Obecna większość sejmowa rozpoczęła sprawowanie władzy w kraju od tzw. afery wiatrakowej, czyli skierowania przez posłów PO i Polski 2050 projektu ustawy, okrzykniętego jako „lex Siemens”. Ustawa zakładała możliwość stawiania farm wiatrowych 300 m od zabudowań i wywłaszczanie prywatnych właścicieli. Wycofano się z niej w atmosferze skandalu, kiedy pojawiały się kolejne doniesienia, wedle których politycy rządzącej większości mogli ulec lobbingowi.  

Teraz temat wraca. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zaprezentowało nowe propozycje zmian w tzw. ustawie wiatrakowej, które zakładają skrócenie dystansu od zabudowań mieszkalnych do 500 m. Wiatraki będzie można też stawiać w odległości 1,5 km od parków narodowych i w odległości 0,5 km od obszarów Natura 2000.

W rozmowie z portalem wPolityce.pl do sprawy odniósł się prof. Władysław Mielczarski.

- „Widać olbrzymi wpływ lobbystów branży wiatrakowej, powstaje wrażenie, że to oni w zasadzie kreują akty prawne”

- stwierdził ekspert.

Również była szefowa MKiŚ Anna Łukaszewska-Trzeciakowska ocenia, że „lobby wiatrakowe w resorcie klimatu ma się bardzo dobrze”.

- „Po wpadce z grudnia teraz lobbyści nauczyli się, żeby korzystne dla siebie przepisy były bardziej sprytnie napisane i w sposób bardziej skomplikowany. Ale kierunek jest ten sam - nadal widać parcie na odnawialne źródła i stawiać je będzie można, gdzie i jak tylko się da, ale nie z pożytkiem dla systemu czy cen energii”

- przekonuje.