Żyłem w błędnym przeświadczeniu, że podstawową, konstytucyjną zasadą polskiego ustroju prawnego jest równość wszystkich obywateli (bez względu na ich poglądy polityczne) wobec prawa. Błędnie zakładałem, że w Polsce jest zakaz dyskryminacji z powodu poglądów politycznych, że każdy obywatel Polski (w tym i ja) ma takie same prawa i obowiązki, że państwo musi chronić tak samo prawa i obowiązki każdego.

 

W tym błędnym przekonaniu utwierdzał mnie Kodeks Karny, który przewiduje do 2 lat wiezienia za blokowanie legalnego zgromadzenia. Art. 260. jednoznacznie przewiduje, że "Kto przemocą lub groźbą bezprawną udaremnia przeprowadzenie odbywanego zgodnie z prawem zebrania, zgromadzenia lub pochodu albo takie zebranie, zgromadzenie lub pochód rozprasza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".

Żyłem więc w błędnym przekonaniu, że każdy, kto łamie ten przepis, powinien być ukarany. Nie zależnie kto blokuje i czyj pochód. Jednak tak nie jest. Zacząłem odnosić wrażenie (nie wiem, czy prawdziwe), że w Polsce są bezkarni Übermensche, czyli nadludzie oraz są też podludzie Untermensch, których praw państwo nie chroni, i, że do takich podludzi pozbawionych ochrony prawnej nalezę ja i inni narodowcy.

Na kierowanym do groteskowej opozycji portalu „Oko press” ukazał się artykuł „Sąd: blokowanie ONR i wszechpolaków nie narusza interesu społecznego” autorstwa Mariusza Jałoszewskiego (dziennikarz w „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”).

Z artykułu wynika, że „sąd uniewinnił 40 osób, które w 2017 roku blokowały marsz narodowców w Warszawie. Orzekł, że ich protest nie był szkodliwy społecznie, bo ONR i Młodzież Wszechpolska są spadkobiercami przedwojennych organizacji, które były m.in. antysemickie”.

Jak informuje „Oko press” „oficjalnie narodowcy chcieli uczcić rocznicę Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Ich zgromadzenie było legalne, zgłoszono je w stołecznym urzędzie miasta. Marsz chciała jednak zablokować grupa kilkuset osób [w rzeczywistości kilkudziesięciu]. (...) A policja postawiła potem blokującym zarzuty usiłowania przeszkodzenia w przebiegu niezakazanego zgromadzenia (art. 52 prf 2 pkt 1 Kodeksu wykroczeń). Usłyszały je 42 osoby, w tym Kazimiera Szczuka (krytyczka literacka), Piotr Pytlakowski (dziennikarz tygodnika „Polityka”), studenci i osoby związane z Obywatelami RP”.

Sędzia uniewinnił oskarżonych, bo zdaniem sądu czyn ów nie był „szkodliwy społecznie”. Usprawiedliwieniem dla oskarżonych jest historia ONR i MW (rzekome prześladowanie Żydów), przez której pryzmat można oceniać dzisiejsze organizacje, oraz dzisiejsze poglądy aktywistów tych ugrupowań.

W opinii sędziego z ochrony prawnej „nie może korzystać [...] organizacja lub podmiot, np. partia, które kwestionują podstawowe wartości porządku demokratycznego” — „ugrupowania i osoby zwalczające demokrację i negujące podstawowe wartości demokracji, np. zakaz dyskryminacji na tle rasowym lub religijnym”. Takie organizacje „nie mogą korzystać z ochrony wolności zgromadzeń, by móc takie poglądy promować”.

Według artykułu zdaniem sędziego narodowcy nie mogą liczyć na ochronę prawną, bo bagatelizują prawa mniejszości (etnicznych, religijnych i seksualnych).

Z artykułu na lewicowym portalu wynika, że „Sąd nie widzi by ich [obwinionych – red.] działania były sprzeczne z demokratycznym i otwartym społeczeństwem, które równo traktuje obywateli i nie pozbawia ich praw publicznych”. Według lewicowo portalu „większość społeczeństwa w Polsce jest za tolerancją, otwartością i nie zgadza się na ograniczanie praw oraz wprowadzenie homogeniczności rasowej”.

Z artykułu zrozumiałem (pewnie błędnie swoim małym rozumkiem), że nie mam praw i wolności jak moi ideowi przeciwnicy, co moim zdaniem świadczy o tym, że jestem dyskryminowany, marginalizowany, i nie mam równych praw, że jestem Untermenschem, a moim oponenci są nadludźmi Übermenschami.

Zapewne błędnie dostrzegam też pewien brak logiki — jeżeli podstawą demokracji jest szacunek dla mniejszości i ja jestem przedstawicielem mniejszości (bo większość obywateli nie podziela moich poglądów), to prawo tym bardziej powinno chronić moje prawa i wolności. Okazuje się, że w imię obrony praw i wolności mniejszości (seksualnych, narodowych i religijnych) moje prawa mniejszości politycznej, jako przedstawiciela mniejszości politycznej, muszą być nieuwzględniane.

Jako głupi Jasio, myślałem, że równość polega na tym, że wszyscy są równi (w tym i ja). Jako chłopek-roztropek myślałem, że prawo chroni prawa wszystkich. A tu się okazuje, że nie. Że, jednych prawa i wolności są chronione, ale nie moje. Widać tak to wygląda i trzeba pogodzić się z byciem chłopem pańszczyźnianym czy innym pariasem, który nie ma prawa do wolności słowa i zgromadzeń.

Jan Bodakowski