Z niegasnącą uwagą przyglądamy się wielkim nadprzyrodzonym interwencjom. Może nie do końca świadomie marzymy o pojawieniu się bezpośredniej pomocy nieba również w naszym życiu – nie tylko osobistym, lecz także narodowym. Potrzebujemy cudów i ich pragniemy. Wciąż bowiem okazuje się, że sami nie radzimy sobie z darem Bożym, jakim jest nasze jednostkowe istnienie czy nasza ojczyzna. Czy to marzenie nie pochodzi czasem od Boga? Może Bóg chce nas obdarzać cudami, więcej – może pragnie, byśmy Mu w tym pomogli? Przecież Jan Paweł II powtarzał, że „chrześcijaństwo jest religią współdziałania Boga i człowieka”. To współdziałanie jest potrzebne również w najbardziej niezwykłej sferze religii – w obszarze cudów. Bez ludzkiego zaangażowania cuda nie stają się faktem.

W tym roku przypada 100. rocznica bitwy warszawskiej, o której papież Polak mówił: „Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny i dlatego nazwane zostało Cudem nad Wisłą”. Jakie byłyby losy Polski i świata, gdyby nie zwycięstwo nad bolszewikami w 1920 roku? Dlaczego niebo wtedy interweniowało i jak Maryja ochroniła naszą ojczyznę?

Po trupie Polski

W 1917 roku, w roku Fatimy, rodzi się komunizm. Rozpoczął się o wiele wcześniej i długo rozwijał w ukryciu. Teraz, pod datą 1917 dojrzał do tego, by świat ujrzał jego moc. Jakie plany mieli komuniści na przyszłość? Zawładnąć całym światem! Nie ma już caratu, nie ma Wielkiej Rosji ani „Domu Maryi”. Na mapie pojawia się nowy kraj – zapowiedź nowego ładu w świecie. Rosja to tylko baza, punkt startowy do podjęcia historycznej misji. Nie dziwi, że niemal natychmiast nowi władcy Rosji opracowują plany „rozszerzenia swoich błędnych nauk po świecie”. Już w listopadzie 1918 roku w Niemczech wybucha rewolucja, która proklamuje powstanie republiki, a tamtejsze ruchy robotnicze przygotowują się do przejęcia władzy. Bolszewicy zaczynają myśleć o szybkim dostępie do granicy niemieckiej, by pomóc w wywróceniu ładu panującego tam od pokoleń. Podobne nastroje opanowują też inne kraje, a komunistyczna Międzynarodówka staje się coraz aktywniejsza. Zapada decyzja: czas wywołać wojnę, która zmieni oblicze świata! Armia Czerwona rusza na zachód.

Cele bolszewików streszcza w swej sławnej dyrektywie z 2 lipca 1920 roku Tuchaczewski: „Po trupie Polski wiedzie droga do ogólnego wszechświatowego pożaru. [...] Na Wilno, Mińsk, Warszawę marsz!”. Armia Czerwona szybko posuwa się naprzód. Już w końcu lipca wojska polskie zostają zepchnięte do linii Bugu, a 10 sierpnia 1920 roku linia frontu znajduje się na wysokości Przasnysza, Wyszkowa, Siedlec, za chwilę Działdowa. Właśnie tego dnia Tuchaczewski wydaje dyrektywę do zdobycia Warszawy. Wszystko jest już szczegółowo zaplanowane. Ogłoszono nawet termin wejścia do polskiej stolicy. Ma to nastąpić 15 sierpnia. Czerwonoarmiści ruszają na Warszawę, pewni, że łatwo zdobędą miasto.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ „ZWYCIĘSTWA Z POMOCĄ NIEBA” 

Widmo klęski

Z ludzkiego punktu widzenia wszystko wskazywało na nadchodzącą klęskę. Armia polska jest w nieustannym odwrocie i oddaje kolejne ziemie najeźdźcy. Trudno się dziwić, że jej morale były niskie i że nawet dowództwo nie wierzyło w zwycięstwo. Niewiara w zwycięstwo dotknęła nawet Namiestnika. Arcybiskup Warszawy, kard. Kakowski, wspominał: Doniesiono mi, że Piłsudski upadł na duchu i że chce się ze mną widzieć przed wyjazdem na front. Udałem się do niego. [...] „Kapelanów, dobrych kapelanów dla armii – wołał – którzy by szli w szeregach razem z żołnierzem, w okopach podnosili go na duchu”.Kapelani przy żołnierzach? To był pierwszy zwiastun zmian. Kardynał warszawski postanawia, że pięć procent duchowieństwa z jego archidiecezji ruszy razem z żołnierzami na front. Wśród tych, którzy zgłaszają się do swego biskupa, był dwudziestosiedmioletni kapłan Ignacy Skorupka. W ten sposób Kościół dzieli z żołnierzami w okopach życie i śmierć. Polacy będą o tym długo pamiętać.

Zjednoczona modlitwa uderza w niebo

Lato 1920 roku było czasem wysiłku ludzi aż po pot na czole, aż po śmierć – i Bożego cudu.” - tak właśnie patrzył na Cud nad Wisłą nuncjusz apostolski w Polsce Achilles Ratti (późniejszy papież Pius XI), który przebywał w Warszawie w dniach zagrożenia ze strony Armii Czerwonej. Wiedział, że zwycięstwo, które nazywał „zwycięstwem Maryi”, było owocem żarliwej modlitwy narodu. To „bycie jednego serca i jednego ducha” odegrało w Cudzie nad Wisłą najważniejszą rolę. Bo Bóg nie pochylał się nad życiem i problemami poszczególnych ludzi. Interweniował w sprawie jednego narodu. Biskupi z prymasem na czele wzywali do zjednoczenia się Polaków jako narodu. Ostrzegając, że przed Bogiem wciąż nim nie byliśmy, mimo przed chwilą odzyskanej niepodległości. Pisali do rodaków, nie przebierając w słowach: Niebezpieczeństwa wciąż grożące Polsce nie obudziły jeszcze z gnuśnego snu wygód i samolubstwa tych, co jeszcze nie zrozumieli, na czym polega prawdziwa miłość Ojczyzny, na czym polega jej wolność i niepodległość. Biskupi wypunktowują rodakom nadmierne skupienie na osobistych korzyściach. Głośno nawołują do zapomnienia o sobie i poświęceniu się ojczyźnie. Czy Polacy zmienią się pod wpływem karcących słów? Może to, co się dzieje po odczytaniu apelu biskupów we wszystkich świątyniach, należy uznać za pierwszy cud. Bo ludzie masowo odpowiedzieli na wezwanie Kościoła. Z tą chwilą zaczyna się czas wielkiej, narodowej modlitwy. Polacy już wiedzą: tylko Bóg może uratować Polskę. W niebo uderza wielkie błaganie o cud.

Zgodnie z zaleceniem arcybiskupa warszawskiego od 6 do 15 sierpnia dwa razy dziennie odprawiane są w warszawskich świątyniach nowenny „z wystawieniem Najświętszego Sakramentu w monstrancji i odmawianiem litanii do Serca P. Jezusa z aktem poświęcenia oraz modlitwami litanijnymi do [...] świętych”. W niedzielę 8 sierpnia we wszystkich bez wyjątku kościołach odbywa się całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu. Po jej zakończeniu ze świątyń wychodzą procesje. Podążają one ku katedrze św. Jana, gdzie połączywszy się z procesją wychodzącą z katedry, zamieniają się w ogromną błagalną procesję z relikwiami patronów Polski: św. Andrzeja Boboli i św. Władysława z Gielniowa. Ojczyzna zostaje oficjalnie zawierzona Sercu Jezusowemu, a w akcie tym bierze udział Naczelnik Państwa, najwyższe władze kościelne i państwowe. Na Jasnej Górze zostaje ponowiony akt oddania narodu pod opiekę Maryi Królowej. Od 7 sierpnia, zaczyna się na Jasnej Górze nowenna błagalno -pokutna, która kończy się w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 15 sierpnia. Czy to zbieg okoliczności, że w tym właśnie dniu ma miejsce zwycięstwo naszego wojska?

Dodajmy, że wielka narodowa modlitwa z 1920 roku to nie tylko Msze, procesje, litanie, akty poświęcenia (post i jałmużna). Kościoły, otwarte przez całą dobę, wypełniają po brzegi ludzie z różańcami w dłoniach, śpiewający wspólnie suplikacje, ślący do nieba litanie. Każdy dom staje się miejscem modlitwy, a każda figura przydrożna gromadzi modlących się na kolanach ludzi. Z Polaków utworzył się naród, a ten padł na kolana przed Bogiem. Nie dziwi, że tak głośne i uporczywe wołanie narodu przeszyło swym krzykiem niebo.

Maryja ochrania Polskę

Musiało stać się coś niezwykłego, że – jak pisał kard. Kakowski – polski żołnierz „skruszył dziesięciokrotnie liczbą przewyższającego najeźdźcę i, odpędziwszy go, ocalił Polskę, bardzo, nawet świat cały, śmiało rzec można, od niechybnej zguby”. Co to było? Stał się cud. Wymodlony przez naród. Zwiastunem tego było kilka opatrznościowych zdarzeń, dziwnych zbiegów okoliczności.

Pierwszym „cudem” jest nieoczekiwana decyzja Stalina, który nie chce wzmocnić pozycji Tuchaczewskiego w środowisku władzy i każe opóźnić o kilka dni zasilenie jego zachodniej armii siłami ściągniętymi z frontu południowego. Z dziesięciodniowym opóźnieniem armia południowa rusza na północ. Przybędzie za późno, by wziąć udział w bitwie warszawskiej i być może rozstrzygnąć o jej losie na korzyść Rosjan. Drugie „cudowne” wydarzenie wiąże się ze śmiercią majora Drohojowskiego. Ginie on 13 sierpnia, a bolszewicy znajdują przy nim tajne dokumenty, w tym mapę, na której narysowany jest plan manewrów polskiej armii. Tuchaczewski uznaje jednak mapę za celowo podrzuconą przez Polaków, chcących wprowadzić przeciwnika w błąd. Bolszewicy nie tylko nie wykorzystują zawartych na niej informacji, lecz także zakładają, że przedstawiony na mapach plan bitwy na pewno nie zostanie wprowadzony w życie. Kolejnym niezwykłym zdarzeniem jest zdobycie przez wojska polskie sztabu 4. Armii sowieckiej. Znajduje się on w Ciechanowie. Polacy przechwytują jedną z dwóch bolszewickich radiostacji otrzymujących rozkazy od dowództwa w Mińsku. Dodatkowo Polacy wiedzą, że druga radiostacja jest właśnie wyłączona, ponieważ dysponujące nią wojska przemieszczają się w inne miejsce. Gdy więc dowódca frontu wydaje 4. Armii rozkaz zawrócenia na południowy wschód i uderzenia na armię polską pod Nasielskiem, rozkaz ten słyszą tylko Polacy. Kolejnym „cudem”, który zmienia losy wojny, jest bohaterstwo ks. Ignacego Skorupki. Jego imponujący czyn i śmierć – porwał do walki innych Polaków.

Jest coś jeszcze. Królowa Korony Polskiej spełnia prośby swego narodu i wypełnia proroctwo z 1872 roku. Sama przychodzi na pole bitwy, by wesprzeć polskie wojska. Podobno ks. Skorupka miał wizję Matki Bożej Królowej Korony Polskiej i po tym widzeniu miał poderwać żołnierzy do kontrataku. Jak było naprawdę? Wnikliwy badacz Cudu nad Wisłą, o. Bartnik SJ, pisze: „Matka Boża ukazuje się w postaci Matki Łaskawej – Patronki Warszawy. [...] Pojawia się na niebie przed świtem, monumentalna postać, wypełniająca swoją osobą całe ciemne jeszcze niebo. Ukazuje się odziana w szeroki, rozwiany płaszcz, którym osłania stolicę.”

Tak kończy się marsz bolszewików na podbój świata. Wydarzenia zaczynają się toczyć lawinowo, a już 16 sierpnia 1920 rozpoczyna się polskie kontruderzenie. Większa część wojsk sowieckich przechodzi do nieskoordynowanego odwrotu. Polacy ścigają je coraz głębiej na wschód. Nadeszło ocalenie! W całej Polsce trwa modlitwa dziękczynna.

Cud nad Wisłą, choć niewygodny dla kolejnych rządów, przeinaczany i spychany na margines dziejowych wydarzeń, trwa w pamięci narodu. Mówi on o tym, co dla naszej przyszłości najważniejsze: o zachowaniu wiary w Boga i o konieczności zabiegania o jedność naszego narodu. Przekonuje, że kiedy „Bóg i Ojczyzna” staną się na powrót jednym gromkim zawołaniem Polaków, w naszej historii wszystko stanie się możliwe. Jak uczył biskup podlaski Henryk Ignacy Przeździecki: „Bóg tylko czekał na zgodę narodu, na zaprzestanie waśni, na zjednoczenie się wszystkich w uczuciu miłości Ojczyzny, aby potęgę miłosierdzia swego okazać”.

ZOBACZ KSIĄŻKĘ „ZWYCIĘSTWA Z POMOCĄ NIEBA” 

TEKST OPRACOWANY ZOSTAŁ NA PODSTAWIE KSIĄŻKI” ZWYCIĘSTWA Z POMOCĄ NIEBA” WINCENTEGO ŁASZEWSKIEGO, WYDANEJ PRZEZ WYDAWNICTWO ESPRIT