Nie milkną komentarze po piątkowej uchwale Izby Karnej Sądu Najwyższego, która podważyła zmiany w Prokuraturze Krajowej dokonane przez rząd Donalda Tuska. Przypomnijmy, że nie mogąc odwołać prokuratora krajowego bez zgody głowy państwa, minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar wręczył na początku roku prok. Dariuszowi Barskiemu opinię, w której stwierdził, że ten został w nieprawidłowy sposób przywrócony do służby ze stanu spoczynku, wobec czego nigdy nie był legalnym szefem PK. Następnie powołano prok. Jacka Bilewicza na nieprzewidzianą w ustawie funkcję „p. o. prokuratora krajowego”, by wreszcie – bez wymaganej prawem opinii prezydenta – powołać na nowego prokuratora krajowego prok. Dariusza Korneluka. Sąd Najwyższy uznał jednak, że wszystkie te zmiany były sprzeczne z prawem, ponieważ prok. Barski został prawidłowo powołany, a więc dalej jest rzeczywistym prokuratorem krajowym. Rządzący, jak robili to wielokrotnie po przejęciu władzy, po ogłoszeniu niekorzystnej dla nich decyzji uznali, iż podjęli ją „neosędziowie”, a więc jest nieważna i zapowiedzieli jej nierespektowanie.

Narrację rządu w „Kanale Zero” obala wybitny konstytucjonalista, prof. Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego.

- „Należałoby rozpocząć przywracanie praworządności w prokuraturze. Rozpocząć od tego, że trzeba byłoby po pierwsze uregulować te konsekwencje rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego. I uregulować również, zapewne ustawowo, status tych wszystkich powołań, których dokonał prokurator ulokowany na tym miejscu przez premiera i współdziałającego z nim prokuratora generalnego”

- zauważył prawnik.

- „Można by również pomyśleć o konsekwencjach dalej idących, konsekwencjach politycznych. Bo jeśli panowie realizowali pewną koncepcję prawną, a po jej zrealizowaniu okazało się to bezprawiem, to odpowiedzialność polityczna jest tutaj oczywista”

- dodał.

Podkreślił, że opinie większości sejmowej, opinie polityków, „nie mogą rzutować na status jakiegokolwiek sądu”. Dziś natomiast rządzący twierdzą, że podejmujący uchwałę sędziowie nie są sędziami, a Sąd Najwyższy nie jest sądem. Prof. Piotrowski zwrócił uwagę, że polskie prawo nie zna takiego określenia, jak „neosędziowie”.

- „Dopóki nie ma odpowiedniego uregulowania ustawowego w tej materii, to i żadnych neosędziów nie ma”

- stwierdził.

Kwestionowanie zapadłych z udziałem sędziów nazywanych „neosędziami” wyroków natomiast „z konieczności rzutuje w sposób negatywny na prawa i wolności obywatelskie, ponieważ to osłabia pewność porządku prawnego”.

- „Nigdy nie można być przekonanym, że nasza sprawa została zamknięta”

- zauważył.

W ten sposób upolityczniona zostaje władza sądownicza. Tym bardziej, że - jak zwrócił uwagę prof. Piotrowski - działania rządu w tym zakresie wspiera część środowiska sędziowskiego.

- „Część środowiska sędziowskiego znajduje się w takiej unii politycznej z władzą wykonawczą, co jest absolutnie nie do pomyślenia z punktu widzenia Konstytucji”

- podkreślił.

Wracając do piątkowej uchwały, konstytucjonalista ocenił, że Sąd Najwyższy „stanął po stronie praworządności”. Niestety jednak, „wizja praworządności, którą ma władza wykonawcza, jest zupełnie inna niż przekonanie, że trzeba działać na podstawie i granicach prawa”. Ostatecznie więc, jak zauważył, o praworządności w prokuraturze zdecydują wyborcy w najbliższych wyborach prezydenckich.