Totalna opozycja i wspierające ją autorytety najwyraźniej w dalszym ciągu nie rozumieją, dlaczego ta pierwsza przegrała wybory, a sondaże również nie są zbyt optymistyczne. Jedną z przyczyn była pogarda dla "szarych Polaków". Z komentarzy przedstawicieli opozycji czy też dziennikarzy i artystów wynika, że "wiedzą, że dzwonią, ale nie wiedzą, w którym kościele".

Podczas lipcowych protestów "w obronie sądów" aktor Wojciech Pszoniak pięknie recytował wiersz Czesława Miłosza "Który skrzywdziłeś". Każdy, kto wiersz zna, wie, że dalej idzie: "(...)człowieka prostego". Bardzo ciekawe, jak odbierali ten utwór licznie zgromadzeni tam politycy Platformy Obywatelskiej, ale nie to jest teraz najważniejsze. Najważniejsze, że Pszoniak na łamach "Newsweeka" postanowił popluć trochę nie tylko na rząd, ale również na Polaków.

"Nie spotykam się z takim poziomem chamstwa i prostactwa na Zachodzie, gdzie również żyję. Oczywiście chamów i prostaków nie brakuje nigdzie, ale w Polsce nagle zajęli miejsce na świeczniku i nadają ton"- mówił aktor w rozmowie z tygodnikiem Tomasza Lisa, wyrażając swoje rozczarowanie naszym krajem i przemianami, jakie w nim zaszły po 2015 roku. 

"Gdy żyli Geremek, Mazowiecki, Meller czy Bartoszewski, gdy ich głos był obecny w debacie, to miałem wrażenie, że wszystko jest u nas tak, jak gdzieś indziej w cywilizowanym świecie. A dziś? Miernoty i karierowicze zmuszają nas do tego, żebyśmy byli tacy jak oni"- ocenił. W dalszej części wywiadu jednak sam przyłożył rękę do tego, żeby debata publiczna w Polsce nie była "jak gdzieś indziej w cywilizowanym świecie". Wojciech Pszoniak bezpardonowo zaatakował profesor Krystynę Pawłowicz i Jarosława Kaczyńskiego, podejmując się amatorskiej diagnozy ich stanu psychicznego. Jak na cywilizowanego człowieka i przedstawiciela elit aktor jest najwyraźniej strasznie zacofany, skoro nie wie, że choroby psychiczne są takimi samymi, jak wszystkie inne i że nie należy używać ich jako obelg czy też mylnie przypisywać nielubianym politykom tylko po to, aby ich zdyskredytować. Nie drwimy z raka czy niepełnosprawności, nie używamy tych chorób, by kogoś obrazić, podobnie w cywilizowanych społeczeństwach czyni się z chorobami psychicznymi. Pan Wojciech Pszoniak przyczynia się w ten sposób do stygmatyzacji ludzi dotkniętych tymi chorobami. Jest to tym bardziej przykre, że w 2015 r., w jednym z wywiadów, artysta sam opowiadał o swoim załamaniu i próbie samobójczej w czasach młodości. 

"Filozofia grubej kreski była filozofią, która przez dziesięciolecia uchroniła Polskę od wieszania na latarniach. A tu nagle okazuje się, że jest wśród nas wielu, którzy mieliby na to ochotę, to się czuje w powietrzu, jakby mogli, to by wieszali."- twierdzi aktor, który najwyraźniej pozazdrościł dziennikarzowi Jackowi Hugo-Baderowi jego "eksperymentu" na Marszu Niepodległości i tego, że Hugo Bader "czuł", choć "nie mówili tego"...

"Te krzyże na Krakowskim Przedmieściu nie mają przecież nic wspólnego z wiarą. (…) Rozmawiamy o takim momencie historii naszego kraju, w którym dzień w dzień budzę się z poczuciem smutku, bo przez ostatnie dekady naiwnie żyłem w przekonaniu, że w Polsce i Polakach nastąpiła wreszcie zmiana, która pchnie nas na nowe tory, jeśli chodzi o aspiracje, poczucie wartości, rozumienie historii"- żali się aktor, który zarzuca PiS i jego elektoratowi sianie nienawiści, sam tę nienawiść rozsiewając. Niezmiernie ciekawy jest również fragment o "elitach".

"Ta władza wmawia nam, że wszystkiemu winne są elity i trzeba je wymienić. Tyle że elit nie wymienia się na zamówienie dekretem partii. Owszem, można je zlikwidować, tak jak to robił Stalin i Hitler(...)"- ciekawe, co w tym momencie sugeruje aktor, który zapewne sytuuje się po stronie elit. Jeżeli tak, to poczucie wyższości, pogarda i arogancja są tym bardziej przykre...

yenn/Newsweek, Fronda.pl