Adam Sosnowski

,,WPIS''

Tytuł tego artykułu może się wydawać smutny, ale oddaje rzeczywistość panującą w Wiecznym Mieście. Dzień 16 października 2018 r., czyli 40-lecie wyboru papieża Jana Pawła II, był nad Tybrem dniem jak każdy inny. Po godz. 8 księża pędzili uliczkami prowadzącymi do Watykanu do swoich miejsc pracy, godzinę później – i już nieco wolniejszym krokiem – dołączyli do nich prałaci i biskupi, szefowie poszczególnych dykasterii. Słońce wyłaniało się z lewej strony Bazyliki św. Piotra, stopniowo oświetlając szeroką Via della Conciliazione. Nieśmiało zaglądało też do okien Pałacu Apostolskiego, ale promienie spotkały tam jedynie pustkę – papież, najsłynniejszy rezydent tej cudownej, renesansowej perły, już tam nie mieszka. To nie jedyna zmiana, którą wprowadził Franciszek, 265. następca św. Piotra.

Jeszcze 10 lat temu w Watykanie bez większego problemu można było się porozumieć w języku polskim: w każdej prefekturze pracowało kilku polskich księży, trzech Polaków (dwóch kardynałów i jeden arcybiskup) przewodniczyło kluczowym dykasteriom.

16 października 2018 r. już niewiele po tym zostało. Mało kto pamiętał, że dokładnie 40 lat temu na Placu św. Piotra zebrały się setki tysięcy wiernych, których przywitał wówczas nowy biskup Rzymu z dalekiego kraju, człowiek, który jak niewielu przed nim zmienił świat i wprowadził ludzkość w nowe tysiąclecie.

Watykan obojętnieje

Tak go kiedyś tam kochali… Dziś gdyby nie wysiłek Polaków, to ta rocznica kompletnie nie zwróciłaby w Rzymie niczyjej uwagi. Pytałem się zaprzyjaźnionego watykanisty Andrei Gagliarducciego, który codziennie spędza po kilkanaście godzin za Spiżową Bramą i z dziesiątkami biskupów jest na ty, czy Rzym naprawdę nie pamięta o tym 40-leciu? Jego odpowiedź była tyleż krótka, co bezpośrednia: „Zupełnie nie pamięta”. Ponieważ widział moje niedowierzanie, rozwinął swą myśl: „Wiesz, prawda jest taka, że Watykan obojętnieje na coraz więcej rzeczy i sam zapomina o swojej wyjątkowości. Widać to nawet po liturgii, która staje się coraz uboższa i niedbała. Widać to również po kanonizacji Pawła VI, która miała miejsce dwa dni przed 40. rocznicą wyboru papieża Jana Pawła II. Trwała szybciej niż zazwyczaj i ‘dokooptowano’ jeszcze kilka dodatkowych osób, które wyniesiono do godności ołtarzy, tym samym umniejszając rangę samego Pawła VI. Nawet trwający właśnie synod nie wzbudza większych emocji”.

W połowie października w Rzymie byłem przez kilka dni i spacerowałem po mieście, zaglądając do wielu kościołów, aby sprawdzić, czy w jakikolwiek sposób wspomina się św. Jana Pawła II. Jak wiadomo, kościołów w Rzymie nie brakuje, więc było gdzie zaglądać. Marsz po Wiecznym Mieście okazał się jednak daremnym trudem, gdyż w żadnej z rzymskich świątyń nie znalazłem tego, czego szukałem. Przepiękne zabytki z murami okadzonymi wiekami kościelnej historii wspominały w pięknych dziełach sztuki wielu świętych – tylko Jana Pawła II brakowało. Nie było żadnych specjalnych uroczystości, żadnych jubileuszowych Mszy św., nabożeństw, wystaw, czasopism czy nawet plakatów. 13 lat po śmierci i 4 lata po kanonizacji papieża z Polski tyle po nim zostało w mieście, które przez 27 lat wyjątkowego pontyfikatu było jego domem i jakże było z niego dumne.

Prezydent i arcybiskup z Krakowa ratują sytuację

Najważniejsze inicjatywy, które jednak się odbyły, zawdzięczamy Polakom, a szczególnie Krakowowi. To Archidiecezja Krakowska oraz prezydent Andrzej Duda, rodowity krakowianin, wspomagany przez innego krakowianina prof. Krzysztofa Szczerskiego, szefa prezydenckiego gabinetu, sprawili, że duch św. Jana Pawła II przynajmniej przez chwilę uniósł się nad stolicą Włoch.
Uroczystości zapoczątkował abp Marek Jędraszewski, który wraz z kard. Stanisławem Dziwiszem przybył do Rzymu, aby oddać hołd Karolowi Wojtyle – Janowi Pawłowi II, którego nauka stanowi dla obecnego metropolity niekończącą się inspirację do dobra i wiedzy.
Dzięki biskupom krakowskim w Rzymie miały miejsce dwa duże wydarzenia. Przede wszystkim w kościele Santo Spirito in Sassia, który znajduje się tuż obok Watykanu i jest bardzo polskim kościołem – w nawach bocznych znajdują się wspaniałe ołtarze poświęcone św. Siostrze Faustynie i św. Janowi Pawłowi II, a rektorem świątyni jest Polak, ks. prał. Józef Bart. Abp Marek Jędraszewski przewodniczył tam uroczystej Mszy św., która stanowiła dziękczynienie za 27 lat pontyfikatu świętego papieża z Polski.
Do obrazu Jezusa Miłosiernego oraz wizyty Ojca Świętego w Santo Spirito in Sassia w 1995 r. nawiązał w homilii kard. Stanisław Dziwisz: „Od tamtego czasu modlili się przed nim i nadal modlą się codziennie pielgrzymi z całego świata. My dzisiaj dołączyliśmy do tego orszaku. Św. Jan Paweł II, mając na myśli chorych i personel pobliskiego szpitala Ducha Świętego, ale także wszystkich modlących się, powiedział w tym kościele: ‘Miejcie ufność w Panu! Bądźcie apostołami Bożego Miłosierdzia i idąc za zachętą i przykładem błogosławionej Faustyny, troszczcie się o tych, którzy cierpią na ciele, a szczególnie na duchu. Starajcie się, aby wszyscy mogli doświadczyć miłosiernej miłości Pana, który pociesza i napełnia radością. Niech Pan Jezus będzie waszym pokojem!’ Te słowa dzisiaj są dalej aktualne i obowiązują także nas, a papież będąc jeszcze metropolitą krakowskim i kardynałem sam był wielkim Apostołem Bożego Miłosierdzia. Później już jako biskup Rzymu ustanowił Niedzielę Bożego Miłosierdzia oraz powierzył świat Bożemu Miłosierdziu w łagiewnickim sanktuarium”, powiedział kard. Dziwisz.

Były ordynariusz krakowski zwrócił uwagę również na inny aspekt pontyfikatu „naszego” Ojca Świętego: „Zdajemy sobie sprawę, jak bardzo dzięki niemu nasz kraj zbliżył się do Rzymu, do Kościoła powszechnego i do całego chrześcijańskiego świata. On nam torował drogę. On niwelował dystans. On rozsławiał Polskę”.

I tak rzeczywiście było, i myślę, że dalej jest, choć akurat w Rzymie w tym niezwykłym dla nas Polaków czasie nie było tego czuć. Ale kard. Dziwisz nie jest bez racji; w wielu miejscach świata sam doświadczyłem fascynacji Janem Pawłem II. Np. w slumsach Buenos Aires jeszcze w 2013 r. biedacy witali mnie z otwartymi ramionami, kiedy mówiłem, że jestem z Polski. „Kraj Ojca Świętego”, krzyczeli z radością i wspominali, jak to papież wstawił się za Argentyną w czasie wojny o Falklandy. Trzy lata temu w Nowym Jorku pani taksówkarz, nielegalna imigrantka z Meksyku, zapytała mnie, czy kojarzę może Wadowice, skoro jestem z Polski, bo tam się urodził grande Juan Pablo. Nawet w Norwegii, którą miałem okazję odwiedzić dwa lata temu i gdzie rozmawiałem z pułkownikiem NATO, ten mi powiedział, że Polskę kojarzy z powodu Jana Pawła II i… Roberta Kubicy.

Wróćmy jednak do Rzymu. W bardzo prestiżowym miejscu odbył się koncert ku czci św. Jana Pawła II. Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego z Rzeszowa oraz Chór Międzyuczelnianego Instytutu Muzyki Kościelnej z Krakowa zachwycały słuchaczy we wspaniałej bazylice Santa Maria Maggiore, jednej z czterech bazylik papieskich, a zatem i jednym z najważniejszych miejsc całego Kościoła Powszechnego, miejscu, które było ważne dla św. Jana Pawła II, a także papież Franciszek otacza je dużą czcią.

„Dzisiejszy koncert to nasze dziękczynienie Panu Bogu za to, co dokonało się 40 lat temu: wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża”, powiedział tego wieczoru metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski. „To dziękczynienie za to, że był on artystą i człowiekiem rozmiłowanym w pięknie. To także dla nas wszystkich okazja szczególna, abyśmy obcując w tej przepięknej bazylice Santa Maria Maggiore z muzyką, przenieśli nasze dusze – jak pisał Jan Paweł II – ze świata zmysłowego w wieczność. Artysta w szczególny sposób obcuje z pięknem. W bardzo realnym sensie można powiedzieć, że piękno jest jego powołaniem, zadanym mu przez Stwórcę wraz z darem talentu artystycznego”.

Te uroczystości były piękne i godne, jednak skupiły głównie rzymską Polonię oraz wiernych z Polski, którzy w ramach pielgrzymki organizowanej przez Archidiecezję Krakowską przebywali w Watykanie.

Papież Franciszek i prezydent Andrzej Duda

Podobnie było z inicjatywą prezydenta Andrzeja Dudy, który odwiedził Watykan w dniach 14–16 października, a zatem na tę wizytę poświęcił trzy dni, co w realiach współczesnych podróży prezydenckich, szczególnie w Europie, jest naprawdę długim okresem. „To bardzo dobry znak, że prezydent Rzeczypospolitej zechciał przyjechać do Rzymu z okazji 40. rocznicy wyboru Jana Pawła II. Napawa nas to optymizmem”, mówił kard. Zenon Grocholewski, były prefekt Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej. Funkcję tę pełnił zresztą wyjątkowo długo, bo przez 16 lat. Stanowisko z powodu wieku stracił podczas pontyfikatu Franciszka.

Prezydent Andrzej Duda spotkał się w Rzymie z obecnym papieżem i zaprosił go na przyszły rok do Polski, gdyż będziemy wówczas obchodzić 100. rocznicę ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych między Rzecząpospolitą a Stolicą Apostolską. Ojciec Święty co prawda jeszcze nie potwierdził swojej wizyty, ale propozycję „przyjął z uśmiechem”, jak relacjonował prezydent Duda po audiencji. Mocno wątpię w to, aby Franciszek w 2019 r. znów odwiedził Polskę, aczkolwiek uważam, że gest i pomysł są bardzo dobre. Byłaby to dla papieża druga podróż do Polski w przeciągu trzech lat, tymczasem oprócz Kuby Franciszek żadnego kraju świata nie odwiedził jeszcze dwukrotnie, a w swojej rodzimej Argentynie nie był jeszcze wcale... Ojciec Święty wyglądał teraz zresztą już na bardzo zmęczonego i poruszał się z trudem, należy więc przypuszczać, że nie będzie odbywał więcej niż cztery czy pięć podróży apostolskich rocznie, natomiast cztery już są zaplanowane na rok 2019, w tym na Światowe Dni Młodzieży (odbędą się w styczniu) w Panamie. Ponadto jeszcze 32 inne kraje wystosowały oficjalne zaproszenia dla papieża Franciszka i na razie nie doczekały się odpowiedzi. To są dane oficjalne, bo nieoficjalnie liczba ta jest prawdopodobnie znacznie wyższa.

Głównym powodem wizyty Andrzeja Dudy w Rzymie była 40. rocznica wyboru papieża Jana Pawła II, więc nie mogła odbyć się w innym terminie. Fakt, że papież Franciszek zgodził się w tym czasie na audiencję, świadczy o jego dobrej woli w stosunku do Polski i jej prezydenta, gdyż z powodu trwającego równocześnie synodu miał w miarę prawdziwy powód, aby odmówić takiego spotkania. Prezydent i Ojciec Święty rozmawiali oczywiście również o sytuacji w Polsce i o perspektywach politycznych Europy, ale to św. Jan Paweł II był główną osią spotkania, co widać chociażby po darach, które prezydent Duda przywiózł Franciszkowi. Oprócz kosza z żywnością dla biednych były to kopia obrazu Jezusa Miłosiernego oraz książki wydawnictwa Biały Kruk „Tysiącletni Kraków” oraz „Apostołowie Bożego Miłosierdzia” w wersji włoskiej, a jak wiadomo, papież z Polski nierozerwalnie kojarzy się zarówno z Krakowem, jak i z Bożym Miłosierdziem.

„Oczywiście, wspominaliśmy naszego Ojca Świętego Jana Pawła II”, mówił prezydent Andrzej Duda po audiencji podczas spotkania przed Bazyliką św. Piotra. „Przytoczyłem, co mówił Ojciec Święty do Polaków, gdy podejmowaliśmy decyzję o wstąpieniu do Unii Europejskiej, gdy było przed referendum – że te słowa Ojca Świętego miały wtedy dla nas ogromne znaczenie i że żyją w Polakach do dzisiaj. Jeżeli mówimy o ważnych przesłaniach w ogóle w naszej ostatniej historii, jeżeli mówimy o tym, czy ktoś powiedział coś ważnego – coś, co trafiło do serc ludzi w naszym kraju – to trzeba sobie jasno powiedzieć, że człowiekiem, którego słowa najbardziej dla Polaków się liczą na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, z całą pewnością był Ojciec Święty Jan Paweł II. Jego przesłanie wciąż pozostaje aktualne. Ono w żadnym aspekcie nie przedawniło się, nie przedatowało, nie zestarzało – jest cały czas aktualne, niezwykle uniwersalne, ponadczasowe”.

Spotkanie prezydenta RP z papieżem było jednak jedynym oficjalnym akcentem ze strony Watykanu, który w jakikolwiek sposób nawiązał do rocznicy wyboru Jana Pawła II. W tzw. bollettino, czyli codziennych oficjalnych oświadczeniach Stolicy Apostolskiej, 16 października ani słowem o niej nie wspomniano, choć w komunikacie znalazło się miejsce na informacje o audiencji dla seminarzystów z Lombardii czy wizycie abpa Gallaghera w Chorwacji. Nie powiedziano nic o Mszy św., która odbyła się 16 października w Bazylice św. Piotra przy grobie św. Jana Pawła II, mimo że przewodniczył jej wieloletni prefekt watykański, wspominany już kard. Zenon Grocholewski, a homilię wygłosił wysoko postawiony pracownik sekretariatu stanu, abp Jan Pawłowski, no i w Mszy św. uczestniczyła przecież polska Para Prezydencka. Dla oficjalnego Watykanu to wydarzenie nigdy nie miało miejsca.

„Przegnać czerwonego diabła!” Ważne słowa u grobu św. Jana Pawła II

Szczególnie dla polskich wiernych musi to wszystko być przykre, tym bardziej że ta Msza św. była wydarzeniem szczególnie wzruszającym i godnym. Koncelebrowali ją również m.in. abp Wiktor Skworc i bp Marian Florczyk oraz ok. 40 duchownych. W liturgii uczestniczyli pielgrzymi z kraju, m.in. grupa Podhalan w strojach ludowych, kapłani z Polski pracujący w Wiecznym Mieście, siostry zakonne, jak również mieszkańcy Rzymu. W kaplicy św. Sebastiana, gdzie znajduje się grób św. Jana Pawła II, zgromadziło się w sumie ok. 200 osób; na więcej po prostu nie ma tam miejsca.

Przykry dla polskich wiernych musi być też fakt, że TVN tradycyjnie próbował tę uroczystą chwilę zatruć swym antypolskim jadem i w sposób haniebny zmanipulował homilię abpa Pawłowskiego jako rzekomo uderzającą w prezydenta. Katarzyna Kolenda-Zaleska w swym materiale w „Faktach” z 16 października jedynie relacjonuje słowa abpa Pawłowskiego, ale ich nie cytuje, sugerując, jakoby arcybiskup Pawłowski rugał prezydenta Andrzeja Dudę za niewypełnianie dziedzictwa św. Jana Pawła II. Tymczasem było całkiem inaczej! Abp Pawłowski wyraźnie podkreślał, że dziś nadarzyła się historyczna okazja, by nauka polskiego papieża mogła wejść w życie.

Podczas homilii abp Pawłowski mówił m.in.: „Ileż dla św. Jana Pawła II znaczyło to słowo i rzeczywistość ‘solidarność’, które niestety potem zostało przez niektórych rozmienione na drobne, na drobne grosze w kasach politycznych układów. Jakże wymowne są te wielkie słowa wypowiedziane na polskiej ziemi, ten papieski egzorcyzm, aby przegnać czerwonego diabła: ‘Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi’. Panie Prezydencie Rzeczypospolitej, dobrze, że Pan tutaj dzisiaj jest, tutaj u grobu największego z rodu Polaków, bo wobec tego wszystkiego, co się dokonuje dzisiaj w naszej ojczyźnie, wobec skarbu wolności, jaki został nam dany, wobec rozwoju gospodarczego, jaki widać gołym okiem, ale także wobec tych wszystkich niemądrych podziałów, kłótni i nieporozumień, warto tutaj właśnie przyjść, przyklęknąć i zasłuchać się w te słowa”.

Natomiast pod koniec kazania abp Pawłowski jeszcze wyraźniej skrytykował tych, którzy nie chcą implementować w życiu publicznym nauk papieża z Polski. A jeżeli poprzednia aluzja do „czerwonego diabła” nie była dla pracowników TVN-u jasna, to za chwilę arcybiskup Pawłowski już całkiem jednoznacznie wskazał na szkodliwe środowiska polityczne. Do zebranych Polaków powiedział: „Zaczerpnijcie tutaj i zanieście do ojczystego domu te wszystkie sprawy, które dzisiaj Polskę stanowią. Zanieście na celebrację 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, która wraz z wolnością jest nam dana i zadana, a którą niektórzy chcą zmienić w swawolę albo w nowoczesne zniewolenie. Zanieście Polsce i Polakom, w kraju i na emigracji, to właśnie papieskie wołanie. Ten testament, który brzmi tutaj u jego grobu: nie lękajcie się!”.

Cała homilia została przez nas spisana i publikujemy ją w całości obok tego artykułu, ku przestrodze, jak łatwo dzisiaj można zmanipulować treści, wykorzystując do tego nawet słowa hierarchów kościelnych i dziedzictwo św. Jana Pawła II. Tym bardziej bolesny jest fakt, że uczyniła to osoba, która jeszcze kilka godzin przed emisją swojego materiału modliła się (?) przy grobie św. Jana Pawła II. Dziwię się tylko oddziałowi prasowemu prezydenta, że po raz kolejny pozwala na to, by te same osoby psuły przekaz skądinąd udanej wizyty głowy państwa.

Dlaczego Rzym zapomina o Janie Pawle II?

Ale to nie TVN był ważny w tych dniach w Rzymie. Lepiej zastanowić się przez chwilę nad tym, dlaczego obchody 40-lecia wyboru papieża Jana Pawła II zostały zmarginalizowane również przez sam Watykan. Wydaje mi się, że kluczem do odpowiedzi na to pytanie jest fragment wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy po audiencji u Franciszka. „Ten rok jest dla nas wyjątkowy: rok stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości i rok 40-lecia rozpoczęcia pontyfikatu przez naszego Ojca Świętego – św. Jana Pawła II”, powiedział prezydent Duda przed Bazyliką św. Piotra i dodał: „Więc Ojciec Święty sam podkreślał, że to dla nas, Polaków, jest rzeczywiście rok wyjątkowy”.

W tym – wbrew pozorom – tkwi problem. Przesłanie św. Jana Pawła II zostało w Rzymie sprowadzone do sprawy wyłącznie polskiej, która Watykanu jako takiego już nie dotyczy. Nie miało to jeszcze miejsca podczas pontyfikatu Benedykta XVI, który był uczniem Jana Pawła II i jego wiernym współpracownikiem. Bawarski papież wielokrotnie podkreślał, jak wiele zawdzięcza papieżowi z Krakowa, zawsze nazywał go swym wielkim albo umiłowanym poprzednikiem. Franciszek odszedł od tej retoryki, a na początku swojego pontyfikatu zaprzestał znanego na całym świecie zwyczaju pozdrawiania pielgrzymów w wielu językach. Oczywiście miał do tego pełne prawo, ale tym gestem pokazuje, że chciał się odciąć od tego, co było. Nieprzypadkowo przeprowadził się także z Pałacu Apostolskiego do Domu św. Marty – wbrew temu, co często można usłyszeć, nie była to oszczędność, gdyż Dom św. Marty nie jest przystosowany do wysokich standardów ochrony jednostkowej i znajduje się tuż przy murach watykańskich, przez co wydatki na ochronę papieża wzrosły.

Gdyby papież Franciszek poprzestał jednak na sferze gestów, nic złego by się nie stało. Ale już podczas kanonizacji Jana Pawła II 27 kwietnia 2014 r. homilia Franciszka była chłodna i pełna dystansu, nieadekwatna do wielkiej rangi wydarzenia. Kanonizację polskiego papieża połączono z kanonizacją Jana XXIII, tym samym odwracając uwagę – przede wszystkim Włochów – od Ojca Świętego z Wadowic. Franciszek zmarginalizował rolę Polaków w Watykanie. Odwołał kard. Grocholewskiego jako prefekta Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej, zlikwidował Papieską Radę ds. Świeckich, której przewodniczącym był kard. Stanisław Ryłko, a tuż po śmierci abpa Zygmunta Zimowskiego zniósł Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, której zmarły arcybiskup był szefem. Ks. prał. Paweł Ptasznik, bliski współpracownik Jana Pawła II i Benedykta XVI w sekretariacie stanu, ugrzązł w Kurii Rzymskiej, nowych Polaków na horyzoncie nie widać. Jedyny wyjątek stanowi kard. Konrad Krajewski, który stał się jedną z najbliższych osób dla papieża Franciszka, można powiedzieć „specjalistą” od nędzarzy.

To jednak nie narodowość jest kryterium awansu czy jego braku. Również inni zdeklarowani poplecznicy św. Jana Pawła II czy Benedykta XVI musieli się pożegnać ze swoimi stanowiskami. Najgłośniejszym przypadkiem bez wątpienia jest kard. Gerhard Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary i zagorzały krytyk adhortacji „Amoris Laetitia”, który dzisiaj rezyduje w Watykanie, ale nie dostał od papieża żadnego nowego zadania i jest zawieszony w próżni, a ma dopiero 70 lat, czyli w realiach kardynalskich znajduje się w najlepszym wieku. Ta sytuacja dla kard. Müllera jest dość upokarzająca…

Kard. Raymond Burke został wyniesiony do godności biskupiej i arcybiskupiej przez Jana Pawła II, a do kardynalskiej przez Benedykta XVI. Podczas ich pontyfikatów amerykański duchowny zaczął się wspinać po szczeblach Kurii Rzymskiej, aż w 2008 r. Benedykt XVI mianował go prefektem Trybunału Sygnatury Apostolskiej, co dawało mu najwyższą władzę sądowniczą w Stolicy Apostolskiej – również co do wyroków orzekających o nieważności zawartego małżeństwa. Burke wielokrotnie publicznie odwoływał się do adhortacji św. Jana Pawła II o rodzinie „Familiaris consortio” i nigdy nie pogodził się z dwuznacznością wynikającą z „Amoris Laetitia”. Z kard. Burkiem Franciszek od samego początku swojego pontyfikatu miał na pieńku. 16 grudnia 2013 r. odwołał go z członkostwa w Kongregacji ds. Biskupów, 19 grudnia 2013 r. odwołał go z członkostwa w Kongregacji ds. Kanonizacji, aż wreszcie 10 listopada 2014 zwolnił go jako prefekta Trybunału Sygnatury Apostolskiej. Równocześnie mianował go patronem Suwerennego Zakonu Maltańskiego, co jest funkcją de facto jedynie honorową. 70-letni kard. Burke będąc w najlepszym wieku kurialnym również pozostał bez prawdziwych zadań w Watykanie.

Papieską Akademię Życia powołał św. Jan Paweł II w 1994 r. i miała się ona zajmować kwestią ochrony życia w czasach, kiedy świat coraz bardziej skręcał w stronę aborcji i szeroko pojętej ideologii gender. Papież z Polski to widział i chciał temu przeciwdziałać. W 2016 r. Franciszek mianował przewodniczącym Papieskiej Akademii Życia abpa Vincenzo Paglię, który wielokrotnie nawoływał, aby Kościół bardziej się otworzył na środowiska homoseksualne, a w głośnym przypadku biednego chłopczyka Alfie Evansa z Wielkiej Brytanii stanął po stronie sądów.

Rodzina jest osią sporu

Przykłady można mnożyć, ale wyliczanka kolejnych nazwisk może okazać się zbyt nudna dla osób nie żyjących na co dzień wydarzeniami w Kurii Rzymskiej.

Ważniejsze jest zresztą to, że w Rzymie nie tylko personalnie, ale i merytorycznie odchodzi się od nauki św. Jana Pawła II. Jaskrawym przykładem tego jest oczywiście najbardziej znany dokument papieża Franciszka, czyli wspomniana wyżej adhortacja „Amoris Laetitia”, która dzięki swej niejednoznaczności de facto otworzyła dla katolików drzwi do rozwodów, z czego niektóre episkopaty krajowe już skwapliwie korzystają. To właśnie pojęcie rodziny jest osią sporu między zwolennikami św. Jana Pawła II (i Benedykta XVI) oraz papieża Franciszka. To tu znajdujemy różnice nie do pokonania i to one są powodem watykańskiej marginalizacji nauki papieża z Polski. Jego wołania o ochronę życia i rodziny są nieustannym wyrzutem sumienia dla tych, którzy chcą odejść od nierozerwalności rodziny i podstawowych prawd ewangelicznych. Żeby zagłuszyć to wołanie, powstał nowy dokument pt. „Amoris Laetitia” i pozbyto się tych, którzy mogli zawartym tam treściom zaszkodzić.

Tak naprawdę nie było bowiem powodu, aby na nowo zajmować się sprawami rodzinnymi i społecznymi, gdyż istnieją dwa obowiązujące dokumenty kościelne, które dogłębnie i mądrze zajmują się tymi zagadnieniami. Są to wspomniane już „Familiaris consortio” św. Jana Pawła II z 1981 r. oraz encyklika „Humanae vitae” św. Pawła VI z 1968 r., która powstała jako bezpośrednia reakcja na tzw. rewolucję seksualną.

Obaj papieże w tych ważnych dokumentach kościelnych w jasnym, jednoznacznym i opartym na Ewangelii języku piszą, jak wygląda stanowisko Kościoła i katolików wobec takich spraw jak małżeństwo i rozwody, aborcja, antykoncepcja czy homoseksualizm. Obaj papieże są dzisiaj marginalizowani. Niby 14 października tego roku doszło do kanonizacji Pawła VI, ale podobnie jak w przypadku Jana Pawła II odbyła się ona bez serca i miała miejsce równocześnie z kilkoma innymi kanonizacjami.

Nie może być jednak inaczej, kiedy w kwestii fundamentalnej ci papieże myślą inaczej niż papież obecny. Proszę spojrzeć, co o rozwodach pisał św. Jan Paweł II w „Familiaris consortio”:

„Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa. Pojednanie w sakramencie pokuty – które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej – może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa”.

A oto słowa Franciszka z „Amoris Laetitia”:

„Biorąc pod uwagę niezliczoną różnorodność poszczególnych sytuacji, takich jak te wymienione powyżej, można zrozumieć, że nie należy oczekiwać od Synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków. Możliwa jest tylko nowa zachęta do odpowiedzialnego rozeznania osobistego i duszpasterskiego indywidualnych przypadków, które powinno uznać, że ponieważ ‘stopień odpowiedzialności nie jest równy w każdym przypadku’, to konsekwencje lub skutki danej normy niekoniecznie muszą być takie same [Nawet, gdy chodzi o dyscyplinę sakramentalną, ponieważ po rozeznaniu można uznać, że w danej sytuacji nie ma poważnej winy. Stosuje się tutaj to, co powiedziałem w innym dokumencie: por. Adhort. apost. Evangelii gaudium (24 listopada 2013)]”.

Oba fragmenty różnią się nie tylko poziomem wypowiedzi, słownictwem czy jasnością przekazu, ale niestety w sposób zasadniczy także treścią, której nie da się ze sobą pogodzić. Im częściej będzie się jednak przypominało naukę św. Jana Pawła II, tym bardziej trzeba będzie się zastanowić, na ile można ją odnieść do nowej rzeczywistości po „Amoris Laetitia”. Te myśli mogą okazać się niewygodne i niebezpieczne dla obecnie lansowanej doktryny – dlatego o św. Janie Pawle II się milczy.

Dobrze się zatem stało, że abp Marek Jędraszewski i prezydent Andrzej Duda przybyli do Rzymu, aby przypomnieć przede wszystkim właśnie Rzymowi, że nauka św. Jana Pawła II jest żywa i wciąż trwa, przede wszystkim w nas Polakach. Być może nie mamy potężnych firm globalnych czy własnej Doliny Krzemowej, ale możemy dać światu coś, czego potrzebuje o wiele bardziej. To na nas ciąży odpowiedzialność, żeby ludzkość nie zapomniała o nauce św. Jana Pawła II. Nie ma co w tym względzie (na razie) oglądać się na Rzym.