Zdaniem generała Hodgesa, Moskwa może posłużyć się taktyką tzw. działań poniżej progu uruchomienia artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, który zakłada wspólną obronę w przypadku zbrojnego ataku na jedno z państw członkowskich NATO.
„Wystarczyłoby, że Rosja uderzyłaby w Litwę lub Łotwę, a następnie zatrzymała ofensywę, zadając pytanie Zachodowi: czy jesteście gotowi na wojnę atomową, czy wolicie pokój kosztem tych państw?” – tłumaczył Hodges.
Według niego, taki ruch miałby na celu pokazanie, że państwa NATO nie są gotowe walczyć za siebie nawzajem, co oznaczałoby dla Sojuszu katastrofalną utratę wiarygodności.
„Jeśli reakcja byłaby zachowawcza, byłaby to klęska NATO. Gdyby jednak odpowiedź była natychmiastowa i zdecydowana – to byłby całkowity koniec Rosji” – zaznaczył.
Hodges odniósł się także do trwających walk na wschodzie Ukrainy. Skomentował doniesienia o zajęciu przez Rosję Pokrowska, wskazując, że to miasto – choć niegdyś istotne logistycznie – dziś nie ma już strategicznego znaczenia.
„Pokrowsk jest niemal zrównany z ziemią. Rosjanie będą to przedstawiać jako sukces, ale realnie niczego to nie zmienia” – stwierdził generał.
Według niego, mimo trudnej sytuacji frontowej, Ukraina wciąż ma szanse utrzymać pozycje, pod warunkiem utrzymania wsparcia Zachodu.
Były dowódca amerykańskich wojsk w Europie krytycznie ocenił obecną politykę administracji Donalda Trumpa wobec Ukrainy.
„Waszyngton nie robi wystarczająco dużo. Ograniczenie pomocy nie oznacza mniejszej presji, tylko większe zagrożenie. Jeśli chcemy powstrzymać Rosję przed atakiem na Litwę, Łotwę czy Polskę, musimy pomóc Ukrainie zwyciężyć” – podkreślił Hodges.
Generał dodał, że nie ma pewności, czy obecny prezydent USA rzeczywiście zdecyduje się na konkretne działania wobec Moskwy.
„Nie mam żadnego przekonania, że Trump zrobi cokolwiek w tym aspekcie. Zmienia zdanie, ale ostatecznie nie podejmuje działań, które realnie uderzyłyby w Putina czy Orbána” – stwierdził wojskowy.
