Roman Polański pojawił się na otwarciu Muzeum Historii Żydów w Polsce i został tam przyjęty z honorami godnymi wielkiego twórcy. Mimo, że za przestępstwo seksualne jakiego dopuścił się na nieletniej, w całych Stanach Zjednoczonych ścigany jest listem gończym, a Interpol ma nakaz zatrzymania go przy pierwszej nadarzającej się okazji, polskie władze najwidoczniej nie zamierzają stosować się do międzynarodowych ustaleń. Polański wprawdzie sam stawił się do krakowskiej prokuratury, śledczy jednak uznali, że aresztowanie reżysera jest bezcelowe, skoro... oczekujemy na wniosek o jego ekstradycję. Przysłana Polsce decyzja o ekstradycji niczego w sytuacji Polańskiego nie zmieni, bo od wtoku reżyser przebywa już poza granicami naszego kraju.

Zdumiewające jest w tej sprawie tłumaczenie doradcy Ewy Kopacz, wiceministra spraw zagranicznych Rafała Trzaskowskiego, który stwierdził, że Polański nie musi obawiać się zatrzymania, bo „ ma on duże zasługi dla polskiej kultury, więc można mieć problem z podjęciem jednoznacznej decyzji”. - Trzeba być ostrożnym, by Romana Polańskiego nie narażać na takie sytuacje… - dodał.

Przypomnijmy sobie, jak bronili Polańskiego koledzy po fachu.

Gdy w 2009 r. szwajcarskie władze aresztowały reżysera, czołowi polscy twórcy stanęli za nim murem. Stowarzyszenie Filmowców Polskich zaapelowało w liście do władz Szwajcarii, by natychmiast uwolniły Polańskiego. Filmowcy argumentowali, że wyjazd Polańskiego z USA "był ucieczką przed sądowym linczem". Potępili jednocześnie zachowanie szwajcarskich władz, bo w Szwajcarii Polański „bywał przecież kilkakrotnie, ma tam nawet dom” (…). „Fakt aresztowania artysty w drodze po nagrodę za całokształt twórczości podczas festiwalu filmowego w Zurychu uważamy za prowokację" – napisali. Pod listem znalazły się nazwiska się m.in. Andrzeja Wajdy, Izabeli Cywińskiej i Jerzego Skolimowskiego.

Także dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszka Odorowicz zapewniła, że polscy filmowcy nie zgadzają się na ekstradycję Polańskiego do USA.

- To jest jakaś potworna złośliwość amerykańskiego prawa. Ma one w sobie taką bezwzględność. To jest kraj prawa. Ale myślę, że były okazje by tę sprawę już umorzyć - powiedziała Agnieszka Holland. - Naprawdę gorsze rzeczy się dzieją" – zaznaczyła.

Zdumiewające, w jaki sposób tłumaczył Polańskiego Kazimierz Kutz: - W środku jest bezbronny i nieposkładany emocjonalnie, strasznie będzie więc znosił dwie rzeczy: tęsknotę i dramat rodziny, którą zostawił, a także małą przestrzeń - lamentował się Kutz. - Roman i jego rodzina może przeżyć dramat, którego sobie nie wyobrażamy. Może to go roztrzaskać - ubolewał.

Nawet Krzysztof Zanussi bronił w "Kropce nad i" Polańskiego, który oczekiwał w szwajcarskim areszcie na decyzję w sprawie ekstradycji do USA. Zanussi stwierdził, że Polański stał się ofiarą własnej popularności a dziewczynka, z którą spał była... prostytutką. - Nie wierzę w niewinność ofiary. Ona nie robi wrażenia, że znalazła się tam przypadkiem - mówił w TVN24 reżyser.

Aktor Daniel Olbrychski choć przyznał, że czyn Polańskiego "był haniebny", to reżyser już go odpokutował. - To się ciągnie za nim latami. Ma zamknięty wjazd do wielu krajów. To jest poważna kara, zabroniono mu bycia obywatelem świata - mówił Olbrychski. Dodając, że Polański "przez lata musiał uciekać przed linczem".

Znany dziennikarz i krytyk filmowy Tomasz Raczek oponował, że ściganie Polańskiego za gwałt na nieletniej sprzed ponad 30 lat jest niepotrzebne, ponieważ dziewczyna, którą wykorzystał reżyser, poprosiła o umorzenie sprawy.

Wzięty polski seksuolog Zbigniew Lew -Starowicz tłumaczył Polańskiego, że nie jest on pedofilem gdyż nieletnia „wyglądała jak kobieta, a nie jak dziecko”, zaś całej sprawie winna jest matka dziewczyny, którą nazwał "stręczycielką". Nie Polański.

To, że ofiara wybaczyła sprawcy, że odbywanie kary może być dla kogoś i jego rodziny zbyt obciążające, że ofiara gwałtu mogła być prostytutką (13-latka?!), że zakaz pobytu w danym kraju to wystarczająca kara, zapewne nie przekonałoby żadnego sędziego, gdyby oskarżonym był „zwykły” człowiek. Przykre, że przedstawiciele tzw. elity kulturalnej usprawiedliwiają działania człowieka, który za wszelką cenę unika odpowiedzialności za swoje haniebne czyny. Bo niby twórcy wolno więcej?

Jak widać, polski wymiar sprawiedliwości konsekwentnie stosuje podwójne standardy w odniesieniu do ludzi „znanych i zasłużonych” mających na swoim koncie poważne wykroczenia, jak i w odniesieniu do tzw. zwykłych przestępców. Może po prostu wyłączmy celebrytów spod obowiązującego w Polsce kodeksu karnego? Żeby nie gorszyć społeczeństwa uprawianą hipokryzją.

Emilia Drożdż