Portal Fronda.pl: Można powiedzieć, że tradycyjnie podczas Marszu Niepodległości doszło do bijatyk, awantur, ataków na policję i demolowania części Warszawy. Organizatorzy mają świadomość tego, jacy ludzie przychodzą na ich manifestację, a jednak – mam takie wrażenie – niewiele robią, aby uniknąć takich niebezpiecznych sytuacji. Już na koniec pochodu organizatorzy szumnie nazwali „debilami” ludzi w kominiarkach, ale czy to nie było za późno? Czy nie należało tego zapowiedzieć przed marszem? Byłaby nieco większa jasność, że ci, którzy przyjdą w kominiarkach, nie przyszli na Marsz Niepodległości. Jak Pan ocenia przygotowanie organizatorów?

Dariusz Loranty: Wydaje mi się, że z każdym rokiem organizatorzy marszu są coraz lepiej przygotowani zarówno merytorycznie, jak i sprawnościowo. Przekaz przynajmniej dwóch stacji telewizyjnych dowiódł, że byli oni bardzo sprawni. To, że zostali oni zaatakowani przez zorganizowanych bojówkarzy jest dowodem ich sprawności organizacyjnej. Byli przygotowani, potrafili sprawnie reagować. Straż marszu działała poprawnie, ale nie miejmy złudzeń – żadna organizacja społeczna nie ma uprawnień, możliwości ani sposobu przygotowania do takich zdarzeń, jakie miały miejsce wczoraj wobec organizatorów. Oni nie są w stanie rozproszyć chuliganów, walczyć z tłumem. Organizator, poprzez swoją służbę porządkową, co najwyżej może zabezpieczyć manifestację.

Nie mają żadnych możliwości prewencyjnych?

Fakt, że strażnicy marszu odnieśli obrażenia, świadczy o tym, że byli oni atakowani, bo działali godnie i prawidłowo. Mam o nic dobre zdanie, chociaż w mediach pojawiły się głosy ze strony organizatorów, wskazujących, że policja podjęła interwencję za wcześnie. Jestem zdania dokładnie odwrotnego. Policja powinna interweniować natychmiast.

Wrócę jeszcze do kwestii odcinania się od osób w kominiarkach. Czy nie za późno padły takie deklaracje ze strony organizatorów? Widziałam wczoraj naprawdę bardzo duże grupy zamaskowanych chuliganów, często z alkoholem w ręku, którzy biegli w kierunku czoła pochodu. Inny redaktor naszego portalu widział, jak kibole z kominiarkach sympatycznie rozmawiają ze strażnikami marszu...

(Nie)stety, prawo o zgromadzeniach nie pozwala na selekcję uczestników. Jeżeli korzystając z prawa do wolności wypowiedzi, organizujemy zgromadzenie, a jest to działanie polityczne, to nie mamy możliwości decydowania, kto na takie zgromadzenie przyjdzie. Przypominam, że byłem ekspertem społecznym dwóch połączonych komisji i sam zwracałem uwagę na to, że organizator nie ma prawa wyboru tego, kto przyjdzie na manifestację. I tu, podkreślę z dumą, rację przyznawali mi zarówno homoseksualiści i tęczowe organizacje gejowskich parad, jak i narodowcy. Uczestnikami zgromadzenia mogą być nie tylko zwolennicy, ale także przeciwnicy i prowokatorzy oraz służby. Nie ma żadnego narzędzia weryfikacji. W zgromadzeniu publicznym udział może wziąć każdy.

Organizator takiego zgromadzenia ma związane ręce? Nie może zabronić komuś przyjść kominiarce na manifestację?

Poruszaliśmy ten problem. Przypomnę, że to właśnie lewicowe organizacje oprotestowały możliwość wprowadzenia zakazu uczestnictwa dla osób z zakrytymi twarzami. Inaczej mówiąc, polskie prawo pozwala na zakrywanie twarzy. Każde zgromadzenie posiada swój regulamin, w którym organizator, choć nie ma żadnej mocy prawnej, może dowolnie wskazać, kogo życzy sobie widzieć na manifestacji. Jeśli organizatorzy nie chcieliby, aby jakieś osoby brały udział w ich zgromadzeniu, to mogli to ogłosić w formie publicznej deklaracji. Można było powiedzieć, że nie zaprasza się osób w kominiarkach... Oczywiście, spotkałoby się to z negatywnym przyjęciem medialnym, bo jakim prawem, bo to ograniczenie, ect. Byłaby to jednak jasna deklaracja, że odcinamy się od potencjalnych chuliganów i wandali.

Co jeszcze mogli zrobić organizatorzy, aby możliwie maksymalnie zabezpieczyć się przed chuliganami w kominiarkach?

W momencie rozpoczęcia manifestacji, kierownik zgromadzenia lub wyznaczona przez niego osoba ma prawo powiedzieć, że nasi uczestnicy chodzą wyłącznie z odkrytymi twarzami, nie w kapturach, kominiarkach, szalikach. Tak powinien postąpić organizator zgromadzenia, ma takie prawo. Jeżeli tak się nie stało, to należy to uznać za niedociągnięcie, ale nie wadę prawną, bo nie ma on możliwości zabronienia takim osobom uczestnictwa w manifestacji. Co więcej, organizator nawet nie ma prawa wyrzucić nikogo ze zgromadzenia. Ma takie prawo wyłącznie wtedy, kiedy osoba w ewidentny sposób narusza dyscyplinę zgromadzenia, a jego działanie grozi zniszczeniem, za które odpowiedzialność ponosiłby organizator. Może to jednak zrobić wyłącznie informując policji. Nie ma możliwości fizycznego wyrzucenia takiego uczestnika ze zgromadzenia. Nie wolno mu tego zrobić.

Jednym słowem, należało to powiedzieć przed marszem, a nie odcinać się po marszu?

Dobry zwyczaj przewiduje, że każdy organizator na rozpoczęcie manifestacji w przemówieniu przedstawia regulamin zgromadzenia. Powinien powiedzieć, kogo zaprasza na marsz, a kogo sobie nie życzy. To wprawdzie tylko grzecznościowy zwyczaj, ale jasno pokazuje, od kogo się odcinamy, co nam się podczas marszu nie podoba. Jeżeli organizatorzy tego nie powiedzieli, jest to niedociągnięcie organizacyjne.

Jak Pan ocenia przygotowanie i działania policji podczas marszu? W pewnym momencie kolumny funkcjonariuszy zablokowały demonstrującym przejście, niejako zamykając ich w pierścieniu na Moście Poniatowskiego. To przecież eskalowało agresję...

Niestety, policja nie działała do końca prawidłowo, choć w tym roku spisała się lepiej, niż w ubiegłych latach. Stawiam im wyższą ocenę niż za lata poprzednie. Być może ma to związek z nową panią minister, której działania oceniam pozytywnie w porównaniu z jej poprzednikiem, który - choć wywodził się ze służb, popełnił wszystkie możliwe błędy. Być może postawa nowej minister spowodowała, że policja działała o niebo lepiej, niż w latach poprzednich, chociaż nie ustrzegła się od popełnienia poważnych błędów, których konsekwencje mogły być śmiertelne i przerodzić się w jedną z największych tragedii podczas publicznej manifestacji.

Naprawdę mogło się to skończyć tak tragicznie?

Przecież podobne zdarzenia miały już miejsce na świecie. Kiedy duża ilość ludzi znajduje się w wąskim gardle (jak na przykład osoby stłoczone w tunelu podczas parady w Niemczech), to kończy się to kilkunastoma ofiarami śmiertelnymi. Wczoraj mogło być podobnie. Błędem policji, która miała świadomość wąskiego gardła, był brak zabezpieczenia dojść do owego gardła z obydwu stron. Słyszałem różne opinie, że policja pilnowała wejść od strony Solca, ale widziałem tłumy zamaskowanych ludzi, którzy wbiegali właśnie od tych stron, atakując maszerującą kolumnę. To musieli być jacyś prowokatorzy. Zabrakło więc policjantów, którzy powinni byli stać tam murem.

Jakie powinno być prawidłowe działanie policji?

Zabezpieczenie wczorajszego marszu powinno było wyglądać, jak zabezpieczenie marszu pamięci o Kryształowej nocy. Wtedy policja potrafiła zorganizować kroczącą wzdłuż pochodu ochronę. Różnica polega jednak na tym, że w tamtym pochodzie brało udział około 500 osób i nie było zagrożeń, bo nikt nie atakował tamtego marszu. Policja kroczyła wzdłuż pochodu, w pełni go zabezpieczając. Wczoraj wystarczyło, żeby dwie duże kolumny policji szły na samym czole marszu. Uniknęlibyśmy sytuacji, w której straż marszu nie była w stanie nie wpuścić czy też obronić się przed wbijającymi się w tłum prowokatorami. Strażnicy próbowali się chwytać pod ręce, trzymali liny, ale to i tak nie ustrzegło ich przed tłumem. Policja powinna była to zabezpieczyć.

Co jeszcze było nie tak po stronie policji?

Jeszcze większym błędem było to, zatrzymała tłum ludzi na moście. Sam fakt zatrzymania w takim miejscu jest wysoce niebezpieczny. Ale to dopiero początek. Szczytem zagrożenia było podanie komunikatu, że policja użyje środków przymusu bezpośredniego. Jesteśmy w tłumie, zwarci w takiej bliskości, że już samo to nas denerwuje i nagle słyszymy informację, że policja użyje środków. Wystarczy, żeby poszła plotka „będą gazować” i co ludzie robią? Odwracają się i chcą iść w kierunku Ronda de Gaulle'a. To zawsze będzie się wiązało z tragicznymi konsekwencjami. Przypomnę, że dwa lata temu po zablokowaniu marszu zarządzono rozejście się po terenie Warszawy. Były wąskie uliczki, ale było gdzie się oddalić. Tutaj mieliśmy wąskie gardło. Gdyby wściekły tłum bojówkarzy atakował uczestników marszu, też by uciekali. Rozwiązaniem byłaby kompania oddziałów prewencji, idąca przed marszem.

Jednak, pańska ocena działań policji jest ogólnie pozytywna?

To, jak policja zachowała się wczoraj, oceniam niezwykle pozytywnie. Sprawnie oddzielała chuliganów od uczestników marszu, wyłapywała ich z tłumu. Świetnie przygotowano się do przekazywana wandali, a nie tylko ich spisywania. Dlatego, że policja dobrze się przygotowała, nie pojawiły się jakieś grupy terroryzujące odcinki miasta. Oni zostali wyłapani i zatrzymani. Widzę światełko nadziei w związku z nową panią minister. Ta kobieta nie miała wcześniej nic wspólnego z tym resortem. Może podczas spotkania z nią, komendanci nie będą mogli wciskać tych samych kitów, które z taką łatwością w sposób naturalny i zrozumiały przekazywali poprzedniemu ministrowi, z którym znajdowali wspólny język. Ona może od nich oczekiwać takich zachowań, jakich oczekuje każdy z nas, zwykły człowiek – policja zabezpiecza nam prawo do swobodnego wyrażania poglądów. To nie uczestnicy zgromadzenia kogoś atakowali. Oni przyszli, by zamanifestować swoją polskość. Jest jednak ktoś, komu to przeszkadza.

Widzi Pan szansę to, że za rok marsz będzie wyglądał spokojnie? Jeśli w ogóle do niego dojdzie, bo przeciwnicy mówią, dość niszczenia miasta, nie pozwalajmy na Marsz Niepodległości. Chyba o to chodziło zadymiarzom...

W TVP Info usłyszałem wypowiedź Janusza Rolickiego, którego cenię za książkę o Edwardzie Gierku, w której całkiem sprawnie pokazał, że nawet będąc sekretarzem partii może komuś zależeć na rozwoju Polski. Pokazał też, że Gierek i jego ekipa nie do końca kradła tak, jak nam się wydaje. Cenię za to Rolickiego, ale to, co usłyszałem od osoby, posiadającej intelekt i zdolność do krytycznej analizy, otworzyło mi oczy. Rolicki powiedział, że należy likwidować, zdelegalizować i zabronić... Znając zasady budowania wersji kryminalistycznych należy najpierw ustalić to, kto ma motyw w danym zdarzeniu. Odnoszę wrażenie, że pewne środowiska są zainteresowane tym, aby marsz nie miał miejsca w przestrzeni publicznej w Polsce. Rolicki powiedział, że ze względu na awantury należy zdelegalizować organizatorów i zabronić marszu. Nie mamy jednak cienia wątpliwości, że to nie uczestnicy marszu i organizatorzy wszczynali burdy. Bojówkarze natomiast działali w interesie tych środowisk, które nie życzą sobie, by Polacy chodzili z biało-czerwoną flagą przez swoją stolicę.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk