Rozmowa z Magdaleną Grochowalską – autorką książki „Rama. Byłam w sekcie”

Skąd pomysł na książkę o uwikłaniu w sektę?

Jestem dziennikarką pracującą w lokalnym dzienniku. Kilka lat temu powierzono mi stworzenie kolumny religijnej. Któregoś razu zrobiłam wywiad z psycholog, która zajmuje się sektami, a później z przedstawicielem organizacji Civitas Christiana, także zajmującej się sektami. I to spowodowało ogromy odzew. Zaczęli do mnie dzwonić rodzice dzieci, które uciekły do sekty albo młodzież, która była w sekcie. Opowiadali swoje historie. Wstrząsające historie. A ponieważ oni sami nie mieli ani siły, ani odwagi, by opowiedzieć o tym publicznie, postanowiłam, że zrobię to ja.

Zatem książka oparta jest na faktach?

Tak. Wysłuchałam wiele historii. Bohaterka, Rama, istnieje naprawdę, jej matka też jest realną postacią. Ale na fabułę książki składają się przeżycia kliku osób. Zauważyłam, że są bardzo podobne. Bez względu na to czy ktoś był w sekcie chrześcijańskiej, buddyjskiej czy satanistycznej, to opowiadał praktycznie to samo. Były podobne mechanizmy werbowania członków, podobne sposoby traktowania ich w sekcie…

Czyli jakie?

Przede wszystkim wszystkie osoby, które dały się zwerbować przez sekty były jednostkami osamotnionymi, z problemami w życiu codziennym – albo w szkole, albo z rówieśnikami, albo z rodziną. Szukali przyjaciół, znajomych, bratniej duszy. I wydawało im się, że takie bratnie dusze znaleźli w członkach sekty, ponieważ oni bombardowali miłością. Mówili na każdym kroku: jesteś potrzebny, jesteś wspaniały, jesteś cudowny, mamy podobne poglądy, przyjdź, zapoznaj się, zobaczysz będzie nam razem wspaniale. Dopiero później okazywało się, że tak fajnie jednak nie jest, że w grupie zaczynają się źle czuć. Bo są traktowani jak własność, bo zwiększyły się wymagania. Bardzo często było tak, że musieli pracować za darmo, byli wykorzystywani fizycznie, czasami też seksualnie (w sektach satanistycznych). W pewnym momencie zupełnie tracili wolność, byli oderwani od rówieśników, od normalnego życia, nie studiowali, nie pracowali zawodowo. Byli całkowicie zależni.

Dlaczego sekty to robią?

Założyciel sekty, guru, głównie dla pieniędzy czy innych korzyści. Natomiast jego współpracownicy na ogół naprawdę wierzą w to, co on głosi. Są oddani idei, mają charyzmę i potrafią przyciągać kolejnych „wyznawców”.

Kim są założyciele sekt?

Najczęściej są to ludzie, którzy mają wrodzone predyspozycje do przewodzenia i porywania innych za sobą albo, którzy studiowali psychologię czy socjologię i doskonale znają psychikę człowieka i potrafią nią manipulować. Bardzo często są to obcokrajowcy, np. z Indii, Francji czy USA.

W Polsce trafiają na podatny grunt?

Tak samo jak wszędzie, chociaż może z naszym kompleksem niższości obcokrajowcom jest u nas łatwiej werbować…

Co się dzieje, kiedy człowiek w sekcie przejrzy w końcu na oczy?

Nie wszyscy niestety się przebudzają. Główna bohaterka mojej książki, rzeczywiście miała szczęście odkryć prawdziwe oblicze sekty, ale na ogół tak się nie dzieje. A nawet, jeśli już tak się stanie, to i tak nie wszyscy potrafią sobie z tym poradzić, bo nie wiedzą dokąd pójść, jak żyć, jak poradzić sobie w świecie. Poza tym są zastraszani psychicznie czy nawet fizyczne. Więc nawet jak już odkryją prawdę, to i tak bardzo często nic nie są w stanie zrobić.

Jak reagują rodzice, kiedy dowiadują się, że ich dziecko ma kontakty z sektą?

Niestety wszyscy tak samo. Krytykują dziecko. A w takim wypadku nie ma nic gorszego niż krytyka. To zupełne pogrzebanie szans na odzyskanie dziecka. Nie wolno mówić, że jest głupie, bo dało się omamić. Młody człowiek patrzy wtedy inaczej, myśli inaczej, uważa, że to są jego przyjaciele i ma żal do rodziców, że krytykują i odrzucają jego przyjaciół. To jest bardzo poważny problem. Matka Ramy, na przykład, była osobą despotyczną, nie mogła znieść porażki, że ktoś jej odbiera dziecko, była zła na dziecko, na cały świat, na tych ludzi i w ten sposób jeszcze bardziej ją traciła.

Jak więc powinni się zachować rodzice?

Przede wszystkim dać oparcie.

Ale przecież nie sposób mówić, że wszystko jest w porządku.

Wiem, że to niesłychanie trudne, wręcz heroiczne zadanie, ale siłą, krytyką, moralizowaniem, narzekaniem nic się nie zdziała. Trzeba więc próbować przyciągać dziecko na swoją stronę, na przykład wspominając dobre przeżyte wspólnie chwile. Jak dziecko było małe, jak chodzili razem na wycieczki, przypominać miłe momenty i jednocześnie dać odczuć, że się je wciąż kocha, takim jakie jest. Dać akceptację osoby, ale nie tego, co teraz robi. No i koniec końców trzeba powiedzieć: daję ci wolną rękę, a ty się zastanów czy to jest naprawdę dla ciebie dobre. I to może pomóc.

To jest straszne. Jak rodzice mogą dać wolną rękę, skoro wiedzą, że dziecko idzie w złą stronę?

I dlatego żaden rodzic tego nie robi. I dlatego prawie nikt z sekt nie wychodzi. I kółko się zamyka. Na pewno trzeba od razu poszukać pomocy w ośrodkach zajmujących się sektami. Pracujące tam osoby potrafią wspierać rodziców i postępować z dziećmi.

A jeśli dziecko już zamieszkało w sekcie, to można jeszcze coś zrobić?

Niestety niewiele, szczególnie, jak jest już pełnoletnie. Najgorszą rzeczą, którą zrobiła matka Ramy, było porwanie córki z sekty. W ten sposób zupełnie przekreśliła swoje szanse na porozumienie z nią. Chociaż one tak czy inaczej były już prawie zerowe… Tutaj pomógł zupełny przypadek, podsłuchana przez Ramę rozmowa „mistrza” ze swoim pomocnikiem. Dzięki temu Rama zorientowała się w oszustwie.

Choć i tak miała wątpliwości czy to, co usłyszała było prawdą…

Tak. Członkowie sekt poddawani są ogromnej manipulacji psychicznej. Nie potrafią myśleć samodzielnie. Nie potrafią żyć samodzielnie. Porównuję to do pobytu w więzieniu. Więźniowie, którzy opuszczają więzienie, np. po 15 latach, też nie bardzo mogą się odnaleźć, bo nie mają przyjaciół na zewnątrz, rodzina się od nich odwraca. Tu jest podobnie. Oni się boją powrotu. A jeżeli już wrócą, choć to bardzo ciężkie, to muszą wiedzieć, że ktoś na nich czeka, że ktoś ich przyjmie i nie będzie ich pouczał, wytykał palcami i krytykował.

Z sekty można tak po prostu odejść? Nie jest się zatrzymywanym?

Zależy, jaka to sekta. Najczęściej nie ma przymusu fizycznego, ale dzieje się to na zasadzie: Na pewno chcesz nas opuścić? Zastanów się, przecież sobie nie poradzisz sam w złym świecie, tam jest szatan. Nie lubią cię, nie akceptują, do kogo chcesz wracać? Do rodziców? Pamiętasz, jak ci się z nimi nie układało. Do szkoły? W szkole przecież też szatan rządzi. Jeżeli ktoś mieszkał w sekcie powiedzmy 5-6 lat, to może nie zapomniał jak to było na wolności, ale się od tego naprawdę odzwyczaił. Nie umie żyć bez pytania innych o zdanie, o zgodę. Nie potrafi samodzielnie myśleć i funkcjonować.

A jeśli jednak uda się odejść, to członkowie sekty nachodzą taką osobę?

Zawsze!

Bywają niebezpieczni?

Bywają. Zdarzały się nawet przypadki napadów na byłych członków sekt. Nawet mnie grożono, dostawałam anonimy, kiedy ukazała się książka, mimo że nie podałam żadnej nazwy.

Trochę pesymistyczny obraz nam się zarysował. Wynika z niego, że jak już dziecko trafi do sekty, to sprawa jest właściwie beznadziejna.

Dlatego trzeba robić wszystko, żeby tam nie trafiło. Jeśli w domu rodzinnym będzie akceptowane, jeśli między domownikami będzie silna więź, to młody człowiek nie będzie musiał szukać miłości gdzie indziej. Jeśli nawet pojawią się problemy, to będzie oparcie w rodzinie, będą rodzice, rodzeństwo. Można wtedy porozmawiać. Rama nie mogła z rodzicami porozmawiać, zwierzyć się. Nie mogła powiedzieć, że poznała „fajnych ludzi”, bo wiedziała, że mama i tak powie: „Nie zawracaj głowy, idź się uczyć”. Gdyby jednak mogła powiedzieć, to może rodzice w porę wyłapaliby niebezpieczeństwo

To dramat i matki, i dziecka, bo jednak matce wydawało się, że robi wszystko dla dobra Ramy, dba o jej wykształcenie, byt…

Ale zabrakło zauważenia w Ramie osobnego człowieka. Matka wyznała, że myślała, że córka jest po prostu taka sama jak ona, skoro ją urodziła. O czym więc rozmawiać, jeśli córka jest jej odbiciem – myśli i czuje tak samo. Zabrakło też wspólnego spędzania czasu. Opowieści rodzinnych, zwyczajów. W tym domu każdy żył swoim osobnym życiem. Nie było poczucia wspólnoty. Nie było wspólnych wspomnień, nie świętowało się razem, nie odpoczywało razem.

I pojawili się ludzie, którzy właśnie to proponowali…

Tak. Sekty zaczepiają dosłownie wszędzie – na ulicach, w Internecie, wynajmują sale w domach kultury i robią pogadanki. Rozwieszają plakaty. Zapraszają – przyjdź do nas, bo przyjedzie mistrz, który będzie opowiadał np. o zdrowym żywieniu. Młodzież przychodzi, zaczyna się o żywieniu, a później schodzi na inne tematy… Na drogę praktycznie bez powrotu, bo pobyt w sekcie pozostawia bardzo dotkliwe ślady i nawet jeśli się uda z tego wyjść, nawet jeśli zacznie się w miarę normalnie żyć, to „blizna” na psychice będzie już do końca życia.

rozmawiała Małgorzata Tadrzak-Mazurek

Tekst pochodzi z miesięcznika Don BOSCO, czerwiec 2009