Z okazji jubileuszy, składa się właściwie tylko dobre życzenia. Dlatego i ja życzę katechezie szkolnej jak najlepiej, niemniej obawiam się o następna podobną rocznicę. Nie to, że chciałbym być złym prorokiem, ale sądzę, że jeżeli szybko nie przeformatuje się katechezy dla młodzieży szkolnej, to za następnych 25 lat będziemy mieli u nas casus Hiszpanii, czyli w szkołach  religię  dla parunastu procent młodzieży,  pustki w kościołach, a katecheci  będą szukać pracy na  kasie w przysłowiowej Biedronce.

We wrześniu tego roku mija ćwierć wieku od kiedy katecheza wróciła do polskich szkół i Kościół objął masową katechizacją całe pokolenie młodzieży.  Efekty tego historycznego kroku mogłyby się wydawać zadowalające. Tegoroczne badanie CBOS-u pokazuje, że 88 % Polaków wierzy w Boga.  Ponad to mamy w społeczeństwie  tylko 3% ateistów i 4 % agnostyków (notabene, w mediach chyba nadreprezentację). Na tle takich na przykład Czechów (16% wierzących i 30 % ateistów, pozostali to agnostycy) czy Francuzów (około 40% wierzących i 40% ateistów) wydaje się, że jako naród jesteśmy nadal defensor fidei w Europie. Polska młodzież  ma też w większości postawę pro life, co jest ewenementem na tle ich rówieśników z Europy. Jest to na pewno efekt poruszania tematyki ochrony życia nienarodzonych na katechezie w polskich szkołach.  Jeśli jednak tę ogólną statystykę odłożymy  i przyjrzymy się bliżej owocom  masowej katechizacji  w polskiej szkole, to wydają się one dość cierpkie. Gdy religia wchodziła do szkół założenia były dwa: dotrzeć z katechezą do młodzieży, która już do parafii nie przychodzi i na nowo ją tam przyciągnąć oraz pogłębić świadomość wiary Polaków. Wprawdzie ani kościelne, ani świeckie sondażownie nie zrobiły na przestrzeni tych lat szerokich badań na temat jak katecheza szkolna wpłynęła na wiarę i postawy moralne katolików w życiu dorosłym, ale nie trzeba być zbytnio bystrym, by na podstawie innych badań nie dostrzec, że wpływ ten jest marny. Systematyczny spadek liczby uczestników niedzielnych mszy świętych (1990 r – 50% ochrzczonych , 2013 r. – 39%), stale rosnąca liczbie rozwodów mimo spadku populacji (1990 r.– 42 tys. rozwodów, 2014 r. – 66 tys.), lawinowo rosnąca liczby związków nieformalnych i urodzeń dzieci w tych związkach, poparcie większości społeczeństwa dla eutanazji czy metody in vitro. Wszystkie te zjawiska nasiliły się w ciągu ostatnich  25 lat, które to lata były jednocześnie czasem masowej katechizacji polskiej młodzieży.

Błędna diagnoza na progu wolności

Kościół w Polsce po roku 1989 milcząco założył, że nasze odmienne doświadczenia historyczne oraz zasługi Kościoła w walce z komunizmem uodpornią Polaków na laicyzację i liberalizm światopoglądowy płynący z Zachodu, a wprowadzona masowa katechizacja w szkole zatrzyma młodzież w kościołach. Nietrafnie jednak zdiagnozowano jakość polskiego katolicyzmu, który był masowy, tradycyjny i akcyjny, ale niezdolny do skutecznego przekazania wiary dojrzałej w rodzinach. Fakt, niewielu mądrych to mogło przewidzieć. Niemniej byli w polskim Kościele w latach 80-tych prorocy, którzy przed tym przestrzegali i postulowali jak najszybszą zmianę modeli duszpasterskich. Choćby jezuita ks. Alfred Cholewiński, inicjator wspólnot neokatechumenalnych w polskim Kościele już pod koniec lat 70-tych wzywał do przejścia od duszpasterstwa sakramentalnego do duszpasterstwa ewangelizacji  dorosłych poprzez formowanie ich do wiary dojrzałej w małych przyparafialnych wspólnotach. Podobnie mówił ks. Franciszek Blachnicki, twórca formacyjnego ruchu dla młodzieży „Światło-Życie”, który wprost przestrzegał w latach 80-tych przed wprowadzeniem religii do szkół, twierdząc, że zamiast wejść w inicjację chrześcijańską, wtłoczymy młodzież w mało przydatną dla niej wiedzę religijną.  Obu jednak nie za bardzo posłuchano.  Dlatego w polskim Kościele w latach 90-tych zaniedbano formację dorosłych, a ogromy wysiłek włożono w stworzenie obszernego programu katechezy szkolnej opartej o dogmatyczny wykład wiary i wyedukowano całą armię katechetów. I teraz na naszych oczach woda w kulturowym akwarium została zmieniona w niesamowitym tempie, liberalna kultura uwiodła polską młodzież konsumpcją i swobodą obyczajową, z którą ani tradycyjny katolicyzm kultywowany jeszcze w rodzinach, ani masowa katechizacja szkolna sobie nie poradziły.  Skutek jest taki, że mimo, iż katechizuje się dzieci od przedszkola do matury w cyklu dwóch godzin tygodniowo, to w życie wychodzą poganie. Młodzież po przyjęciu sakramentu bierzmowaniu do kościoła przestaje uczęszczać, a te parafie, które nie stworzyły alternatywnego duszpasterstwa dzieci i młodzieży zaczynają świecić pustkami.

<<< MUSISZ TO PRZECZYTAĆ! JAK BÓG SZUKA CZŁOWIEKA i PO CO? >>>


<<< KONIECZNIE PRZECZYTAJ! O DUSZACH ZMARŁYCH KTÓRE SIĘ Z NAMI SPOTYKAJĄ! PO CO? >>>

Mit frekwencji, mit programu

Również masowy udział młodych w katechezie szkolnej zaczyna słabnąć. Jeszcze w 2012 bp Marek Mendyk odpowiedzialny za katechizację w Episkopacie twierdził, że w skali kraju na katechezę w gimnazjach uczęszcza 90% nastolatków, a w szkołach średnich  80% młodzieży. W wywiadzie z roku 2014 nie podawał liczb, ale mówił już o delikatnej tendencji spadkowej. Na ile delikatnej? Trudno kwestionować dane Episkopatu sporządzane corocznie na początku roku szkolnego na podstawie ankiet dostarczanych przez katechetów, ale wydają się one jednak i tak zawyżone. Katechetom nie zależy na ich urealnieniu gdyż bije to w nich, kiedy uczniowie w ciągu roku szkolnego wypisują się im z lekcji religii. Do tego dochodzą też „martwe dusze” na katechezie, to znaczy uczniowie, którzy choć formalnie są klasyfikowani, to przychodzi na lekcję od tzw. wielkiego dzwonu. Tendencja spadkowa staje się jeszcze bardziej wyraźna wśród uczniów pełnoletnich, którzy mogąc się wypisać samodzielnie z religii bez zgody rodziców, robią to coraz powszechniej. Zupełnie nie zależy im na ocenie z religii na świadectwie maturalnym,  bo jak otwarcie mówią, szkoda im tracić dwie lekcje w tygodniu, na których i  tak się niczego nie uczą. I coś w tym jest, bo w szkołach średnich realizacja ramowego programu nauczania jest najczęściej fikcją. Katecheci próbując zatrzymać młodych na katechezie nie wymagając od nich praktycznie wiedzy religijnej. Wystarcza im obecność, ewentualnie jakiś samodzielny referat na koniec semestru, żeby postawić na świadectwie ocenę bardzo dobrą. Wydaje się więc, że jest gorzej niż zakładał ks. Blachnicki, bo na religii nie ma, ani inicjacji młodych w wiarę, ani nawet przekazywania im wiedzy . Większość katechetów uprawia swoistą apologetykę, broniąc Kościoła przez zarzutami uczniów, którzy zostali skuteczniej „skatechizowani” przez mass media i mają już wyrobione zdanie na temat biskupów, życia księży, seksu przedmałżeńskiego, czy metody in vitro. I choć młodzież podtrzymuje jeszcze tradycję katolicką, czego wyrazem są choćby wigilie klasowe, czy tak zwane „jajeczka” wielkanocne (nota bene najczęściej w formie bardzo zsekularyzowanej), to dojrzałej wiary na katechezie i we własnych, często rozbitych rodzinach nie otrzymała.

Świecka Szkoła i leniwa młodzież

Patrząc na upadek polityczny Janusza Palikota,  Kościół w Polsce łapie teraz krótki oddech ulgi. Niektórzy ze strony kościelnej przeżywają nawet cichą  schadenfreude, wspominając ataki Twojego Ruchu nie tylko na obecność  krzyży w szkołach, ale w ogóle na katechezę szkolną. Ale chwila wytchnienia może okazać się krótka. Inicjatywa „Świecka szkoła” już zbiera podpisy pod projektem ustawy zakładającym zaprzestanie finansowania katechezy ze środków publicznych.  Chcą złożyć obywatelski projekt ustawy na jesieni, chwaląc się w mediach, że na samym Przystanku Woodstock zebrali prawie 10 tys. podpisów. Groźniejszą jednak bombą tykającą pod katechezą szkolną może okazać się wyrok Trybunału  Praw Człowieka w Strasburgu z 2014 r w sprawie „Grzelak przeciwko Polsce”. W związku z nim ministerstwo edukacji zaktualizowało rozporządzenie w sprawie organizowania nauki religii w szkołach, w którym wyraźnie jest przypomniane, że uczeń ma prawo chodzić na religię lub etykę, ma prawo chodzić na oba przedmioty jednocześnie,  ale ma też prawo zrezygnować z obu! Prawda ta coraz szerzej dociera do uczniów i uderza w stosowaną dotychczas niepisaną zasadę, że uczeń musi w szkole wybrać „albo religię, albo etykę”.  Jeżeli dodamy do tego zalecenie, że lekcje religii i etyki powinny być organizowany na pierwszych lub ostatnich godzinach ramowego planu zajęć… Może wystarczyć medialny podmuch, żeby ta iskra spowodowała masowe wypisywanie się uczniów szkół średnich z religii. Powód będzie banalny. Uczniowie z natury są leniwi i jak na jakieś zajęcia nie muszą uczęszczać, to nie będą. Skutek może być taki, że bez żadnych antykatechetycznych inicjatyw, frekwencja na religii w polskich szkołach w najbliższych latach zacznie skokowo maleć, a młodzież, która  już nie chodzi do kościoła, ale jeszcze słucha czasami księży i katechetów w szkole, zacznie się radykalnie sekularyzować.

Hiszpania dziś,  Polska za 25 lat?

Jako przestroga niech posłuży przykład tradycyjnie katolickiej Hiszpanii, która długo była w orbicie wpływów Kościoła, dała mu wielu wielkich świętych i wiele ruchów odnowy, a  w stosunkowo krótkim czasie stała się krajem zupełnie zsekularyzowanym. Co ciekawe proces ten dokonał jakby spięty klamrą Światowych  Dni Młodzieży , które Hiszpania gościła dwukrotnie. Oba spotkania, i to w Santiago de Compostela w 1989 roku, i to w Madrycie w roku 2011 odbyły się bowiem w zupełnie odmiennym klimacie religijnym. Abstrahując od pewnych innych niż polskie kontekstów historyczno-społecznych, faktem jest, że na przestrzeni kilkunastu lat młodzież hiszpańska przeszła szybką drogę od tradycyjnego katolicyzmu do sekularyzmu. Wykazały to szerokie badania pt. „Młodzi Hiszpanie 2005”, które dowiodły, że młodzi  Hiszpanie, choć w zdecydowanej większości jeszcze ochrzczeni i mający za sobą szkolną katechezę, z Kościołem nie chcą już mieć nic wspólnego.  Jedynie 29% z nich zaliczyło się do grona wierzących wyznania katolickiego, podczas gdy w analogicznym badaniu z 1995 r. odsetek ten wynosił  jeszcze 77 %. A badania na temat katechizacji szkolnej  z 2014 roku wykazały, że gdy w  1995 r. na religię szkolną uczęszczało tam jeszcze 75% dzieci i młodzieży, to w 2014 r.  tylko 56% dzieci ze szkół podstawowych, 22% młodzieży w szkołach średnich, a w klasach maturalnych 15%. Pytaniem otwartym jest dlaczego Kościół hiszpański nie umiał zatrzymać tego procesu.

Kraków 2016, a co potem?

Za rok w Polsce spodziewany jest przyjazd paru milionów młodych na spotkanie z lubianym papieżem Franciszkiem w ramach Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Światowe zjazdy młodych katolików wymyślił w latach 80-tych Jan Paweł II i nabrały one za jego pontyfikatu takiej dynamiki, że są przez kolejnych papieży kontynuowane, bo Kościół widzi w nich skuteczną formę ewangelizacji młodzieży . Sam Jan Paweł II przewodniczył zresztą pierwszym Światowym Dniom Młodzieży w Polsce, które odbyły się w Częstochowie w 1991 r. Spotkanie z Franciszkiem w 2016 r. z pewnością przyciągnie dwa, trzy razy więcej młodych Polaków, niż przyjeżdża corocznie na przystanek Woodstock. Jakby jednak na to nie patrzeć, olbrzymi wysiłek organizacyjno-finansowy polskiego Kościoła sprowadzi się do przygotowania w lipcu 2016 r. jednotygodniowej masowej imprezy. Dlatego ks. Artur Godnarski, twórca cyklicznego Przystanku Jezus na Przystanku Woodstock w referacie pod znamiennym tytułem „Światowe Dni Młodzieży w Krakowie – i co dalej?” wygłoszonym na kwietniowym Zjeździe Paschalnym w Białymstoku apelował o szybką, masową zmianę podejścia duszpasterskiego do młodzieży w Polsce, stawiając tezę, że bez tego polskie kościoły wkrótce opustoszeją.  Ale czy  Kościół w Polsce może coś szybko i masowo polskiej młodzieży zaproponować?  Wydaje się, że jedynym instrumentem długofalowej ewangelizacji młodych Polaków po ŚDM 2016 mogłaby się stać  katecheza szkolna.

Ewangelizacja w ramach  katechezy: Teraz!

Póki katecheza jeszcze w szkole jest i młodzież jeszcze na nią - choć bez przekonania – dosyć licznie przychodzi, potrzeba odważnej reformy programu nauczania religii na poziomie gimnazjów i szkół średnich. Należałoby wrzucić do kosza z takim mozołem przez wiele lat aktualizowaną podstawę programową nauczania religii w obecnym kształcie i napisać nową, rezygnując w niej zasadniczo z tego,  co uczeń powinien wiedzieć o Bogu czy Kościele, a kładąc nacisk na to, czego może z Bogiem w Kościele doświadczyć. Żeby taki praktyczny program realizować trzeba zamienić jedną dydaktyczną lekcję religii w tygodniu na „zsumowany” fakultet  realizowany  przez katechetów w ramach pensum nauczania. Takie zajęcia fakultatywne z religii mogłyby polegać na udziale uczniów w cyklicznych spotkaniach z osobami nawróconymi w szkole, „wypasionych”  rekolekcjach w parafii, czy w wyjazdowych pielgrzymkach i zlotach chrześcijańskich.  Wsparcie dla takich ewangelizacyjnych inicjatyw na pewno się znajdzie. W polski Kościele biją źródła, które zjednoczone w wartkie strumienie mogą odmienić polską katechezę szkolną.  Liczne wspólnoty i grupy już teraz swoimi siłami prowadzą, inicjujące w chrześcijaństwo Kursy Alfa czy Kursy Filip, katechezy neokatechumenalne dla młodzieży i dorosłych, wieczory uwielbienia, msze z modlitwą o uzdrowienie, ewangelizacje uliczne,  czy koncerty chrześcijańskich grup muzycznych. Jest też w Polsce zadziwiająca liczba tak zwanych celebrytów, którzy są autorytetami dla młodzieży, a którzy mówią o doświadczeniu Boga w swoim życiu i powrocie do Kościoła. Do najgłośniejszych nawróceń ostatnich lat należą chociażby te reżysera Patryka Vegi, modelki Anny Golędzinowskiej, piosenkarki i jurorki Agnieszky Chylińskiej, czy aktorki Patrycji Hurlak. Trzeba je tylko wśród młodzieży nagłośnić.  Jest zadziwiająca nowa fala nawróceń wśród słuchany przez młodych raperów, takich jak Tau, Wieczny, Bęsiu, Arkadio, Frenchman, Kola, czy Dobromir Mak Makowski. Wszyscy oni mówią mocne, przejmujące, publiczne świadectwa o swoich nowych narodzinach, nie bojąc się wygwizdania  na medialnych stadionach.  Niektórzy z nich, tak jak na przykład chłopaki z projektu „Wyrwani z Niewoli” całe swe obecne życie poświęcają ewangelizacji, przemierzając Polskę i odwiedzając parafie ze swoim świadectwem nawrócenia. Są niezwykłe świadectwa radykalnie nawróconych polskich gangsterów jak Piotr Stępniak „Gepard”, Artur Ceroński, czy uczestników inicjatywy „Idzie Jezus, idzie człowiek”. Można ich wszystkich zapraszać w ramach odnowionej katechezy na masowe rekolekcje dla młodzieży. Wydaje się, że wielkie hale sportowe, które wyrosły w większych i mniejszych polskich miastach na to czekają. Młodzież, również ta już zsekularyzowana przyjdzie do nich na pewno chętniej, niż do kościołów. Potwierdzeniem tego jest tegoroczna inicjatywa biskupa Edwarda Dajczaka z Koszalina, który parę lat temu zaczął od „nawracania” swoich księży na stadionie, a teraz  próbuje nawrócić koszalińską młodzież na hali sportowej. Właśnie w jego diecezji odbyły się w marcu tego roku wielkopostne rekolekcje ewangelizacyjne dla młodzieży z gimnazjów i ze szkół średnich, każde na parę tysięcy osób. Trzy dni po kilka godzin katechez, pieśni uwielbienia, świadectw, modlitw nad młodymi z nałożeniem rąk, głębokich spowiedzi, zaowocowały na koniec poruszającymi świadectwami młodych o doświadczeniu Bogu i odkryciu wspólnoty Kościoła. Warto to zobaczyć w Internecie.  Organizatorzy twierdzą, że przygotowanie takich rekolekcji kosztowało ich 30 tys. złotych. To chyba niewiele za cenę nawróceń młodych, którym po doświadczeniu działania Boga, dostaną możliwość kontynuowania drogi wiary w przyparafialnych wspólnotach. Obecna „uszkolniona” katecheza drogi młodym do kościoła parafialnego nie otworzyła. Ewangelizacja w ramach odnowionej katechezy szkolnej może zdążyłaby to jeszcze zrobić.

Dariusz Kwiecień