Dziennikarz sportowy wystosował długi list do Tomasza Lisa, po tym jak redaktor naczelny "Newsweeka" udzielił wywiadu sobotniej "Gazecie Wyborczej". Zaznacza, że kiedyś cenił Lisa, jednak jego stosunek zmienił się diametralnie na przestrzeni kilku minionych lat. "Nie wiem, czy tłumaczyć to młodym wiekiem, czy może tym, iż tamten Lis nie był Lisem dzisiejszym" – pisze Stanowski, dodając, że obecnie naczelny "Newsweeka" wywołuje u niego "obrzydzenie". 

Na wczorajszym okładkowym tekście "Gazety Wyborczej" Adama Michnika widnieje wielka podobizna Tomasza Lisa, który, nie przebierając w słowach, snuje wizję rządów Prawa i Sprawiedliwości, która przypomina sceny rodem z horrorów.

"Grozi nam władza autorytarna i nieodpowiadająca przed nikim. Zwykły poseł Kaczyński może mieć większą władzę niż Piłsudski i Jaruzelski" – tak rozpoczyna się czołówkowy tekst...

"Nikt nie odbiera panu czegokolwiek siłą, nikt nie wyrzuca pańskich rzeczy przez okno, nikt nie nachodzi w nocy i nie straszy pistoletem" – pisze do Lisa Stanowski, podkreślając, histerycznie podejście dziennikarza do osób niepodzielających jego poglądów. "W zasadzie gdyby się zastanowić, kumuluje pan wszystkie wady, których posiadanie przypisuje pan drugiej stronie" – zauważa. 

"Uważam pana aktualnie za osobę opętaną. (...) Stał się pan aparatczykiem, zdolnym dopuścić się manipulacji, kłamstw czy zwykłej podłości, byle tylko dopiec drugiej stronie" – dodaje.

"Ja – chociaż nigdy w życiu na PiS nie głosowałem i w tych wyborach też nie zagłosuję – uważam, że nie ma miejsca dla dziennikarstwa na tym poziomie w publicznych mediach. Uważam, że powinien pan zostać zwolniony. Nie szepcze mi o tym do ucha ani Kaczyński, ani Macierewicz. To mój własny rozum podpowiada, że media publiczne powinny trzymać jakiś poziom" – czytamy dalej w liście. 

Stanowski wytka Lisowi podporządkowanie władzy i zarzuca mu hipokryzję. "Pan straszy, że teraz to dopiero PiS przejmie antenę (...). Cóż za różnica, czy ogłupiać mnie próbował będzie aparatczyk PO, czy aparatczyk PiS?" – dopytuje.

Komentator oskarża Lisa o przekroczenie dopuszczalnych granic, jeżeli chodzi o brak obiektywizmu, i twierdzi, że swoim zachowaniem sprzyjający władzy dziennikarz działa na korzyść partii, którą krytykuje.

"Jest pan wyborczą lokomotywą PiS-u. Gdybym jakimś cudem miał zagłosować na tę partię, to właśnie dzięki panu. Żeby panu – i panu podobnym, uważającym się za lepszych – zagrać na nosie. I nie tylko ja tak mam. Narracja, którą się pan posługuje – wraz z mniej rozgarniętymi kumplami, typu Kuźniar – jest moim zdaniem nieakceptowalna dla osób zdrowych psychicznie" – pisze.

Stanowski odniósł się również do słów Tomasza Lisa o tym, jak jego środowisko "oddało" PiS-owi Twitter.

"Lamentuje pan w wywiadzie – oddaliśmy Twittera! Nie, nikt nie oddał. Obserwuje pana blisko 300 tysięcy osób, co jest na Polskę wynikiem fenomenalnym. Ale to, że ludzie z pana tam drwią, że się z panem nie zgadzają, że z pana szydzą, zamiast słuchać – to tylko prawda o panu i obecnych nastrojach społecznych. Może pan chciałby jakiejś cenzury, ale tam cenzury nie ma. Gdyby potrafił pan pisać z klasą, z rozwagą, nie wzbudzałby pan takich reakcji. (...) Żaden z PiS-owczyków, którymi mnie pan straszy, tak bardzo nie zagalopował się w swoich nienawistnych wpisach" – pisze w liście.

Porusza również inny wątek, nad którym ubolewał w "Gazecie Wyborczej" Lis. "Mówi pan: dzisiaj na Legii dostałbym w mordę, a pięć lat temu przybijaliby sobie ze mną piątki! Nie wiem, może by pan dostał. Moim zdaniem ani pięć lat temu nikt piątek by sobie z panem nie przybijał, ani dzisiaj nikt by pana nie pobił. (...) Pan – człowiek-hejt, notoryczny medialny napadzior – chciałby rozkosznie przybijać z innymi piątki. Ale dlaczego ludzie mieliby traktować pana z sympatią? Przecież pan nie jest sympatyczny dla ludzi. Pan szczuje, gardzi i pluje" – czytamy dalej.

nn/telewizjarepublika.pl