Nowa Konfederacja

Rewolucja lutowa to zaprzepaszczona szansa Rosji. W jej trakcie oraz w czasie urzędowania rządu tymczasowego Rosja była wolna, jak nigdy wcześniej.

Rewolucja październikowa, straszna wojna domowa i zwycięstwo Armii Czerwonej ostatecznie pogrzebały obietnice lutego 1917 roku. Czy Rosja zaprzepaściła wtedy szansę na budowę państwa narodowego, opartego na zasadach demokracji?

Oczywiście. Jeśli spojrzymy na sekwencję wydarzeń, to była to zdecydowanie zaprzepaszczona szansa. Rewolucja lutowa i rząd tymczasowy, który się z niej wyłonił, stanowiły okres, podczas którego Rosja była wolna, jak nigdy wcześniej. Wszyscy wiemy, czym się to doświadczenie skończyło. 

Pozostaje pytanie: dlaczego? Co poszło nie tak i kto ponosi za to odpowiedzialność?

Kraj był zbyt spolaryzowany, a jego problemy zbyt głębokie. Tocząca się I wojna światowa nie pozwoliła na powstanie atmosfery sprzyjającej debacie demokratycznej. Przemysł był na skraju wyczerpania. Warunki, które istniały w Rosji w 1917 roku były wyjątkowo niesprzyjające powstaniu systemu politycznego, opartego na zasadzie wolności. Najważniejszym faktorem była jednak zdecydowanie wojna. Dlaczego? Bo doprowadziła do zniszczenia dużej części zeuropeizowanych rosyjskich elit. Korpus oficerski został zdziesiątkowany, w zasadzie już w pierwszym roku trwania wojny. Doprowadziła także do zdziczenia społeczeństwa. Nie tylko w Rosji zresztą, także w innych krajach Europy, ale tam to zjawisko było szczególnie silne. Ponieważ frakcja zeuropeizowana była krucha i mało liczna, w Rosji wpływ wojny na masy był bardziej katastrofalny w skutkach niż gdzie indziej. Proces deeuropeizacji Rosji rozpoczął się właśnie wtedy – podczas I wojny światowej. Dawno przed nadejściem bolszewizmu – to należy wyraźnie podkreślić. W czasie wojny Duma stała się czymś w rodzaju drugiej władzy obok władzy carskiej, i to jeszcze przed rewolucją lutową. Władze carskie nie potrafiły sprostać wysiłkowi wojennemu. Rewolucja dała liberalnym siłom w Dumie władzę w lutym 1917 r., ale nie miała ona żadnego oparcia w społeczeństwie. Ten brak bazy społecznej doprowadził do tego, że nie wybrano konstytuanty, i zmusił ostatecznie liberałów do kohabitacji z Sowietem w Piotrogrodzie – już od pierwszych dni rewolucji. Liberałowie byli zmuszeni współpracować z radykalnymi siłami rewolucyjnymi, wtedy jeszcze zdominowanymi przez mienszewików, a nie bolszewików. To było ostatecznie fatalne w skutkach. 

Liberałowie doprowadzili do rozdmuchania namiętności rewolucyjnych, nad którymi nie potrafili następnie zapanować?

Duża część rosyjskich liberałów inspirowała się tołstoizmem, czyli byli wyznawcami maksymy „nieprzeciwstawiania się złu przemocą”. Bali się powrotu starego reżimu, choć była to obawa całkowicie pozbawiona podstaw. Zagrożenie bowiem czyhało na lewicy, a nie na prawicy. Po abdykacji władzy carat przestał być problemem. Nie potrafili, z wyjątkiem kilku jednostek, przeanalizować realistycznie sytuacji i podjąć stosownych kroków przede wszystkim zakończyć wojny i to natychmiast, by sprowadzić żołnierzy z powrotem do koszar i postawić kres masowym dywersjom. Trzeba było sięgnąć po rozwiązania siłowe. Jednak rosyjscy liberałowie, tacy ludzie jak książę Gieorgij Jewgienjewicz Lwow, byli wyznawcami panslawizmu, nie mieli zaufania do państwa, w którym widzieli głównie aparat przymusu. Wierzyli za to w „naturalną dobroć” rosyjskiego ludu. Nie rozumieli do końca sytuacji, w której się znaleźli. Nie podjęli więc kroków, które powinni byli podjąć, czyli zaprowadzić porządek, jeśli trzeba – siłą. 

Sojusznicy Rosji, Anglia i Francja, zareagowali na rewolucję lutową z entuzjazmem. Pozwoliło im to przedstawiać się jako blok państw demokratycznych, walczący z niedemokratycznymi państwami centralnymi – cesarstwem Niemiec, Austro-Węgrami i Turcją. Niemcy nie pozostały jednak wobec zmiany władzy w Rosji obojętne. Na ile działania niemieckiego cesarstwa przyczyniły się do porażki lutowego zrywu? 

Rewolucja lutowa była także rewolucją patriotyczną, o czym się dziś często zapomina. Dwór carski, a szczególnie caryca Aleksandra Fiodorowna, był podejrzewany o to, że po kryjomu sprzyja Niemcom. Oskarżano rodzinę carską o zdradę, niesłusznie zresztą. To były plotki, w które jednak spora część społeczeństwa wierzyła. Porażki wojenne Rosji były przypisywane domniemanej zdradzie na szczytach władzy. Caryca była Niemką, więc wielu Rosjan jej nie ufało. Tacy ludzie jak założyciel kadetów Paweł Nikołajewicz Milukow chcieli prowadzić wojnę patriotyczną, trochę jak wojny rewolucji francuskiej. We Francji i w Wielkiej Brytanii wierzono początkowo, że po pozbyciu się dworu carskiego Rosjanie będą prowadzili wojnę ze zdwojoną siłą. Jeśli chodzi zaś o Niemców, to nie ulega kwestii, że finansowali bolszewików. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Dali im środki na wydawanie „Prawdy” i uprawianie propagandy. Postarali się o to, by Lenin wrócił do Rosji, w słynnym zaplombowanym wagonie. To nie oznacza, że Lenin był agentem Niemiec. Był bolszewikiem i wysługiwał się Niemcami w takim samym stopniu, w jakim oni uważali, że się nim wysługują. Z jego perspektywy wykorzystywał spór między imperialistami do swoich celów. Brał pieniądze od Niemców, wziąłby także pieniądze Francuzów czy Anglików. Hasło Lenina brzmiało: „zmienić wojnę imperialistyczną w wojnę domową”. I to mu się udało. Za sprawą bolszewików karnawałowa wręcz atmosfera rewolucji lutowej zamieniła się w festiwal przemocy. 

Rewolucja lutowa to był jedyny moment republikański w historii Rosji? Są tacy, którzy porównują ten okres do czasów rządów Jelcyna. Można dokonać takiego porównania?

Wielu uważa, że epoka Jelcyna była epoką liberalną. To nadużycie. Jelcyn był zdecydowanie większym zwolennikiem demokracji niż Putin. Wprowadził wolność prasy, ale nie należy zapominać o wydarzeniach z 1993 roku, kiedy Rada Najwyższa opanowana przez komunistów wypowiedziała posłuszeństwo prezydentowi. Jelcyn stłumił wówczas rozruchy, wysyłając czołgi przeciwko buntownikom. Rządy Jelcyna nie były okresem wolności i demokracji.  W 1994 roku rozpoczął wojnę w Czeczenii, motywując ją walką z terroryzmem. W systemie Jelcyna istniały elementy autorytarne, które zostały usystematyzowane za czasów Putina, ale miały swoje początki za jego prezydentury. Nie doszło do głębokiego pęknięcia między okresem Jelcyna a Putina, inaczej niż w przypadku rewolucji lutowej i październikowej. Konstytucja uchwalona w 1993 r. za Jelcyna została wykorzystana przez Putina, by ustanowić system autorytarny w Rosji. Nie musiał jej zmieniać. Wszystkie elementy konieczne do ustanowienia takiego systemu już istniały, należało je tylko poskładać w całość. To za czasów Jelcyna swój początek miał wielki projekt neosowiecki.

Dziś wydaje się, że demokracja i nowoczesne państwo narodowe to rzeczy nieosiągalne dla Rosjan. Czy kraj, który doznał tylko tak krótkiego momentu demokratycznego, jakim była rewolucja lutowa, ma na czym budować demokrację?

Problem jest głównie psychologiczny. Doświadczenie rewolucji lutowej w umysłach Rosjan jest synonimem nie tylko demokracji i wolności politycznej, ale także upadku państwa. Dla Rosjan demokracja to chaos, destabilizacja, upadek. Jeśli damy ludziom wolność, wybuchnie chaos. To zresztą także podstawowa idea putinizmu. Wolność jest równoznaczna z brakiem porządku, z rozpadem. Zresztą to się potwierdziło choćby za czasów Gorbaczowa. Poluzował cugle i Związek Sowiecki rozpadł się. Jeśli chcemy przekonać Rosjan do demokracji, muszą oni zrozumieć, że demokracja i chaos nie są równoznaczne, że porządek jest kompatybilny z wolnością i państwem prawa. 

Z francuską satyryk i sowietolog Francoise Thom rozmawiała Aleksandra Rybińska