1. Nikczemne słowa – spadaj kurduplu – nie wzięły się w Sejmie znikąd.

Oszołomi, szaleńcy, paranoicy, schizofrenicy, bydło, watahy, ścierwa, śmieci, kurduple... to tylko niektóre słowa z języka, którego w ostatnich latach szczególnie często doświadczają politycy Prawa i Sprawiedliwości.

Język, który nie krytykuje, lecz poniża, uderza w godność.

Nie język sporu, który w polityce jest czymś naturalnym, tylko język obelgi, pogardy i nienawiści.

Szczególnie mocno doświadcza tego Jarosław Kaczyński, z którym walka polega nie na krytyce, ale na nieustannym poniżaniu osobistym, z osobistym kontem, osobistym kotem i osobistym wzrostem włącznie.

2. Owszem, Prawo i Sprawiedliwość też nierzadko mówi ostro.

Oni stoją tam, gdzie stało ZOMO... – ta wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego przywoływana jest najczęściej jako przykład mowy nienawiści.

A przecież nie nie było w tym zdaniu ani pogardy, ani nienawiści, ani uderzenia w godność człowieka. Była krytyka, była niezgoda na określone zachowanie, był spór ad rem, ale nie było w tym ataku personalnego, nie było obelgi. Zresztą porównanie do ZOMO nie powinno urażać tych, którzy dowódcę ZOMO generała Kiszczaka nazywali człowiekiem honoru.

3. Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa... a usłyszysz, na czym polega zasadnicza różnica języka, używanego po obu stronach politycznej barykady. Prawo i Sprawiedliwość mówi ostro, ale mówi językiem sporu. Partia polityczna po to przecież jest, aby wyrażać poglądy i się spierać.

Niestety druga strona atakuje nie poglądy, nie zachowania polityczne, lecz uderza wprost w godność ludzi.

Język pogardy i nienawiści wyhodował kiedyś Cybę. Obawiam się, że hoduje następnego. 

Janusz Wojciechowski/Salon24.pl