Portal Fronda.pl: Czy wiarygodne wydają się Panu wypowiedzi Radosława Sikorskiego w rozmowie z amerykańskim portalem Politico, wskazujące na to, że Władimir Putin proponował Donaldowi Tuskowi udział w rozbiorze Ukrainy?

Piotr Semka: Oczywiście, jestem sobie w stanie wyobrazić, że Władimir Putin próbował w ten sposób testować Donalda Tuska. Jak pamiętamy, Putin podchodził z bardzo dużym cynizmem i chłodem do wyraźnych starań Tuska o zawiązanie przyjaźni. Jego dzisiejsze zaprzeczenia uważam po prostu za naturalną reakcję kogoś, kto nie chce być oskarżony o to, że mając taką wiedzę, upozorował światu fikcję sojuszu polsko-rosyjskiego. Bez wątpienia cała sprawa stawia też Tuska w gorszym świetle, jako przewodniczącego Rady Europejskiej. Może po prostu Radosławowi Sikorskiemu wypsnęło się słowo prawdy i kiedy to mówił, nie przewidywał, jak bardzo ta wypowiedź skompromituje politykę Platformy wobec Rosji.

Dość kuriozalnie brzmią dziś tłumaczenia obu polityków nt okoliczności tego spotkania w Moskwie w 2008 r. Sikorski przekonuje, że otrzymał tylko relację dotyczącą propozycji Putina, Tusk zaś twierdzi, że Sikorski był obecny na spotkaniu z prezydentem Rosji... 

Nie chcę dywagować, czy Donald Tusk opowiedział to Radosławowi Sikorskiemu, czy też był on świadkiem. Znając Putina, można przewidywać, że dążył do spotkania z Tuskiem w cztery oczy. Putin jest jak taki wąż dusiciel, który próbuje wyssać siłę psychiczną z partnera w dyskusji. Domyślam się, że Putin pozwolił sobie na takie działanie sondażowe wobec Tuska, żeby sprawdzić jaka będzie jego reakcja, a potem Tusk podzielił się tą informacją z Sikorskim.

Argumentacja Donalda Tuska, że będąc premierem RP „nie mógł” się wcześniej wypowiadać na ten temat, jest mało przekonująca. 

Rzeczywiście, jest to podejrzane i może świadczyć o tym, że mamy do czynienia z jakąś zagrywką polityczną Donalda Tuska. On w tym sensie nie ryzykuje, że wszystkie rozmowy w cztery oczy można zdementować, dlatego może zaprzeczać. O ile oczywiście Rosjanie nie mają takiego nagrania, bo wtedy będzie to dla niego nieprzyjemne rozczarowanie.

Wiarygodność Sikorskiego jako byłego ministra spraw zagranicznych zostaje chyba mocno podważona, jeśli zasłania się on brakiem pamięci, odpowiadając na pytania dziennikarzy w związku z tą sprawą... 

Nie może być tak, że człowiek, którego także dzięki poparciu Donalda Tuska desygnowano na marszałka Sejmu, przekazuje informacje, które mogą mieć istotne znaczenie dla polskiej polityki, a potem twierdzi, że był to wynik jego zakłóceń pamięci. To jest żenujące. Donald Tusk robi zaś dobrą minę do złej gry. Wybierając kompromitację Sikorskiego, chroni oczywiście swój wizerunek.

Czy wypowiedź Sikorskiego może mieć poważniejsze konsekwencje dla jego kariery politycznej?

W Polsce ludzie bardzo szybko zapominają o wszystkich aferach. Politycy Platformy również. Do pojawiających się deklaracji, że Sikorski jest skończony, podchodzę z dużą ostrożnością.

Rozm. ed