Łapanka na lewicy zakończona. Leszek Miller, w stylu przypominającym zakończenia kolejnych części filmu „Ojciec chrzestny”, pożegnał dziś ze łzami w oczach swego odwiecznego rywala w walce o przywództwo w SLD Józefa Oleksego, wyrzucił z partii Grzegorza Napieralskiego i przedstawił nam swoją kandydatkę na urząd prezydenta RP. Nie będę się znęcał nad urodziwą pretendentką i recenzował jej dzieł na temat templariuszy czy beginek, a tym bardziej oceniał talentów aktorskich ujawnionych w takich dziełach jak film pt. „Pokaż kotku, co masz w środku”. Ograniczę się tylko do wysunięcia dwóch dość oczywistych wniosków:

1. Wygląda na to, że lewica znajdzie się w 2015 roku na całkowitym dnie, skoro w wyborach prezydenckich zetrą się jako jej kandydaci Janusz Palikot i Magdalena Ogórek. Przestrzegałbym jednak przed zakładaniem, że lewica w ogóle przestanie się w Polsce liczyć jako siła polityczna. Wraz ze nadciągającą marginalizacją SLD i ostatecznym bankructwem Palikota pojawi się bowiem szansa dla takich środowisk jak „Krytyka Polityczna”, które od lat budują swoją pozycję w sferze metapolitycznej. PO nie zdoła bowiem zagospodarować całego posteseldowskiego elektoratu, choć przejściowo oddanie wyborów prezydenckich walkowerem przez Millera, czego byliśmy dziś świadkami, pomoże Platformie uzyskać więcej głosów w jesiennych wyborach parlamentarnych.

2. Głównym beneficjentem saskiej nocy na lewicy jest urzędujący prezydent, któremu brakuje już tylko poparcia PSL by zrealizował się strategiczny cel w postaci zwycięstwa w pierwszej turze wyborów. Za całkowicie realny należy uznać scenariusz, w którym zarówno Palikot, jak i Ogórek wycofają się w trakcie kampanii wzywając do poparcia Komorowskiego. 

Antoni Dudek/Salon24.pl