Jest ostatnia sobota czerwca. Kiedy piszę te słowa, jeden z portali zbiera podpisy pod „Apelem o dymisję RPO Adama Bodnara za obarczenie polskiego narodu winą za holocaust”.

Jak może być skuteczność takiej akcji? Ile by trzeba tak naprawdę zebrać podpisów, aby Adam Bodnar przytłoczony ich liczbą podał się do dymisji? 10 tys., 100 tys., milion, 5 czy 10 milionów? Według wielu publicystów, gdyby Rzecznik Praw Obywatelskich miał honor nie czekałby na apele i na wezwania polityków, lecz sam podałby się do dymisji. Właśnie, Bodnar powinien zachować się honorowo, od początku postuluje Maciej Świrski, twórca i przewodniczący Reduty Dobrego Imienia Polski. Na większości portali internetowych, gdzie poruszana jest sprawa wypowiedzi Adama Bodnara i kwestii jego odejścia, internauci w swoich postach dość powszechnie uważają, że ludzie o takiej mentalności jak Bodnar i takich sympatiach politycznych, jakim już nie raz dawał wyraz w publicznych wypowiedziach, jest człowiekiem bez honoru. Nie ma co więc liczyć na jego rycerski krok poprzedzony refleksją - Popełniłem ogromny błąd, który przynosi mi wstyd. Dlatego postanowiłem sam rozstać się ze swoim stanowiskiem.

To rozwiązanie jest raczej niemożliwe. Prawdę mówiąc, choćby podjęto dziesięć apeli i pod każdym z nich zebrano po milionie podpisów, nie skłonią one Adama Bodnara do odejścia. Nie dyskwalifikuje to w niczym samej akcji zbierania podpisów pod apelem. Świadczy to tylko dobrze o społecznych i patriotycznych odruchach zwykłych Polaków, którzy podpisując apel, tym samym domagają się prowadzenia przez państwo rzetelnej polityki historycznej. Jednocześnie wymagają od przedstawicieli władzy, aby tę prawdę głosili na co dzień i od święta, w Polsce i poza jej granicami. Szczególnie w tak drażliwej kwestii jaką jest holocaust. W sytuacji kiedy niektórzy historycy przebywający poza granicami polski ciągle szkalują Polaków, wmawiając niemal, że wyssali oni antysemityzm wraz z mlekiem matki. Jak wiemy, część niechętnych Polsce środowisk zagranicznych często wykorzystuje kwestie antysemityzmu jako narrację do tworzenia negatywnego obrazu Polski w kontekście sprawy imigrantów.

Taki ukryty zamysł zawierała niewątpliwie wypowiedź Adama Bodnara. Stąd tak ostra reakcja wielu środowisk patriotycznych na jego fałszywe oskarżenie. Bez względu na to, czego byśmy się nie doszukiwali w wypowiedzi Bodnara, zasługuje ona nie tylko na społeczne potępienie, ale na wyciągnięcie wobec niego odpowiednich konsekwencji, a powinna nią być tylko jedna rzecz – jego dymisja. O tym jednak może zdecydować tylko Sejm. Działanie parlamentu byłoby o tyle usprawiedliwione, że Adam Bodnar w istocie jest osobą powołaną pod broń do walki z PiS-em. Kiedy wybierano Bodnara na funkcję RPO wiadomo już było, że Platforma straci władzę. Postanowiono więc na to stanowisko skierować człowieka, który będzie reprezentował interesy przyszłej opozycji. I Bodnar, trzeba to przyznać, z tej roli jaką powierzyła mu wówczas PO, wywiązuje się wzorowo. Jego oskarżenie Polaków o udział w holocauście wpisuje się w linię działania opozycji. Sejm nie powinien mieć wyrzutów sumienia dymisjonując Adama Bodnara. Wydaje mi się wręcz, że to należy do obowiązków obecnego parlamentu.

Jerzy Jachowicz/sdp.pl