A chrześcijaństwa w Polsce nie sposób oddzielić od kultu Matki Bożej, przecież pierwszy utwór pisany w naszym języku powstał ku Jej czci. W tym samym celu powstawały najstarsze na naszych ziemiach świątynie. Polska usiana jest wprost sanktuariami maryjnymi, do których szczególnie w wakacje ciągną mniejsze i większe pielgrzymki. Oprócz najważniejszego – na Jasnej Górze – istnieją inne o ogólnopolskim znaczeniu, choćby w Gietrzwałdzie, Kodniu, czy ostatnio w Licheniu. Prócz tego mamy pewnie kilkaset sanktuariów maryjnych o znaczeniu lokalnym, z którymi łączy się jakieś istotne przesłanie duchowe. To ważna część Polski, jej historii i dzisiejszej tożsamości, którą trzeba poznać, zaakceptować i ukochać.

Warto w takim chociażby Kodniu, klęknąć przed cudowną Madonną, a przy okazji zasłuchać się w historię księcia Sapiehy, który tak się we wspomnianym obrazie zakochał, że wykradł go z Rzymu samemu papieżowi. Papież zaś wkrótce całe to świętokradztwo polskiemu księciu darował, dowiedziawszy się, jak wielkim jest on w Rzeczpospolitej obrońcą wiary katolickiej. Ta historia nadaje się na dobry film przygodowy i aż dziw, że nikt jej nie przeniósł jeszcze na ekran.

Albo mało znane, trochę ze względów politycznych, sanktuarium Patronki Żołnierzy Września w Woli Gułowskiej, u stóp którego w październiku 1939 r. rozegrała się ostatnia bitwa Armii Polskiej z Niemcami i Sowietami. Bitwa, po której pamiątki znajdziemy w muzeum położonym zaledwie dwieście metrów od sanktuarium, utrwaliła się w naszej świadomości za sprawą komunistycznych historyków jako bitwa pod Kockiem, aby nie przypominać o karmelitańskim sanktuarium.

Jadąc do uczęszczanego przez kuracjuszy Nałęczowa, warto opuścić kilka kilometrów wcześniej główną drogę na Lublin i nawiedzić Wąwolnicę, ze wspaniałą bazyliką i cudownym obrazem Matki Bożej, do której oprócz okolicznych mieszkańców szczególnie ochoczo pielgrzymują studenci z lubelskich uczelni. To również niedaleko od zatłoczonego Kazimierza, można się tam zatem wybrać przy okazji weekendowego wypadu z rodziną.

Podobnie, niejako przy okazji wyjazdów nad morze, szczególnie do Władysławowa, Jastrzębiej Góry, Dębek czy na Hel można zjechać – tylko niespełna kilometr z głównej drogi – do Swarzewa, gdzie w widocznym z daleka strzelistym kościele odbiera cześć Matka Boża w cudownej figurce, znalezionej w sieci przez rybaków ciągnących połów. Pielgrzymują tam co roku Kaszubi, stamtąd już w lipcu wyrusza też jedna z najdłuższych w Polsce pielgrzymek na Jasną Górę.

Na weekendowy wypad z rodziną doskonale nadają się także urocze sanktuaria maryjne na pograniczu północnego Mazowsza i Kujaw. Matka Boża Brzemienna w Skępem, oprócz pielgrzymów z okolicy przyciąga szczególnie rodziny oczekujące potomstwa. Niewiele dalej, w Sierpcu, obok znanego skansenu pulsuje życiem i pobożnością sanktuarium maryjne.

Prawie każde z tych miejsc, może tylko z wyjątkiem Rokitna, Swarzewa, czy Kalwarii Pacławskiej znajduje się w odległości zaledwie kilku godzin jazdy samochodem z Warszawy czy Łodzi. Może więc stanowić cel jednodniowej wyprawy, w której oprócz wątku religijnego i patriotycznego nie mniej ważna będzie integracja rodzin. Wielu z nich nie stać przecież w tym roku na dłuższe wakacyjne wyjazdy. Niektóre za cenę niemałych wyrzeczeń wysyłają same tylko dzieci na kolonie. Nie można tych rodzicielskich wyrzeczeń lekceważyć. Źle by było, gdyby wśród dziecięcych wspomnień z tegorocznych wakacji zabrakło radosnych chwil spędzonych razem z rodzicami. Rodzina nie powinna się kojarzyć tylko z codzienną szarzyzną, a to, co najbardziej atrakcyjne nie może być przeżywane wyłącznie poza rodziną. Dlatego serdecznie zachęcam wszystkich naszych Czytelników przynajmniej do krótkich rodzinnych wyjazdów, aby połączyć pożyteczne z przyjemnym.

Przy okazji wakacji proszę o propagowanie „Idziemy” i dopytywanie o nasz tygodnik, szczególnie w kioskach Kolportera w Gdańsku, Krakowie i Łodzi. Jesteśmy tam obecni od kilku miesięcy. Polecajcie nas mieszkającym tam swoim znajomym. Od dawna można nas także znaleźć w parafiach nie tylko w metropolii warszawskiej, łódzkiej czy gdańskiej, ale także w wielu mazurskich i górskich kurortach, gdzie duszpasterze zechcieli nas przyjąć.

Ks. Henryk Zieliński/Idziemy