Rozentuzjazmowanie wokół wyboru szefa PO na urząd unijnego „prezydenta” tłumaczą chyba wyłącznie nasze kompleksy, bowiem stanowisko to ma, zgodnie z traktatem lizbońskim, głównie uprawnienia reprezentacyjne. Ten fakt udowadnia kadencja Hermana Van Rompuya, który podczas ostatnich dwóch lat, nie uczynił nic znaczącego dla UE.

Jaki Tusk?

Stanowisko na czele Unii jest zwieńczeniem kariery gdańskiego polityka. Jak zachowa się Donald Tusk, tego nie wiadomo. Czy będzie na tyle odważny, aby bronić interesów kraju, który wyniósł go do tego zaszczytu, czy pójdzie raczej w ślady Aleksandra Kwaśniewskiego, który po złożeniu urzędu stał się rzecznikiem interesów obcych krajowi?

A do zrobienia jest wiele. To nie tylko postawa Unii Europejskiej wobec Rosji, ale przede wszystkimi Pakiet Klimatyczny i jego konsekwencje dla naszego kraju. Konflikt na Wschodzie tylko podgrzewa obawy o nasze bezpieczeństwo energetyczne i trzeba temu zaradzić, właśnie na poziomie europejskim.

Podkreśla się germanofilstwo premiera, ale Polska do tej pory musiała budować alternatywne koalicje wobec dominującej roli Niemiec i Francji. Grupa Wyszehradzka, Wielka Brytania czy Włochy mogą być dla nas równie ważnymi partnerami do współpracy w Europie co zachodni sąsiedzi.

Zupełnym nieporozumieniem jest powołanie włoskiej ex-komunistki Frederici Mogherini na szefową unijnej dyplomacji. Zważywszy na to, że do włoskich towarzyszy płynął od zawsze strumień moskiewskich pieniędzy, nie trudno zgadnąć jakie ma sympatie. Prawdopodobnie to ona ma równoważyć unijny kurs wobec Kremla.

Ewakuacja

Wybór Donalda Tuska na prestiżowe europejskie stanowisko jest rozdaniem ostatniej szansy dla Platformy Obywatelskiej. Faktycznie wygląda na to, że premier ucieka z tonącego okrętu – kraju niewyjaśnionych afer i politycznych kłopotów macierzystego ugrupowania. Platforma będzie więc mogła mówić lemingom – popatrzcie jak zostaliśmy docenieni w Europie i lemingi zapewne to kupią.

Dlatego można się spodziewać się, że paradoksalnie lokalna polityka będzie odtąd robiona z perspektywy Brukseli i w mediach będą dominowały relacje z rzekomych europejskich sukcesów naszego ex-premiera przy równoczesnym straszeniu nieprzewidywalną oraz nie-europejską opozycją. Być może Platforma na jakiś czas odbije się od dna, nawet w wyborach samorządowych, chociaż obecna rola Tuska ma się nijak do rozwiązywania problemów lokalnych.

Pozostaje domniemywać jakich targów dobili unijni politycy godząc się na ten wybór. Czy Polska przypadkiem nie weźmie na siebie większość odpowiedzialności za politykę europejską wobec Rosji, a więc nie będziemy najmocniej odczuwali reperkusji konfliktu na Wschodzie? Obawiam się, że właśnie tak się stanie. Niemcy nie mogą przecież ginąć za Warszawę, ale Polacy za Berlin – jak najbardziej.

Rozliczać polityków

Tak czy siak, opinia publiczna powinna rozliczać premiera nie z tego, czy ładnie się uśmiecha, ale z tego, co konkretnie zrobi w Brukseli dla Polski. Czy uchroni nasz kraj przed skutkami ewentualnego zaostrzenia sankcji? Czy zdoła zablokować wejście w życie szkodliwych dla kraju regulacji związanych z polityką klimatyczną? Czy będziemy mieli gaz zimą?

Ważne są też negocjacje prowadzone w kuluarach. Właśnie dzięki nim mogą zapaść kluczowe decyzje w sprawie obronności. Na przykład takie, czy natowskie bazy w Europie Środkowej powstaną czy nie. A jeśli powstaną, to czy np. na Suwalszczyźnie, aby bronić Polski, czy wyłącznie w okolicach Szczecina, gdzie oddadzą przysługę na rzecz Niemiec.

O tym dowiemy się w ciągu najbliższych miesięcy.

Tomasz Teluk