Istotne elementy teologii męczeństwa

 

"Kościół pierwszego tysiąclecia zrodził się z krwi męczenników: Sanguis martyrum - semen christianorum. [..] U kresu drugiego tysiąclecia Kościół znowu stał się Kościołem męczenników. Prześladowania ludzi wierzących - kapłanów, zakonników i świeckich - zaowocowały wielkim posiewem męczenników w różnych częściach świata. [...] To świadectwo nie może zostać zapomniane. [...] W naszym stuleciu wrócili męczennicy. A są to często męczennicy nieznani, jak gdyby nieznani żołnierze wielkiej sprawy Bożej".1 Te kilka zdań zaczerpniętych z Listu Apostolskiego Jana Pawła IITertio millennio adveniente odwołujących się do świadectwa męczenników naszych czasów zdaje się potwierdzać znane Tertulianowe słowa, mówiące, iż krew męczenników jest nasieniem nowych chrześcijan.2

Rzeczywiście, w naszym wieku wrócili męczennicy; męczennicy wojen, obozów koncentracyjnych, męczennicy za wolność Kościoła i narodów, męczennicy dający świadectwo Chrystusowi, Ewangelii i Kościołowi na wiele różnych sposobów i w odmiennych zgoła okolicznościach. Tym jednak co łączy i spaja ich świadectwo, jest prawda, za którą oddali swoje życie. A jest nią osoba Jezusa Chrystusa, który o sobie samym powiedział: Ja jestem drogą, prawdą i życiem (J 14,6). Wydaje się więc, iż oprócz postulowanej przez Ojca św. konieczności uzupełnienia martyrologiów Kościoła powszechnego i Kościołów lokalnych, niezbędna jest dziś także systematyczna refleksja nad teologiczną ideą męczeństwa. Niniejsze krótkie opracowanie stawia sobie więc za cel wypunktowanie tylko podstawowych - jak się wydaje - momentów teologicznych kategorii męczeństwa.

Ks. Marek Starowieyski w swojej książce pt. Męczennicy (Kraków 1991), jaka ukazała się w serii Ojcowie żywi, pisze, iż "jest rzeczą zdumiewającą, że od przeszło siedemdziesięciu lat nie wydano w Polsce książki o męczeństwie i męczennikach poza dewocyjnymi broszurkami".3 Jest co prawda dostępne stare tłumaczenie P. Allarda, pt. O męczeństwie (Warszawa 1914), ale nie jest ono pracą powstałą w naszym rodzimym środowisku. Tę lukę stara się wypełnić dobre opracowanie ks. prof. A. Kubisia pt. La théologie du martyre au vingitieme siecle (Roma 1968 - jego rozprawa doktorska) oraz kilka artykułów tegoż autora zamieszczonych w różnych polskich czasopismach teologicznych.4 Do cenniejszych opracowań historyczno-systematycznych zaliczyć należy także opracowanie ks. Stanisława Longosza, pt. Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej.5 Zaznaczyć należy także, że w ramach czasopisma Communio ukazał się w 1987 r. specjalny zeszyt pt. Błogosławieni prześladowani, poruszający pośrednio omawiana przez nas problematykę teologii męczeństwa. Nie wolno oczywiście pominąć wspomnianej już pozycji ks. M. Starowieyskiego, pt. Męczennicy. Wydaje się, iż jest ona - jak dotychczas - najpełniejszym opracowaniem naszej problematyki. Jej dodatkową zaletą jest fakt, iż zawiera ona antologię tekstów patrystycznych o męczeństwie.

Po tym wstępie dotyczącym aktualności kategorii męczeństwa w teologii i krótkim szkicu najważniejszych opracowań przejdziemy do głównej treści naszego opracowania, które przedstawimy w kilku zasadniczych punktach: Chrystus - archetyp męczennika (1), Zasadnicze idee chrześcijańskiej koncepcji męczeństwa (2), Zakończenie (3). 
 

1. Chrystus archetypem męczennika

Greckie słowo martys oznacza, zgodnie ze swą etymologią, świadka; przy czym może tutaj chodzić o świadectwo w znaczeniu historycznym, jurydycznym, jak i religijnym. W użyciu chrześcijańskim rzeczownik martys odnosi się jednak wyłącznie do tego, kto daje świadectwo prawdzie religijnej - świadectwo potwierdzone oddaniem swego życia ze względu na wierność osobie Jezusa Chrystusa i głoszonej przez Niego nauce.6 Na istotę męczeństwa chrześcijańskiego składają się dwa elementy, które muszą być spełnione łącznie: publiczne świadectwo o Chrystusie, bądź Jego dziele oraz poniesiona śmierć na potwierdzenie tego świadectwa.7

Czytając pisma nowotestamentalne, a zwłaszcza pisma Łukaszowe i Janowe widzimy, że sam Jezus może być nazwany, z tytułu swego posłannictwa, szczególnym świadkiem Boga, a co za tym idzie, typem świadka w ogóle. Poprzez dobrowolną ofiarę daje On bowiem świadectwo "o tym co widział i słyszał" (J 3,32) będąc u Ojca. Za wierność temu świadectwu złożył największą ofiarę - ofiarę własnego życia. Ta ofiara została podjęta dobrowolnie, co więcej, Jezus wiedział, iż taką cenę przyjdzie mu zapłacić za wierność swemu posłannictwu. Dlatego też stojąc przed Piłatem, wyznaje otwarcie: "Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie." (J 18,37). O ile u św. Jana ten właśnie motyw "dawania świadectwa" odgrywa istotna rolę w owej "zaczątkowej" teologii męczeństwa, o tyle św. Łukasz przedstawiając historię męki Jezusa, uwydatnia w niej te momenty, które pozwolą już określić dokładnie osobę świadka-męczennika.8 W opisie trzeciego Ewangelisty Jezus jest wręcz typem prześladowanego, który jednak poprzez zwycięstwo nad przyjętą dobrowolnie śmiercią zapowiada przyszły triumf swoich uczniów. Można powiedzieć, że dla Łukasza męka Jezusa jest wzorcem, czy też archetypem męki Jego uczniów. Trzecią Ewangelię należy czytać w połączeniu z Dziejami Apostolskimi. To, co Jezus Chrystus zapoczątkował poprzez swe zbawcze dzieło, a co doszło do swego szczytu w tajemnicy paschalnej, żyje dalej i uobecnia się w Kościele. Istnieje ścisły związek pomiędzy historią życia Jezusa a historią Kościoła. "Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować" (J 15,20).9

Przyjrzyjmy się jednak bliżej postawie Jezusa w opisie męki wg św. Łukasza, ponieważ na jej przykładzie będziemy mogli dostrzec podstawowe cechy, czy też przymioty, jakimi winien się charakteryzować męczennik w obliczu nadchodzącego cierpienia. Przede wszystkim widzimy, że Chrystus cierpi niewinnie. Jego męka ma charakter ekspiacyjny. Tak jak zapowiadany Sługa Jahwe miał cierpieć i umrzeć dla usprawiedliwienia wielu (por. Iz 53,11), tak też i Chrystus jest świadom, że musi "za nas wydać swoje Ciało i wylać swoją Krew" (Łk 22,19-20).10 Cierpienia i prześladowania przyjmuje z niezwykłym spokojem. Śmierć nie spada na Niego, jako ślepy los, czy też zrządzenie tajemniczego fatum. Jest raczej konsekwencją Jego dotychczasowej drogi, jako człowieka sprawiedliwego, pragnącego pozostać wiernym swojemu posłannictwu. To właśnie owo posłannictwo, misja, w przypadku Jezusa - wypełnienie woli Ojca, jest głównym czynnikiem determinującym postawę męczennika. Dlatego też Jezus zmierza do Jerozolimy, bo "jest rzeczą niemożliwą, żeby prorok zginął poza Jerozolimą" (Łk 13,33).

Szczególnie Łukaszowa scena cierpienia na Górze Oliwnej posiada charakter opisu męczeństwa. Ewangelista daje w niej - można tak chyba powiedzieć - kwintesencję tego, czego doświadcza każdy męczennik przed ostatnim aktem męczeństwa, jakim jest przyjęcie śmierci. Jest to jakieś duchowe doświadczenie ciemnej nocy, podczas której szatan próbuje odwieść Jezusa od przyjęcia kielicha męki. W tej samotnej walce Jezus-męczennik nie jest jednak sam. Staje przy nim sam Bóg w postaci anioła, aby Go wzmocnić (por. Łk 22,43). Właśnie owa modlitwa poprzedzająca i przygotowująca bezpośrednio do przyjęcia daru męczeństwa i świadomość obecności Boga w męczenniku staną się później typowymi elementami dla opisów o męczennikach. Innymi elementami, które wystąpią w późniejszych opisach o męczeństwie, a które odnajdujemy w postawie samego Chrystusa, są zeznania przed oskarżycielskimi trybunałami świeckimi i religijnymi, które nie są w stanie stwierdzić obiektywnej winy pozwanego (por. Łk 23, 4. 14)

Szczególnie jednak musimy zwrócić naszą uwagę na samo wydarzenie, jakie rozegrało się na Górze Kalwarii. Jezusa spotykają drwiny i obelgi ze strony żołnierzy i tłumu gapiów (Mt 20,19; 27,31; Mk 15,20; Łk 18,32). Umierając jako męczennik, Jezus recytuje słowa psalmu (Łk 23, 39-43), modli się za swoich prześladowców (Łk 23, 34), rzymski setnik zaś widząc śmierć sprawiedliwego, oddaje chwałę Bogu (Łk 23,47). Śmierć Jezusa powoduje nawrócenie, przynajmniej niektórych. Wszystkie te elementy, w mniejszym lub większym stopniu odnajdę się później w opisach męczeńskiej śmierci naśladowców Chrystusa. Szczególny zaś i chyba najbardziej rzucający się w oczy pararelizm, można dostrzec pomiędzy śmiercią Chrystusa i męczeństwem św. Szczepana.11

W świetle powyższego można z całą pewnością powiedzieć, że Jezus jest modelem męczennika chrześcijańskiego, który przechodzi próbę męki. Do takiej postawy w obliczu zbliżającego się męczeństwa będą się odwoływać Jego wyznawcy, którym przyjdzie później świadczyć o prawdziwości osoby i dzieła Chrystusa. Najbardziej przejawi się to w przekonaniu powszechnie przyjętym w starożytności chrześcijańskiej, że to sam Chrystus cierpi w męczenniku. 
 

2. Zasadnicze idee chrześcijańskiej koncepcji męczeństwa

a) wymiar chrystocentryczny

Jak już wcześniej powiedziano, przedmiotem męczeństwa w rozumieniu chrześcijańskim jest osoba i dzieło Jezusa Chrystusa, za które to męczennik oddaje dobrowolnie życie. Tym, co się niejako narzuca przy każdej próbie systematycznej refleksji nad istotnymi elementami męczeństwa jest jego chrystocentryczny charakter. Mówi on o bardzo ścisłym, głębokim i osobistym związku, jaki zachodzi pomiędzy Chrystusem i męczennikiem.12 Mówiąc krótko męczennicy umierają za Chrystusa. Wyjaśniał to już św. Augustyn donatystom, którzy chełpili się posiadaniem własnych męczenników, podkreślając, że nie poniesiona śmierć i kara, ale przyczyna, dla której się ginie czyni męczenników (martyres non facit poena sed causa).13 Ten specjalny związek zachodzący pomiędzy Chrystusem a męczennikiem można oddać za pomocą dwóch podstawowych kategorii: naśladowanie i zjednoczenie.14

Całe chrześcijaństwo od samego początku przepełnia głębokie przekonanie, że męczeństwo jest najdoskonalszym sposobem naśladowania Chrystusa. Naśladowanie to winno objąć całego człowieka i w każdym czasie. W szczególnych dla Kościoła okresach, kiedy trzeba było cierpieć i umierać, aby pozostać wiernym nauce i przykładowi Chrystusa, chrześcijanie nie mogli nie podjąć tego wyzwania. Stanowiło ono wówczas nakaz chwili, swoisty biblijny kairos, domagający się od nich świadectwa na miarę męczeństwa. Tak było nie tylko w trzech pierwszych wiekach, a więc w okresie wielkich prześladowań ze strony Cesarstwa Rzymskiego, ale i w późniejszym okresie, aż po dzień dzisiejszy. Można powiedzieć, że męczennik, wskutek doznanego cierpień i przebytych udręczeń, naśladując swojego Mistrza, razem z Nim cierpi. Odtwarza niejako w sobie samym Jego mękę i Jego śmierć. Takie utożsamienie się z Nim jest najdoskonalszym zjednoczeniem. W nim przejawia się najpełniej siła miłości, uzdalniająca do oddania w dobrowolnej ofierze tego, co najcenniejsze - swojego własnego życia.15

Ten wyjątkowo bliski związek zachodzący pomiędzy ofiarą Jezusa i męczennika znalazł swój najpełniejszy wyraz w liturgii eucharystycznej sprawowanej w rocznicę narodzin męczennika dla nieba (dies natalis). Już pierwsi chrześcijanie celebrowali ofiarę Mszy św. na grobach swoich męczenników. Chcieli w ten sposób podkreślić nierozerwalny związek, jaki istnieje pomiędzy śmiercią Chrystusa a śmiercią męczennika. Oddając cześć herosom wiary pierwsi chrześcijanie wyrażali swoje głębokie przekonanie, że to właśnie z ofiary Chrystusa czerpali oni moc do wytrwania w prześladowaniach. Najdobitniej mówi o tym stara modlitwa liturgiczna Kościoła rzymskiego: "Dla uczczenia chwalebnej śmierci Twoich Świętych składamy Ci Panie, tę ofiarę, z której wszelkie męczeństwo wzięło swój początek".16 Piękne i teologicznie wyważone świadectwo takiego właśnie rozumienia męczeństwa jako naśladowania Chrystusa w Kościele poapostolskim znajdujemy w opisie Męczeństwa św. Polkarpa: "Jemu (tj. Chrystusowi) składamy hołd naszej adoracji, gdyż jest Synem Bożym, męczenników zaś kochamy jako uczniów i naśladowców Pana, a jest to rzeczą słuszna, gdyż w stopniu niezrównanym oddali się oni na służbę swojemu Królowi i Mistrzowi".17

Drugą kategorią, która dobrze oddaje chrystocentryczny charakter męczeństwa, i stanowi w pewnym sensie konsekwencję naśladowania Chrystusa, jest myśl o głębokim duchowym zjednoczeniu, czy wręcz o mistycznym utożsamieniu męczennika ze swoim Mistrzem. Ta łączność jest tak głęboka, że przynosi męczennikowi szczególną obecność Jezusa - po prostu sam Chrystus żyje i działa wespół z męczennikiem i w męczenniku. Nie dziwi więc, że starożytny Kościół obdarzył swoich męczenników zaszczytnym tytułem: Christoforoi - nosiciele Chrystusa. Tytuł ten oznaczał nie co innego, jak właśnie ową umacniającą i zwycięską obecność Chrystusa w męczennikach.18 To ona czyniła ich męczennikami we właściwym rozumieniu tego słowa, czyli świadkami. Dzięki niej potrafili oni znieść cierpliwie wszelkie prześladowania i przyjąć śmierć jako pełne zjednoczenie z Chrystusem. Bóg więc mieszka w męczennikach, zwłaszcza wówczas, gdy przychodzi moment ostatecznego i totalnego ofiarowania swojego życia.19 Chyba najdobitniej ową wiarę w zamieszkiwanie Chrystusa w męczennikach oddaje piękne świadectwo św. Felicyty, będącej w stanie błogosławionym, a wypowiedziane w więzieniu w przededniu swojej męki. Zapytana przez strażnika więziennego, co będzie czynić rzucona zwierzętom na męki, skoro już teraz tak cierpi, św. Felicyta spokojnie odpowiedziała: "Teraz ja cierpię, lecz tam ktoś inne będzie we mnie, który będzie cierpiał za mnie, bo wówczas i ja za niego cierpieć będę".20

Do tego zjednoczenia męczennicy przygotowywali się w ciągu całego swego życia. Męczeństwo nie jest bowiem jednorazowym, heroicznym, zrywem człowieka pragnącego doskonale upodobnić się do cierpiącego Chrystusa. Stanowi raczej konsekwencję wierności ewangeliczne prawdzie. Ta zaś winna obejmować całego człowieka, kształtując w ten sposób każdy dzień jego życia. Najpełniejszym przygotowaniem do zjednoczenia z Chrystusem w męczeństwie jest jednak głębokie życie eucharystyczne. To właśnie Eucharystia stanowi właściwy pokarm męczennika. Będąc bezkrwawym uobecnieniem męki Chrystusa, staje się ona źródłem duchowej siły, która pozwala męczennikowi rozlać swoją własną krew i w ten sposób zjednoczyć się ze swoim Panem i Mistrzem. Tak dzieje się poprzez wieki, poczynając od sławetnego męczeństwa św. Ignacego, biskupa z Antiochii, który prosił Rzymian, aby pozwolili mu być "Bożą pszenicą, która zmielona zębami dzikich zwierząt stanie się czystym chlebem Chrystusa",21 aż do bł. biskupa Michała Kozala, którego jak mówi modlitwa mszalna: "Bóg obdarzył łaską szczególnego nabożeństwa do Najświętszej Eucharystii".22

Już choćby w świetle powyższego widzimy, iż męczeństwo posiada swój niezaprzeczalny walor, czy wręcz podstawę chrystocentryczną. Chrystus pozostawał i na zawsze pozostanie wzorem prawdziwego męczennika i świadka. Męczeństwo zaś - w takiej zaś chrystologicznej optyce - było i jest postrzegane jako najdoskonalszy wyraz naśladowania Chrystusa, aż do całkowitego zjednoczenia się z Nim w ofierze ze swojego życia. 
 

b) męczeństwo chrztem krwi

W naszych rozważaniach nie możemy pominąć bardzo istotnego elementu chrześcijańskiej koncepcji męczeństwa, jakim było pojmowanie go jako "chrztu krwi". Stara tradycja wczesnochrześcijańska nazywała często męczeństwo "drugim chrztem", lub też "chrztem krwi" (baptismus sanguinis, baptismus secundus, baptimus regenerationis). Korzeni nazywania męczeństwa chrztem krwi należy słusznie dopatrywać się - zdaniem ks. S. Longosza - w samym Piśmie św. Przecież sam Chrystus określił swoją śmierć jako, chrzest, który ma przyjąć (zob. Mk 10,38; Łk 12,50). Teologiczną głębię tego określenia męczeństwa należy widzieć przede wszystkim w skutkach analogicznych do tych, jakie powoduje sakrament chrztu oraz w niezachwianym przekonaniu Kościoła, że męczeństwo jednoczy z Chrystusem i jest najwyższym wyrazem miłości do Niego.23 Stąd też drogę męczennika od początku istnienia Kościoła uważano za najpewniej prowadzącą do zjednoczenia z Chrystusem. W pewnych okolicznościach, np. w sytuacji męczeństwa neokatechumenów, uważano, że ich śmierć przed przyjęciem sakramentalnego chrztu z wody, z całą pewnością jednoczy ich z Chrystusem, otwierając natychmiast przed nimi bramy nieba. Zaznaczyć jednak trzeba, że takie rozumienie chrztu krwi jest rozumieniem zawężonym, gdyż w starożytności chrześcijańskiej każda śmierć męczeńska za wiarę, tak ochrzczonych, jak i nie ochrzczonych, uważana była za swoisty chrzest krwi doprowadzający męczennika do spotkania z Chrystusem. W tym też świetle należy rozumieć, powszechną praktykę starożytnego Kościoła uznającą męczenników za potężnych orędowników przed tronem Bożym. Żyjąc powszechnym przekonaniem, iż ci, którzy rozlali swą krew dla Chrystusa - będąc już ochrzczeni, bądź dopiero przygotowując się do chrztu - Kościół nie modlił się natomiast za męczenników. Uważał bowiem, że ich męczeńskie świadectwo daje im bezpośredni dostęp do życia wiecznego.24 
 

c) męczeństwo jako znak eschatycznej nadziei

Patrząc na fenomen męczenników, i to nie tylko tych, którzy w pierwszych trzech wiekach niejednokrotnie z radością na twarzy i pogardą dla śmierci oddawali swoje życie, można pytać: co w ich życiu zadecydowało o takiej właśnie niezłomnej postawie? Jak wielką wiarą w życie po śmierci musieli się odznaczać, że stać ich było przyjęcie z wielkim spokojem ogromu cierpień i prześladowań?

Z całą pewnością możemy powiedzieć, że świat nie poznałby fenomenu chrześcijańskiego męczeństwa gdyby głęboka wiara w zmartwychwstanie Chrystusa nad śmiercią. To ona stoi u podstaw chrześcijańskiej nadziei, która każe patrzeć dalej, sięgać głębiej i widzieć szerzej, aż poza granicę ludzkiego życia.

Gdy czytamy akta męczenników pierwszych wieków, widzimy jak prowadzeni przed trybunały sądowe, spokojnie z wielkim zaufaniem do Boga, odpowiadali na stawiane im niesprawiedliwe zarzuty, niejednokrotnie przyjmowali wyrok śmierci jako szczególną łaskę szybkiego już zjednoczenia z Chrystusem. Dwadzieścia wieków chrześcijaństwa zna wielu Ignacych, Justynów, Polikarpów, którzy byli wręcz wdzięczni Bogu za dar wybrania do męczeństwa. Nie trzeba sięgać aż do starożytności, aby dostrzec, że wiara w zmartwychwstanie ożywiała męczenników. Wystarczy tu przywołać choćby pięciu nowych błogosławionych męczenników ze Zgromadzenia Księży Salezjanów, którzy w swoich ostatnich listach do rodzin, piszą na koniec: "Do zobaczenia w niebie z Jezusem i Maryją".25 Takich jak oni było więcej. Tym, co podtrzymywało ich wiarę było głębokie przekonanie o tym, że dostępują oni trudnej łaski Bożego wybraństwa. Męczeństwo chrześcijańskie, gdy patrzymy na nie z głęboką wiarą, potrafi rozwiać pogardę i strach przed śmiercią, dlatego, że wiara w zmartwychwstanie Chrystusa staje się jakby w męczenniku śmiercią jego śmierci. W bardzo głęboki sposób oddaje tę rzeczywistość Tertulian, mówiąc, iż chrześcijanie "śmiercią śmierć unicestwiali, niweczyli cierpienie męczeństwem, tortury znoszeniem tortur, przez ranienie ciała ocalali duszę".26 Taka jest przecież logika Chrystusowej Paschy. "Vita mutatur non tollitur est". Nie dziwi więc, że starożytni i współcześni poganie, nie mogli nic z niej rozumieć. Dla nich męczeństwo pozostawało zawsze bezsensem lub też fanatycznym wybrykiem nieprzystosowanych do życia chrześcijan.27

Rzeczywiście, niepodobna bez wiary w zmartwychwstanie patrzeć na dziedzictwo męczenników wszystkich wieków. Tylko w tej perspektywie może ono mieć swój sens i znaczenie. Co więcej - jak przypomniał nam podczas czwartej pielgrzymki do Ojczyzny Jan Paweł II właśnie tu, we Włocławku - świadectwo męczenników nosi w sobie zapis nadziei, triumfu cywilizacji życia nad cywilizacją śmierci.28 
 

d) kościelny charakter męczeństwa

Nasze rozważania o istotnych elementach teologii męczeństwa muszą uwzględnić także jego kościelny charakter. Męczeństwo zajmuje bowiem w strukturze Kościoła wyjątkowe i niezastąpione miejsce. Już na samym początku trzeba zauważyć, że męczeństwo nie może być pojmowane jedynie jako "prywatny" heroiczny czyn osoby pragnącej złożyć świadectwo Chrystusowi. Męczennik to osoba Kościoła, mocno osadzona w eklezjalnej rzeczywistości, to osoba czująca i "współodczuwająca" z Kościołem. Jej świadectwo posunięte aż do oddania życia jest więc niejako świadectwem całej wspólnoty wierzących, w której męczennik jest zakorzeniony. Wszystko to uprawnia o mówieniu o eklezjologicznym, czy też eklezjotwórczym charakterze męczeństwa.29 Cytowana tutaj już Tertulianowa maksyma, iż krew męczenników jest posiewem nowych chrześcijan potwierdza to stwierdzenie.

Trzeba ponadto powiedzieć, ze męczeństwo zakłada specjalne powołanie, czy też wezwanie. Jest niezwykle wymagającym darem udzielonym całemu Kościołowi. Nikt w Kościele nie może posiąść męczeństwa z własnej inicjatywy i z własnych sił. Prawdą jednak jest, że wielu męczenników w historii Kościoła prosiło o ten niezwykły dar i zostało wysłuchanych. Nie przeczy to jednak całkowitej darmowości owego daru. Stąd też męczeństwo może być nazwane w Kościele charyzmatem. Jako takie zaś nie musi się wiązać z określoną władzą czy urzędem. Świetlany zastęp męczenników Kościoła świadczy o wielkości Bożego Ducha, który powołuje i uzdalnia słabych ludzi wywodzących się z różnych stanów do złożenia świadectwa Chrystusowej prawdzie.

Można nawet postawić tezę, że męczeństwo należy organicznie do samej istoty Kościoła. Co to oznacza? Po prostu prześladowania Kościoła i w Kościele nie są czymś przypadkowym, powodowanym np. niesprzyjającą sytuacją polityczną, przewrotnością lub nienawiścią tych, którzy ten Kościół starają się zniszczyć wszelkimi sposobami. Skoro Kościół kontynuuje zbawcze dzieło Chrystusa, to zaś integralnie ujmowane obejmuje wydarzenie męki i śmierci Chrystusa, to sam Kościół winien w jakiś sposób odwzorowywać w swoim życiu Jego tajemnicę paschalną. Chrystus ujął to bardzo prosto: "Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził" (J 15,18). Świadectwo męczenników jest - według słów św. Pawła - jakimś "dopełnianiem braków udręk Chrystusowych dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol 1,24).

Relacje zachodzące pomiędzy Kościołem a męczennikiem urzeczywistniają się na wielu płaszczyznach. Męczennik wyznaje swoją przynależność do społeczności kościelnej, modli się i cierpi za Kościół, słowem, a zwłaszcza swym heroicznym przykładem zachęca wiernych do wytrwania w chwilach próby. Kościół znowu ze swojej strony umacnia męczennika, głosząc Słowo Boże i udzielając - jeśli jest to oczywiście możliwe - posługi sakramentalnej.30 Owa "communio sanctorum" wykracza jednak poza granice doczesności. Kościół otrzymuje bowiem w męczenniku, który poniósł śmierć dla Chrystusa, potężnego orędownika przed Bogiem. Świadectwo jego życia i śmierci staje się w ten sposób jakby katechezą i wielkim wezwaniem dla żyjących. Wskazuje na zupełnie nową hierarchię wartości, relatywizuje niejako to, co ludzie zwykli uważać za największe dobro. Z drugiej zaś strony Kościół czci w liturgii męczenników, oddając przez to uwielbienie Bogu, który tak wielkich rzeczy dokonuje w swoich świętych.

Można mówić więc niejako o swoistej "diakonii męczenników" we wspólnocie Kościoła. Dochodzi ona najpełniej do głosu w nieprzerwanej praktyce Kościoła uciekania się do wstawiennictwa męczenników, zwłaszcza w sytuacji prześladowań i zagrożenia wiary. Dzięki specjalnemu związkowi z Chrystusem, męczennicy uważani byli w Kościele starożytnym za niemal wszechmogących, zawsze wysłuchiwanych przed Bożym Obliczem. Znane są także przypadki - zwłaszcza w okresie najcięższych prześladowań - traktowania ich wręcz jak kapłanów, choć formalnie nigdy nie otrzymali sakramentu święceń. Ofiarę ich życia traktowano ponadto jako ekspiację, przebłaganie za grzechu własne i cudze.31

W świetle powyższego widzimy, że w samą istotę misji i posłannictwa Kościoła zostało na trwałe wpisane świadectwo męczenników. Według starochrześcijańskiego adagium sam Kościół narodził się przecież z przebitego na krzyżu boku Chrystusa. Całe swoje istnienie zawdzięcza on Chrystusowi, pozostającemu po wszystkie czasy typem chrześcijańskiego męczeństwa. Ofiara męczenników jest tylko i aż potwierdzeniem owej - jeśli tak można powiedzieć - jego "martyrologicznej genezy" i świadectwem prawdziwości Kościoła wobec świata. 
 

e) ekumenizm świętych męczenników

Wśród pomordowanych za Chrystusa historia Kościoła zna i takich, którzy w momencie śmierci znajdowali się poza widzialnymi granicami Kościoła katolickiego. Jaką wartość religijną ma ich świadectwo? Czy można ich nazwać męczennikami w ścisłym znaczeniu tego słowa? Wydaje się, iż po drugim Soborze Watykańskim, a zwłaszcza po encyklice Ut unum sint i liście apostolskimTertio millennio adveniente nie możemy nie odpowiedzieć na to pytanie inaczej, jak tylko twierdząco. Nikt przecież z poważnie myślących dzisiaj teologów nie będzie starał się zacieśnić działania Ducha Świętego, wzbudzającego w Kościele coraz to nowych męczenników, do widzialnych granic Kościoła rzymskokatolickiego. Soborowa nauka o Kościele, ze słynną zasadą "subsistit in", mówiącą o tym, że jeden Kościół Chrystusowy trwa (nie utożsamia się) w Kościele katolickim (KK 8) nie dopuszcza innych interpretacji. Świadectwo męczeńskiej śmierci męczenników prawosławnych, ginących za wiarę w okresie prześladowań ze strony władz komunistycznych i okupacji hitlerowskiej, czy też męczeńska śmierć wielu protestantów, przeżywających ogromne rozterki sumienia w okresie II wojny światowej (wymieńmy tu choćby pastora Dietricha von Bonhoffera) jest przecież jawnym dowodem na suwerenność Bożego Ducha w Kościele Chrystusowym. Mówiąc o ekumenizmie świętych męczenników dotykamy spraw bardzo delikatnych, które mogą podrażniać żyjącą w Kościołach pamięć historyczną. Niektórzy nawet w samym Kościele katolickim wydają się być przewrażliwieni słysząc o toczącym się procesie rehabilitacyjnym Jana Husa. Z kolei czescy protestanci a dużą nieufnością przyjęli kanonizację Jana Sarkandra. Prawosławnym na Białorusi i Ukrainie wcale nie najlepiej kojarzą się postacie św. Jozafata Kuncewicza, czy św. Andrzeja Boboli. Bolesne doświadczenia przeszłości żyją w Kościołach. Wiele razy jest przypominają one otwartą ranę, czekającą na uleczenie.

Mówiąc o męczennikach, należy też pamiętać i o tych, których do męczeństwa doprowadzili ich bracia chrześcijanie. Nie zawsze prześladowania przychodziły z zewnątrz Kościoła. Tym większej wrażliwości i szerokości myślenia wymaga spokojny osąd nad historią podzielonych Kościołów, w której męczennicy świadczyli o Chrystusie po różnych stronach widzialnych granic Kościoła. I chociaż ci męczennicy nie mają oficjalnie statusu beatyfikowanych czy świętych w Kościele katolickim, to jednak małodusznością wobec Boga i sprowadzaniem Go do poziomu człowieka byłoby odmawianie przynajmniej niektórym z nich tytułu męczenników. Ludzka czy nawet kościelna ocena w tym względzie nie zawsze musi się pokrywać z oceną samego Boga. Historia dostarczyła nam na to wystarczająco wiele dowodów.

Małodusznym jednak, tym którzy licytować czy też ważyć ciężar męczeńskiej krwi chrześcijan chcieliby dzisiaj, niech na zakończenie wystarczą słowa Ojca Świętego, Jana Pawła II, który mówi w liście apostolskim "Tertio millennio adveniente", iż "świadectwo dawane Chrystusowi aż do przelania krwi, stało się (w dwudziestym wieku) wspólnym dziedzictwem zarówno katolików, jak prawosławnych, anglikanów i protestantów. [...] Chyba najbardziej przekonujący jest ten ekumenizm świętych, męczenników. Communio sanctorum mówi głośniej aniżeli podziały".32 
 

Zakończenie

Podsumowując należy powiedzieć, że naszkicowane tutaj główne idee teologii męczeństwa nie wyczerpują oczywiście tego bogatego fenomenu, który został dany Kościołowi jako dar i wezwanie. Można by jeszcze wzbogacić nasze rozważania np. niezwykle treściwą i ciągle dochodzącą w życiu kościelnym do głosu kategorią tzw. "bezkrwawego męczeństwa", czy też rozbudowywać inne wątki obecne w tradycji patrystycznej i współczesnej refleksji nad teologicznym rozumieniem męczeństwa.

Podkreślmy na koniec, iż to starożytność chrześcijańska rzuciła gruntowne podwaliny pod refleksję martyrologiczną i naszkicowała jej zasadniczy schemat, który z kolei współczesna teologia usystematyzowała i wyraziła bardziej precyzyjnie. Męczeństwo zawsze było więc rozumiane jako najpełniejsze, bo dosłowne naśladowanie Chrystusa, który przez swoją mistyczną obecność zamieszkiwał i działał w osobie męczennika. Od strony przyjmującego było "chrztem krwi", gładzącym grzechy i doprowadzającym do wspólnoty z uwielbionym Panem. Zawsze też posiadało swój eklezjotwórczy charakter, wyrażający się w katechezie świadectwa posuniętego aż do przelania krwi i w diakonii pośrednictwa w ramach prawdy o obcowaniu świętych. Ma także swój ekumeniczny charakter, bo ukazuje że nasze podziały, których tak boleśnie doświadczyli niektórzy męczennicy, naprawdę nie sięgają nieba!

Ks. Roman Małecki

"Ateneum Kapłańskie" 1999

Przypisy

1. Jan Paweł II, List Apostolski Tertio millennio adveniente, nr 37. Cyt za: Tertio millennio adveniente. Komentarz teologiczno-pastoralny w opracowaniu Rady Prezydium Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, Sandomierz 1995.

2. Tertulian, Apologia 50, 13. CCL I, 171.

3. M. Starowieyski, Meczennicy, Kraków 1991, s. 7.

4. A. Kubiś, Zarys chrześcijańskiej koncepcji męczeństwa, ComP 8(1987) nr 5, s. 76-88; tenże, Chrześcijańska idea męczeństwa, "Tarnowskie Studia Teologiczne" 6(1979) s. 303-327.

5. S. Longosz, Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej, "Tarnowskie Studia Teologiczne" 6(1979) s. 49-73.

6. A. Cappelletti, M. Caprioli, Martire, w: Dizionario enciclopedico di spiritualita, vol. 2, Roma 1990 s. 1518; por. X. Léon-Dufour, Słownik teologii biblijnej, tłum. K. Romaniuk, Poznań 1990 s. 472; S. Longosz, Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej, art. cyt. 52.

7. S. Longosz, Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej, art. cyt. 54; por. L. Małnowiczówna, Ideał świętości w Kościele starożytnym, AK 92(1979) s. 229-232.

8. X. Léon-Dufour, Słownik teologii biblijnej, dz. cyt., s. 472.

9. M. Bednarz, Jezus wzorem męczenników i prześladowanych w Ewangelii św. Łukasza, "Tarnowskie Studia Teologiczne" 7(1979) s. 40-43.

10. Por. X. Léon-Dufour, Słownik teologii biblijnej, dz. cyt., s. 472.

11. Por. M. Bednarz, Jezus wzorem męczenników i prześladowanych w Ewangelii św. Łukasza, art. cyt., s. 41.43.

12. A. Kubiś, Zarys chrześcijańskiej koncepcji męczeństwa, art. cyt., 79.

13. "Mówilibyście prawdę szukając chwały męczeństwa, gdybyście mieli prawdziwy powód męczeństwa. Pan bowiem powiedział, że nie ci są błogosławieni, którzy cierpią, ale ci, którzy cierpią za Syna Człowieczego". Contra Gaudentium I, 22, PL 43, 717. "Męczenników nie czyni kara lecz przyczyna. Gdyby bowiem sama kara czyniła męczenników, wszystkie kopalnie byłyby pełne męczenników, wszelkie ściągałyby męczenników i wszyscy, którzy od miecza zginęli byliby ozdobieni koroną męczenników" Enarrationes in Ps. 34, PL 36, 340. Cyt. za: S. Longosz, Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej, art., cyt., 55. por. A. Kubiś, Chrześcijańska idea męczeństwa, ACr 2(1970) s. 305; A. Cappelletti, M. Caprioli, Martire, w: Dizionario enciclopedico di spiritualita, vol. 2, dz. cyt., s. 1523.

14. A. Kubiś, Zarys chrześcijańskiej koncepcji męczeństwa, art. cyt., 79.

15. M. Starowieyski, Męczennicy, dz. cyt., 121-123; por. E. Łomnicki, Męczeństwo jako znak prawdziwości religii chrześcijańskiej w ujęciu apologetów starochrześcijańskich, "Tarnowskie Studia Teologiczne" 7(1979) s. 75-76.

16. Cyt za: A. Kubiś, Chrześcijańska idea męczeństwa, art. cyt., s. 324.

17. Męczeństwo św. Polikarpa, 17, 2-3. Polski tekst w: PSP 45(1990) s. 108.

18. A. Kubiś, Chrześcijańska idea męczeństwa, art. cyt., s. 324; tenże, Zarys chrześcijańskiej koncepcji męczeństwa, art. cyt., 80-81.

19. M. Starowieyski, Męczennicy, dz. cyt., 123-129.

20. Męczeństwo św. Perpetuy i Felicyty. Cyt. za: M. Starowieyski, Męczennicy, dz. cyt., s. 262. Innym patrystycznym tekstem mówiącym o obecności Chrystusa w męczennikach jest Męczeństwo św. Polkarpa: "Doszli [męczennicy] do takiej mocy ducha, że nikt z nich nawet nie westchnął ani nie jęknął. Pokazali nam wszystkim, że w owej godzinie tortur wielkoduszni męczennicy Chrystusowi nie są już w ciele i że to raczej Chrystus jest właśnie przy nich i z nimi rozmawia". Cyt. za: PSP 45(1990) s. 104.

21. List św. Ignacego z Antiochii do Kościoła w Rzymie, 4, 1. Cyt. za: PSP 45(1990) s. 81.

22. Zob. Kolekta we Wspomnienie bł. biskupa Michała Kozala, z dnia 14 czerwca, w: Liturgia godzin. Teksty własne o świętych. Dodatek, Poznań 1992, s. 16.

23. S. Longosz, Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej, art., cyt., s. 62.

24. Por. S. Pié-Ninot, Męczennicy: świadectwo nie do zapomnienia, w: Tertio millennio adveniente. Komentarz teologiczno-pastoralny w opracowaniu Rady Prezydium Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, dz. cyt., s. 201; por. S. Longosz, Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej, art., cyt, s. 62-66.

25. Zob. Męczennicy za wiarę 1939-1945, pr. zb. pod red. T. Kaczmarka, Warszawa 1996 s. 416-426.

26. Tertulian, Scorpiace 5, 7, CC 2, 1078: mortem morte dissolvere, occisionem occisione dispargere, tormentis tormenta discutere, supplicia suppliciis eauportare, vitam auferendo conferre, carnem laedendo iuvare, animam eripiendo servare". Cyt. za: S. Longosz, Niektóre aspekty teologii męczeństwa w literaturze wczesnochrześcijańskiej, art., cyt, s. 61.

27. Por. B. Częsz, Entuzjazm eschatologiczny jako świadectwo wiary u Ojców Apostolskich, AK 92(1979) s. 264-271.

28. Por. Jan Paweł II, Kazanie na lotnisku we Włocławku, w: Bogu dziękujcie, Ducha nie gaście. Czwarta wizyta duszpasterska w Polsce. 1-9 czerwca 1991 r., Citta del Vaticano 1991, s. 194.

29. Zob: M. Pellegrino, Les sens ecclesial du martyre, "Recherches de science religieuse" 35(1961) s. 151-176; E. Petersen, Der Märtyrer und die Kirche, w: Tenże, Theologische Traktate, München 1951, s. 165-183.

30. A. Kubiś, Chrześcijańska idea męczeństwa, art. cyt., s. 325.

31. Zob. M. Starowieyski, Męczennicy, dz. cyt., 123-129.

32. Tertio millennio adweniente, nr 37.

Ks. Roman Małecki - ur. 1965 r., kapłan diecezji włocławskiej, dr teologii ekumenicznej (Instytut Ekumeniczny KUL), wykładowca teologii dogmatycznej  w Wyższym Seminarium Duchownym i ekumenicznej w  Studium Teologii we Włocławku, kanclerz Kurii Diecezjalnej, sekretarz redakcji "Ateneum Kapłańskie", sekretarz Włocławskiego Teologicznego Towarzystwa Naukowego oraz diecezjalny referent ds. ekumenizmu.