorem, a za jego przyczyną „na Boernerowie jest tyle zieleni”. Pułkownik w stanie spoczynku prof. Michał Hebda, wychowanek sowieckiego generała, stwierdza wręcz, że jego „dokonania na rzecz Polski są świadectwem patriotyzmu i przywiązania do Ojczyzny. W przypadku generała Eugeniusza Leoszenii przywiązania do pierwszej swojej Ojczyzny – Polski”. Jest to tym bardziej zaskakujące, że w innych miejscach podawana jest informacja, że Leoszenia praktycznie nie mówił po polsku, a po przesileniu 1956 r. wyjechał do Związku Sowieckiego.
Inne wspomnienia wychowanka Leoszenii, pułkownika w stanie spoczynku Tadeusza Przychodzienia, to niemal laurka. „W tamtych czasach słowo ’socjalizm’ nie zawsze oznaczało szacunek dla jednostki. Generał Leoszenia był człowiekiem, który taki szacunek potrafił okazać” – pisze Przychodzień. Dalej czytamy eufemistyczne stwierdzenie, że po II wojnie światowej „drastycznie ’odchudzano’ szeregi wojska”. Ale uczelnia wojskowa ostała się, mimo tych praktyk, za sprawą sowieckiego generała. „WAT, która powstała w 1951 r., pozostała, śmiem twierdzić, głównie za sprawą gen. Leoszenii” – uważa autor.
Fragment prawdziwego obrazu sowieckiego komendanta widzimy tylko krótko w tekście płk. w st. spocz. Ryszarda Piotrowskiego, przewodniczącego Rady Związku Sybiraków Województwa Mazowieckiego. „Narzucono kadrze i słuchaczom Wojskowej Akademii Technicznej sowiecki, stalinowski sposób i styl życia. Konsekwencją takiej polityki było – za wiedzą i zgodą generała Leoszenii – usuwanie z uczelni tych wykładowców wojskowych i cywilnych, którzy nie zgadzali się z przedstawianiem priorytetu nauki rosyjskiej i radzieckiej w dziedzinie techniki wojskowej” – stwierdza Piotrowski. W innych wspomnieniach mowa jest z kolei o tym, że Leoszenia bronił, przynajmniej niektórych, pracowników przed czystkami, z racji przynależności do AK czy służby w przedwojennym WP.
Piotrowski zaznacza, iż Leoszenia „podkreślał, że jest oficerem radzieckim” i to on wprowadził promocje na wzór ceremoniału sowieckiego, a po śmierci Stalina „wydał rozkaz obowiązkowego studiowania jego życiorysu”. Dalej przyznaje, iż „okazało się również, że wszystko, czego dokonał generał Florian Grabczyński w początkowym okresie tworzenia Akademii, zostanie przypisane generałowi Leoszenii”. Na uczelni znalazło się w okresie stalinowskim wielu wykładowców sowieckich, którzy prowadzili wykłady po rosyjsku - pisze w "Naszym Dzienniku" Zenon Baranowski.