Fragment książki wydawnictwa Fronda  pt „Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce” Barbara Stanisławczyk.

<<<KUP KSIĄŻKĘ TUTAJ>>>

Dziś, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, aktualna jest społeczna diagnoza Ortegi y Gasseta zawarta w jego dziele Bunt mas, mówiąca o tym, że współcześnie pełnię władzy społecznej osiągnęły „masy”, a społeczną dominantą jest „człowiek masowy”. Przy czym „władzę” należy tu pojmować szeroko, nie tylko w sensie politycznym, ale także kulturalnym, intelektualnym, moralnym, religijnym czy gospodarczym. Zaś określenie „masy” nie oznacza zbiorowisk robotniczych, tylko „ludzi przeciętnych”. „Masy”, to dzisiejszy „psychologiczny tłum”, według Ortegi y Gasseta – „zbiór osób niewyróżniających się niczym szczególnym”, „będących jedynie powtórzeniem typu biologicznego”. Indywidualizm głoszony od lat przez liberalną lewicę w całym zachodnim świecie jest, jak już pisaliśmy w rozdziale o wolności, ułudą pozwalającą ludziom wierzyć, że wybory, jakich w życiu dokonują, są ich wyborami. W rzeczywistości, przy zachowaniu pozorów wolności, podlegają oni niewidocznemu dyktatowi mód i ideologii. Nie dostrzegają, że stanowią „masy”; że są ludźmi zewnątrzsterownymi

Nigdy żadna grupa nie jest do końca jednorodna. Społeczeństwo masowe również zawiera „wybrane mniejszości”, tj. grupy czy osoby, które się z niego wyrywają. Ortega y Gasset dokonał jasnego kryterium podziału: „Człowiek wybrany to nie ktoś butny i bezczelny, uważający się za lepszego od innych, lecz ten, który wymaga od siebie więcej niż inni, jeśli nie udaje mu się samemu tych wymagań zaspokoić”. Człowieka masowego charakteryzuje także to, że wydaje mu się, iż jest panem samego siebie, nie ma potrzeby odwoływać się do żadnych zewnętrznych norm, takie normy go krępują, chyba że zostaną mu narzucone. Człowiek wybitny natomiast „odczuwa wewnętrzną potrzebę odwoływania się do norm zewnętrznych, od niego doskonalszych, którym dobrowolnie może służyć. (…) W przeciwieństwie do tego, co się powszechnie sądzi, to właśnie ludzie wybrani, a nie masy, żyją w prawdziwym poddaństwie. Życie nie ma da nich smaku, jeśli nie polega na służeniu czemuś transcendentnemu. Dlatego też takiej służby nie odbierają jako ucisku. (…) Szlachectwo określają wymagania i obowiązki, a nie przywileje. Noblesse oblige”. Jak powiedział pewien dramaturg: „Pospolitym jest żyć według własnego upodobania”.

Ortega y Gasset charakteryzuje „diagram psychologiczny” człowieka masowego, kreśląc jego dwie podstawowe cechy: „swobodną ekspansję życiowych żądań i potrzeb, szczególnie w odniesieniu do własnej osoby, oraz silnie zakorzeniony brak poczucia wdzięczności dla tych, którzy owo wygodne życie umożliwili. Obie te cechy są charakterystyczne dla psychiki rozpuszczonego dziecka”

 


Dzisiejszym masom, jeszcze w większym stopniu niż za czasów Ortegi y Gasseta, „dano narzędzia pozwalające intensywnie żyć, ale nie uwrażliwiono ich na wielkie historyczne obowiązki; zaszczepiono im gwałtownie pychę i moc nowoczesnych środków działania, ale nie ducha. Dlatego ten duch nie jest im do niczego potrzebny; nowe pokolenia przejmują rządy nad światem, tak jakby był on rajem, na którym nie odcisnęły się żadne ślady przeszłości i jakby nie istniały wyrastające z tradycji skomplikowane problemy”. Pozostał też taki sam, jeśli nie większy problem, polegający na tym, „że umysły przeciętne i banalne, wiedząc o swej przeciętności i banalności, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi i do narzucania tych cech wszystkim innym”. Filozof przestrzegał, że jeśli „ten typ ludzi będzie w dalszym ciągu panował w Europie (…) to wystarczy trzydzieści lat, aby cały nasz kontynent cofnął się do epoki barbarzyństwa. (…) bunt mas, to nic innego jak (…) nawrót do naiwności i prymitywizmu ludzi, którzy przeszłości nie mają albo o niej zapomnieli”. A więc powrót do barbarzyństwa, jako że „barbarzyństwo to brak wszelkich norm i możliwej apelacji”.

Cezary Michalski pisał w 1993 roku o powrocie „człowieka bez właściwości”, bohatera książki Roberta Musila o takim właśnie tytule. Musil jako pierwszy (1930 r.) dostrzegł i opisał zjawisko zwane postmodernizmem. Tytułowy bohater ma „z pozoru nieskończenie wiele właściwości”, nieustannie poszukuje „duchowego centrum współczesnej mu kultury” i swojego w niej miejsca. Raz czuł się patriotą, by za chwilę odrzucić „groteskowość” patriotycznych form. Pomimo, a może właśnie z powodu swych licznych tożsamości, człowiek ten „stawał się pod swoim zmiennym, karnawałowym przebraniem, coraz bardziej obojętnym, bezbarwnym, stawał się «człowiekiem bez właściwości», pozbawionym ojczyzny, misji, powołania. Używał wielu języków, ale żaden z nich nie stał się, jak to ujmuje Musil, «językiem jego duszy»”. Akcja powieści Musila rozgrywa się w 1914 roku. Już wtedy istniał świat, który stworzył „człowieka bez właściwości”. Jak pisze Michalski, „funkcjonowały już wówczas jako narzędzia poznania: psychoanaliza, marksizm i inne metodologie czy doktryny, które złożyły się później na postmodernistyczną «hermeneutykę podejrzeń». Te doktryny znosiły pojęcie wolnej woli, odpowiedzialności, etycznych samookreśleń, dekonstruowały wszystkie właściwości osoby ludzkiej, pozwalające czynić ją odpowiedzialną za wybory etyczne, dokonania, dobre uczynki i zbrodnie”. „Człowiek bez właściwości”, to współczesny „człowiek-nikt”, który przyszedł do Polski po 1989 roku. Wtedy to „polski inteligent powrócił do walki z proboszczem o rząd dusz, antyklerykałowie znowu zaczęli używać ukształtowanego w modernistycznym Krakowie języka Boya-Żeleńskiego. O narodowych wadach i ich przezwyciężaniu znowu zaczęto dyskutować z prometejską naiwnością właściwą zapomnianym manifestom socjalistycznych międzynarodówek. Nie zabrakło także z gruntu dobrych, aczkolwiek ogólnie rzecz biorąc szkodliwych, zapaleńców pragnących zastąpić Konstytucję Ewangelią. Wraz z mnogością naiwnie przeciwstawiających się sobie, krzykliwych ideologicznych języków, w lata dziewięćdziesiąte powrócił także nasz bohater, nieco okrzepły, można by powiedzieć dojrzały, gdyby pojęcie dojrzałości dało się do «człowieka bez właściwości» zastosować, i zaopatrzony już nie w ledwie zarysowany światopogląd, ale w retorycznie dopracowaną, agresywną ideologię, której nadano imię «postmodernizm»”. Taki człowiek nie jest w stanie przeżyć emocjonalnego związku z ojczyzną, bo „na przeszkodzie staje mu forma”. Zupełnie jak bohaterowi Musila, który w szkolnym wypracowaniu o miłości do ojczyzny napisał, że „prawdziwy przyjaciel własnej ojczyzny nie powinien nigdy uważać jej za najlepszą”. Michalski stwierdził, że pokolenie stanu wojennego utknęło w fazie „człowieka bez właściwości”. To „zatrzymanie w rozwoju” ilustruje wypowiedziami liderów zespołów Big Cyc, czy T. Love, „najbardziej reprezentatywnymi dla «pokoleniowego» wymiaru myślenia środowiska, rozdartego pomiędzy własne doświadczenia a lewacki język zachodniej kontrkultury. Dzisiejsze rozważania Krzysztofa Skiby i Muńka Staszczyka na temat Kościoła czy Polski są rozważaniami dzieci – stwierdza Michalski – które patrząc na kochających się dorosłych, mówią «pan panią bije»”. Jakiś czas później Michalski sam przeszedł na pozycje opisywanego przez siebie bohatera, głosząc poglądy przeczące „sobie wcześniejszemu” i stając się tym samym „człowiekiem bez właściwości”

Wizja Ortegi y Gasseta spełniła się niczym proroctwo i objęła nie tylko nasz europejski kontynent, ale całą cywilizację zachodnią. Dzisiejszy człowiek masowy, niczym barbarzyńca, „pragnie zająć miejsce należne ludziom wybitnym”. Nie tylko pragnie, ale często zajmuje, bowiem sprawujące władzę masy sublimują spośród siebie elitę, która odpowiada ich gustom i oczekiwaniom, a więc jest do nich podobna. Współczesna elita to zbiór ludzi przeciętnych. Liberalna demokracja, głosząc hasła indywidualizmu, w rezultacie opiera się na przeciętności i banalności, na kulturze masowej. Kreuje wszak „człowieka-nikt”, człowieka o płynnej tożsamości, „tożsamości do odwołania” jako człowieka idealnego. I promuje też takie elity, zastępując ludzi wybitnych, autorytety moralne i naukowe, idolami i tak zwanymi ekspertami.

<<<KUP KSIĄŻKĘ TUTAJ>>>