- Jaki jest koń, każdy widzi. "Gazeta Wyborcza" to medium, które bodaj w całej historii III RP najbardziej spektakularnie roztrwoniło swój autorytet, stając się z dziennika, który obalał rządy, propagandowym biuletynem władzy, a później radykalnej części opozycji. - pisze na Facebooku Marcin Makowski, dziennikarz tygodnika "Do Rzeczy".

"Nawet jednak to nie sprawia, że "Wyborczą" można było potępić w czambuł i zbyć machnięciem ręki. Cóż, że dokładali naklejki KOD-u, cóż, że publicystyka często pisana była w oparach absurdu, a redaktorzy z Czerskiej po ośmiu latach odkryli w sobie misję patrzenia rządowi i mediom publicznym na ręce. Przypadków podobnego zacietrzewienia politycznego na prawicy mamy aż nadto.

Granica odróżniająca "Wyborczą" od tabloidu przebiegała jednak gdzie indziej, i została przekroczona nie tekstami o panującym obecnie "stanie wojennym", ale otwartym aliansem z jednym z najbardziej żenujących profili agitpropowym na polskim Facebooku. Sok z buraka był i jest wulgarny, seksistowski, podaje niesprawdzone informacje, a często po prostu kłamie. I od samego początku gromadził wokół siebie menelstwo intelektualne, którego żółć wylewała się w komentarzach hektolitrami. Dodatkowo, profil, który jak twierdzi "Wyborcza" prowadziło "dwoje anonimowych zapaleńców", już na starcie był sowicie dofinansowany, co rusz pojawiały się posty sponsorowane na ogromną skalę.

Teraz wiemy kto za tym stał, maski spadły, alians został zawarty, a w "Gazecie" będziemy mogli oglądać wyrafinowane "memowe kąski", w których 9/10 obrazków to rechot z Kaczora, Dudy, Szydło albo Kaczora. To wszystko w aurze zakupu akcji Agory za ponad 17 mln dolarów przez fundusz Sorosa, oficjalnie wspierający przedsięwzięcia w krajach gdzie "wolność mediów jest zagrożona".

Tak wyglądają u nas ciemiężone przez władze media. Michnik może sobie z Urbanem uścisnąć ręce. To jest już ten poziom."

Marcin Makowski/ Facebook