Warszawa, 4 marca 2016 r. 

List otwarty do Zarządu Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie

w odpowiedzi na

"List otwarty do Lecha Wałęsy" z 1 marca 2016 (ZOBACZ TUTAJ) 

Od szeregu lat Zarząd KIK powstrzymywał się od wydawania oświadczeń w kwestiach drastycznie dzielących jego członków. List wyrażający solidarność i wsparcie dla Lecha Wałęsy jest odstępstwem od tej praktyki i czyni to w sposób wobec którego nie sposób przejść obojętnie. 

Cóż bowiem oznacza obecnie solidarność i wsparcie dla Lecha Wałęsy? Czy Klub solidaryzuje się z Lechem Wałęsą, kiedy ten o ofiarach swoich donosów z pogardą mówi, że "na donos to trzeba zasłużyć... połowę tych ludzi rzeczywiście znam: nic nie znaczyli w tamtym czasie i dzisiaj nic nie znaczą." Czy ten ładunek arogancji, pychy i pogardy dla skrzywdzonych ludzi zasługuje na solidarność w ogóle, a ze strony katolickiego inteligenta w szczególności? A może na solidarność zasługuje gotowość do stanięcia na czele wojny domowej, którą Lech Wałęsa ogłosił w niemieckiej Die Welt? Wobec powyższego całkiem naturalna wydaje się solidarność z buńczucznymi twierdzeniami Lecha Wałęsy, że to on sam stworzył "Solidarność" i pokonał sowiecki komunizm, w czym nieudacznicy, to jest miliony pozostałych członków związku i reszta opozycji jedynie mu przeszkadzali.

 Którą to z kolejnych "prawd" Lecha Wałęsy ogłaszanych na jego blogu wspiera Zarząd w imieniu członków Klubu? Najwyraźniej odnosi się to do całokształtu krętactw i kłamstw, obecnie nasilonych, ale przecież trwających od lat. Czy w związku z tym Zarząd wspiera również kradzież i zapewne zniszczenie przez prezydenta Wałęsę archiwalnych dokumentów by matactwem podtrzymać te kłamstwa i uniemożliwić dojście do prawdy?

Zarząd Klubu najwyraźniej jednak zna jakąś "prawdziwszą" prawdę i jest to oczywiście "prawda" Lecha Wałęsy (cokolwiek miałoby to znaczyć wobec wielości owych "prawd"). Solidarność z "prawdą" Wałęsy oznacza jednak lekceważenie i pogardę dla prawd Henryka Jagielskiego, Henryka Lenarciaka, Jana Jasińskiego, Józefa Szylera. Są to tylko najbardziej znane nazwiska z długiej listy skrzywdzonych donosami TW Bolka. Skoro jednak oni, a więc i ich świadectwa "nic nie znaczyli i nie znaczą" w opinii Lecha Wałęsy, to zapewne nie znaczą również nic w opinii solidaryzującego się z nim Zarządu KIK.

Zwróćmy uwagę, że nie mówimy tu wcale o wytworzonych przez SB dokumentach, które tak bardzo chcieliby zdezawuować obrońcy legendy (jakże dwuznaczne słowo!) Lecha Wałęsy. Chodzi o świadectwa żywych (w chwili składania tych świadectw) ludzi, które jednak wraz z owymi lekceważonymi dokumentami tworzą spójną i niepodrabialną, a przez to wiarygodną całość, niczym ściśle pasujące do siebie puzzle. 

Jest także wiele świadectw tych którzy "coś" znaczyli - Anny Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy i jego żony, Joanny Dudy-Gwiazdy, Krzysztofa Wyszkowskiego, Andrzeja Kołodzieja - również ikon Solidarności. Oni też byli przez Wałęsę krzywdzeni i ich prawda również nie daje się pogodzić z kłamstwami i krętactwami "ikony", a może raczej łże-ikony "Solidarności". A przecież są jeszcze inne świadectwa, jak np. Lecha Zborowskiego, działacza i drukarza WZZ, który niestrudzenie przypomina, że "Solidarność" to nie Wałęsa i łącząc własne wspomnienia z opowieściami innych od dawna usiłuje przebić się do publicznej świadomości z prawdą o "Solidarności" inną niż zakłamana "prawda" Wałęsy. Tę inną prawdę potwierdza także niedawne oświadczenie WZZ Wybrzeża. I tę właśnie inną prawdę o "Solidarności" i Lechu Wałęsie Zarząd KIK wraz z innymi rzekomymi zwolennikami społeczeństwa otwartego tak bardzo stara się usunąć z pola widzenia bądź zakneblować, zastępując ją frazesami o "przekazywaniu naszych wspólnych wartości",  "przypominaniu o autorytetach", oraz mantrą "Lech Wałęsa wielkim i nietykalnym człowiekiem jest", przebiegle zasłaniając jego osobą cały potężny ruch milionów ludzi.

W neutralizowaniu niewygodnej i niechcianej prawdy istotną rolę odgrywało i wciąż odgrywa aprioryczne przypisywanie krytykom Wałęsy niecnych intencji - zawiści, nienawiści itp. Z kolei ataki na tychże krytyków miały  być a priori od takich niecnych intencji wolne.

W imię jakich "wspólnych wartości" i jakich "autorytetów" postanowił Zarząd okazać solidarność i wsparcie buńczucznemu, mataczącemu, kłamiącemu, nie wyrażającemu ani śladu skruchy i obrażającemu swoje ofiary Wałęsie? Dlaczego nie okazuje solidarności i wsparcia tym, na których donosił i którym niszczył życie? A jest ich, jak wskazują ostatnie dokumenty, znacznie więcej niż sądziliśmy.

Kiedy pierwszy raz postawiono Wałęsie zarzuty w Sejmie, ten wraz ze swoją świtą buńczucznie rechotał z upadającego rządu Olszewskiego i z bezsilności ofiar swoich donosów: Jagielskiego, Lenarciaka, Jasińskiego, Szylera i wielu innych, nie mogących się przebić ze swoją prawdą przez knebel, tak sprawnie założony przez zwolenników III RP i tak ochoczo poparty przez szerokie kręgi w KIKu. Przypomnijmy wiersz, który miał opowiadać o kimś zupełnie innym, a który obecnie nabrał zupełnie nowego znaczenia i pasuje jak ulał do Lecha Wałęsy:

Który skrzywdziłeś człowieka prostego

Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,

Gromadę błaznów koło siebie mając

Na pomieszanie dobrego i złego, [...]

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.

Czy rzeczywiście poeta pamięta? Zależy który. Z rechotem Wałęsy solidaryzowali się nie tylko antylustracyjnie nastawieni politycy, ale też liczni artyści z poetką-noblistką i filmowym wieszczem (?) na czele. Ci, którzy żyją solidaryzują się nadal, jak Zarząd KIK i ów filmowy wieszcz. Nadal piętnują i szydzą z tych, którzy domagają się prawdy, w najłagodniejszej wersji na pomieszanie dobrego i złego obłudnie powtarzając za Piłatem "cóż to jest prawda?" Zupełnie jak w czasach opisywanych przez Miłosza, tylko mieszanie odbywa się jeszcze sprawniej i skuteczniej. Żeby Wałęsa i jego esbeccy akolici mogli nadal się rechotać wraz ze swoimi "solidarnościowymi" sojusznikami.

Jak rozumieć zawarty w podsumowaniu listu cytat o tym, że „każdy czasem upada i błądzi; nieszczęściem, grzechem jest to, jeśli nie powstaje”, skoro w liście nie ma śladu wezwania do stanięcia w prawdzie? Przeciwnie, list ten jest w oczywisty sposób częścią kampanii, która ma umocnić Lecha Wałęsę w jego zadufaniu i w jego kłamstwach, a zdezawuować i potępić tych, którzy tej prawdy się domagają.

Takie to "nasze wspólne wartości" i "autorytety" przekazuje młodszym pokoleniom Zarząd Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Za zgodą - jak się obawiam - większości członków Klubu, a może co gorsza, z poparciem znacznej części polskiej inteligencji. I na tym ma się opierać pozycja Polski jako "lidera demokratycznych przemian w Europie". Na kłamstwie, krętactwie, mataczeniu i złodziejstwie podniesionymi do rangi  "autorytetu".

Czy jest jakaś nadzieja, że to się zmieni? Czy KIK jest zdolny do jakiejkolwiek autorefleksji, rachunku sumienia lub choćby rzetelnej debaty w tej sprawie? Bo Lech Wałęsa najwyraźniej nie. 

Grzegorz Strzemecki

nic nie znaczący członek KIK  z Sekcji Rodzin 

P.S.

Sposób widzenia dokonań Wałęsy w latach 80-tych i 90-tych - dla jednych oczywistych, dla innych co najmniej wątpliwych bądź wręcz szkodliwych -  nie zmienia w niczym moralnej oceny jego opisanej wyżej postawy. Chyba, że uznamy za uprawnione szydzenie z prawdy i automatyczne rozgrzeszanie wielkich z pomiatania maluczkimi.