W 2011 roku po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych prezes Jarosław Kaczyński powiedział, że „jest głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, że będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”. Po czterech kolejnych latach część z tej zapowiedzi się spełniła. Wielu zwolennikom PiS w 2015 roku marzyła się większość konstytucyjna, jednak musieli zadowolić się zwykła większością parlamentarną i urzędem prezydenta. Opcja konstytucyjnej większości ma zostać zrealizowana w przyszłorocznych wyborach.

Wiktor Orban nie zwalnia tempa. W swoim wystąpieniu z okazji obchodów 62 rocznicy wybuchu powstania na Węgrzech zdecydowanie opowiedział się za budową europejskich państw narodowych, i sprzeciwił się budowie Europy, która z demokracją nie ma nic wspólnego. Współczesna Unia Europejska przypomina raczej nowe imperium, zarządzane przez europejskich technokratów i biurokratów, niewybieranych przez nikogo.

„Dzisiaj w Brukseli rządzą ci, którzy zamiast sojuszu wolnych narodów chcą europejskiego imperium, takiej Europy, którą kierują nie przywódcy wybrani przez narody, tylko brukselscy biurokraci.”

Orban nie zgadza się na ingerowanie nieprzyjaznych swojemu państwu organizacji i instytucji finansowych w sprawy Węgier. Prawo do samostanowienia na podstawie demokratycznego mandatu jest ważniejsze niż interesy międzynarodowych korporacji i organizacji finansowanych z zagranicy.

"Europa bez państw narodowych, elita oderwana od swoich narodowych korzeni, sojusz z wielonarodowymi grupami sił, koalicja ze spekulantami finansowymi – taki byłby tutaj raj George’a Sorosa"- zadeklarował Orban w wystąpieniu do swoich rodaków.

Mocne deklaracje węgierskiego premiera to nie tylko słowa- za nimi idą czyny. Fundacje Sorosa oraz jego uniwersytet działające na Węgrzech nie mają tam już czego szukać. Ale z ponad 50% poparciem dla Fideszu i większością konstytucyjną, pozwalająca na korekty ustawy zasadniczej, Orban może sobie na takie decyzje pozwolić, nie oglądając się na pohukiwania z Brukseli.

Politycy w Warszawie, po sukcesie w wyborach samorządowych, przypomnieli sobie o twardej retoryce i coraz częściej zaczynają używać zdecydowanych sformułowań. Kilka dni temu prezes Kaczyński, wyrażając poparcie dla jednego z kandydatów lokalnych przed drugą wyborów mówi już wprost:

(…) silne państwo polskie może zapewnić tylko Prawo i Sprawiedliwość. A jeżeli ktoś nie wierzy, to niech spojrzy kilka lat wstecz, niech spojrzy na to likwidowanie państwa, na to zwijanie państwa, niech spojrzy na to wszystko co się wyprawiało, na rozkład struktur państwowych (…) Dzisiaj mamy w Polsce opozycję totalną, opozycję, która odrzuca jakąkolwiek współpracę, która odwołuje się do zajść ulicznych, która odwołuje się do zagranicy. Ale nie musi tak być. To jest kwestia, którą traktujemy jako przejściową, którą traktujemy jako incydent w naszej historii”.

Coraz odważniej wypowiada się również prezydent Andrzej Duda, który podczas spotkania w Berlinie z prezydentem Niemiec, w odpowiedzi na pytania jednej z dziennikarek z Deutsche Welle, nawiązał do braku wolności słowa i mediów, oraz powszechnej pod rządzami Angeli Merkel poprawności politycznej, ze szkodą dla niemieckiego społeczeństwa.

„W Polsce jest tak, że gdyby jakaś kobieta czy kobiety zostały zgwałcone, to na pewno media poinformowałyby o tym natychmiast, wskazując szczegóły, które tylko byłyby do zdobycia, więc media w Polsce są wolne”- oświadczył polski prezydent.

To są stwierdzenia mocne i potrzebne, jednak daleko im do nieustępliwej wobec Brukseli retoryki i działań premiera Orbana.

Coraz większe poparcie zyskują we Włoszech zdecydowane wypowiedzi i działania wicepremiera Matteo Salviniego, który zapewnia, że wszelkie przejawy działań przestępczych, popełnianych przez nielegalnych imigrantów będą bezwzględnie karane, a przestępcy będą ścigani i natychmiast deportowani. W kontaktach z Brukselą szef włoskiego MSW nie łagodzi swojego stanowiska. Jego reakcja na krytykę budżetu Włoch ze strony Jean-Claude Juncker’a była natychmiastowa. „Jeśli ktoś w Brukseli bełkocze bo żałuje straty niepewnych i zastraszonych Włoch (…) trafił na zły rząd i złego ministra (…) Rozmawiam tylko z ludźmi trzeźwymi, którzy nie zataczają się na obranej drodze” – wypalił wprost Salvini.

W ostatnią niedzielę, w drugiej turze wyborów w Brazylii zwyciężył Jair Bolsonaro, określany jako „brazylijski Trump”, znany ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi ale też ze zdecydowanego kursu wobec powszechnej przestępczości narkotykowej i bezwzględnego stosowania prawa wobec handlarzy narkotyków. Prezydent elekt zapowiedział przy tym, że „nie zamierza flirtować z socjalizmem, komunizmem i lewicowym ekstremizmem.”

Polska jest w specyficznej sytuacji. Rząd PiS nie ma ani tak wysokiego poparcia jak Viktor Orban, ani takiego gospodarczego potencjału jak ponad 200 milionowa, coraz szybciej rozwijająca się Brazylia. Jednak podążanie kursem konsensu ze środowiskami totalnej opozycji i poszukiwanie „środka polskiej drogi” może zakończyć się środowisk patriotycznych i dla Polski tylko w jeden sposób- totalną porażką.

Prezes Kaczyński obiecywał nam Budapeszt w Warszawie. Jeśli Zjednoczona Prawica nie przyspieszy tempa wprowadzanych zmian w kraju, i nie będzie zdecydowanie egzekwować praw Polski w Brukseli, to okaże się, że znacznie szybciej będziemy mieli Budapeszt w Rzymie, albo i w Bratysławie. Od niedzieli Budapeszt mamy również w Rio de Janeiro- dla purystów i cmokierów- w Brasilii, ale wiadomo: Rio to Rio.

SAD