Sekta pancernobrzozowców ma poważny problem z profesorem Biniendą.

Bo Binienda, nie dość, że profesor, to jeszcze od niedawna doradca naukowy prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Cała wiara pancernobrzozowców opierała się na założeniu, że Binienda to leszcz, niemający pojęcia o fizyce, w związku jego naukowe wywody, że tupolew nie zahaczył o brzozę, tylko rozpadł się w powietrzu, funta kłaków nie są warte. I powoływali się na ustalenia generalissy Anodiny – doradczyni Putina oraz magistra Millera – doradcy Tuska.

Ale w Stanach Zjednoczonych na doradców naukowych prezydenta raczej nie nie biorą leszczy. Ryzykowne jest więc teraz obśmiewanie Biniendy.

Ryzykowne tym bardziej, że wśród adwersarzy Biniendy, w sławnej komisji Millera, nie sposób znaleźć żadnego profesora (poza jednym, specjalistą od drogownictwa), a najwyższym lotniczym autorytetem naukowym wydaje się pozostawać doktor Lasek...

Janusz Wojciechowski/Salon24.pl