Rosjanie uważnie obserwują to co się wydarzyło przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego i wyciągają z tego interesujące wnioski. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden interesujący element tego rosyjskiego oglądu sytuacji europejskiej. Chodzi o to, co wydarzyło się w przedwyborczym tygodniu w Austrii oraz co ma nadal swoje konsekwencje polityczne, bo właśnie tamtejszy parlament uchwalił votum nieufności wobec rządu kanclerza Kurza (po raz pierwszy od II wojny światowej), co oznacza rozpisanie przedterminowych wyborów.

Wydarzenia w Austrii opisywane u nas były w tonie ciekawostki, tematu trochę dla prasy bulwarowej, a w Rosji traktuje się je bardzo poważnie. Przede wszystkim z tego powodu, że uważa za zwiastun tego co będzie działo się w Europie w nadchodzących miesiącach a może nawet latach. Podobnie patrzy się na sytuację związaną z Brexitem. Jeśli idzie o opuszczenie Unii przez Wielką Brytanię, to rosyjscy analitycy są zdania, że brukselskie elity, a w praktyce niemiecko – francuski tandem celowo i z wyrachowaniem do tego stopnia utrudniał rokowania, aby spowodować polityczny kataklizm w Wielkiej Brytanii. Upokorzenie europejskiego mocarstwa i jego społeczeństwa, postawienie go na krawędzi dezintegracji państwowej (perspektywa secesji Szkocji i niepewna przyszłość Irlandii Północnej) oraz destrukcja tradycyjnych elit, bo Partia Konserwatywna znalazła się na progu anihilacji zarówno wyborczej, jak i w efekcie konfliktów wewnętrznych, a Partia Pracy ma się niewiele lepiej, miały być lekcją dla ewentualnych naśladowców. I dlatego przewodniczący Rady Europejskiej pozwalał sobie, a raczej jemu pozwolono, bo mało kto w Rosji wierzy w jego samodzielną rolę polityczną, na prowokacyjne, pod adresem Brytyjczyków, czy brytyjskich elit wystąpienia. A główny negocjator, Francuz Michel Barnier w uznaniu zasług stał się kandydatem prezydenta Makrona na szefa Komisji Europejskiej. Ale wybory do Parlamentu Europejskiego, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w innych krajach (Polska i Węgry są tu wyjątkami) pokazują zadaniem Rosjan jeszcze przynajmniej trzy zjawiska.

Po pierwsze w przeszłość odchodzi dominująca rola wielkich bloków w kształtowaniu ładu politycznego Europy. Obraz staje się coraz bardziej różnorodny. Po drugie otwarcie europsceptyczne, a w przeszłości nawet secesjonistyczne formacje polityczne, takie jak partia pani Le Pen we Francji, czy włoska Liga przesuwają się na pozycje eurorealistyczne, tzn. mówią raczej o reformowaniu Unii Europejskiej a nie o opuszczeniu związku. Rosjanie, a przynajmniej część rosyjskich ekspertów ds. międzynarodowych wyciąga z tego wniosek, który możemy uznać za krytykę dotychczasowej polityki Kremla. Otóż, tak uważa np. wpływowy Fiodor Łukianow z Klubu Wałdajskiego, popieranie przez Moskwę formacji w typie Alternatywy dla Niemiec, czy austriackiej Partii Wolności nie ma sensu, bo nie prowadzi do żadnych korzystnych z punktu widzenia Rosji rozwiązań. Formacje te są zbyt słabe a na dodatek izolowane i w efekcie nie mogą wpływać na politykę Unii Europejskiej. Natomiast, jeśli urosną, tak jak partia Salviniego czy Marii Le Pen, to w gruncie rzeczy dlatego, że zdobywają część elektoratu środka, a to zawsze odbywa się za cenę odejścia od starych, radykalnych przekonań. Czyli korzyści są niewielkie, a straty wymierne. Polegają one przede wszystkim na tym, że „straszak rosyjski” zaczyna być używany jako spoiwo, narzędzie konsensusu europejskich elit liberalnych, a to w praktyce oznacza, albo może oznaczać, że Unia Europejska wstępuje na drogę amerykańską, gdzie antyrosyjskość stała się jednym z elementów budowania porozumienia w Kongresie. Koszty wizerunkowe, ale również materialne, jakie ponosi Rosja są wymierne, korzyści żadne. Również z tego powodu, że pogłoski o przedwczesnej śmierci Unii Europejskiej są zdaniem rosyjskiego analityka przesadzone, i nie opisują trafnie tego co się w Europie dzieje. W ten obraz, zdaniem Łukianowa, wpisuje się to co się wydarzyło w Austrii.

Przypomnijmy. W Wiedniu wybuchł wielki polityczny skandal, który na tydzień przed wyborami do Parlamentu Europejskiego spowodował rozpad tamtejszej koalicji złożonej z Partii Ludowej (kanclerz Sebastian Kurz) oraz prawicowej Partii Wolności (wicekanclerz Heinz-Christian Strache). Powodem kryzysu było nagranie video opublikowane przez dwie niemieckie lewicowe gazety (Bild oraz Suddeutsche Zeitung) na którym można zobaczyć jak w jednym z hoteli na hiszpańskiej Ibizie austriacki wicepremier rozmawia z Rosjanką w „niepokojąco krótkiej spódniczce”, jak napisały media. Sam Strache jest ubrany w podkoszulek, co dowodzi, że rozmowa prowadzona była w dość swobodnej atmosferze, zresztą w specjalnym oświadczeniu austriacki polityk przyznał, że był pijany. Jednak nie to wywołało skandal, ale tematy jakie rozmówcy poruszali. Otóż „Rosjanka” proponowała politycznie korzystne dla Partii Wolności inwestycje, takie jak nabycie kontrolnego pakietu akcji w jednym z wiodących austriackich dzienników, po to aby przekształcić go w trybunę dla formacji austriackiego wicekanclerza. W zamian chciała uzyskać korzystne kontrakty publiczne pod warunkiem wejścia Partii Wolności do rządu. Rozmawiano też w jaki sposób można zasilić partyjna kasę obchodząc przy okazji obowiązujące w Austrii przepisy na temat finansowania partii politycznych. W specjalnym oświadczeniu Strache mówił o „pułapce zastawionej przez tajne służby”.

Podobnie uważa Łukianow, zresztą teza ta powtarzana jest w rosyjskich mediach. Pytanie tylko o czyje służby chodzi? Ala najpierw warto zacząć od czegoś innego. Otóż zdaniem rosyjskiego analityka austriacką formację wybrano celowo na przedmiot ataku, bo jak napisał zdecydowało w tym wypadku to, że liderzy Partii Wolności to „politycy formatu małomiasteczkowego” w odróżnieniu np. od Salviniego czy Le Pen. Dlatego dość nieudolnie zmontowana prowokacja mogła się w ich przypadku udać. Zresztą nowe informacje, które pojawiają się w rosyjskich mediach wręcz wskazują na to, że mamy do czynienia z „prywatną inicjatywą”. Nagranie miało być zlecone przez dość podejrzanych gentelmanów powiązanych ze światem kryminalnym i z handlarzami broni i już jakiś czas temu „wystawione na rynek” za cenę, która ponoć zawierała się w siedmiocyfrowej kwocie, liczonej oczywiście w euro. Czy i ile niemieckie gazety za film zapłaciły, nie jest jeszcze jasne. Jasnym okazało się to, że „Rosjanka” która wystąpiła w roli „krewniaczki miliardera Makarowa” nią nie jest. Sam Makarow powiedział, że był jedynym dzieckiem w rodzinie i nie ma żadnej kuzynki, ani dalszej ani bliższej, a niedługo potem jeden z austriackich tabloidów zidentyfikował ją jako luksusowa wiedeńską call girl.

Ale w artykule Lukianowa (napisanym dla TASS) jest jeszcze jeden ciekawy wątek. Otóż w tym samym czasie w którym wybuchł skandal w Austrii miała odbyć się w Wiedniu konferencja organizowana przez Klub Wałdajski oraz austriacką Narodową Akademią Obrony. Sama konferencja się odbyła, ale w ostatniej chwili wycofali się z jej organizowania, a nawet z uczestnictwa w niej Austriacy. Andriej Bystrickij, przewodniczący rady Klubu, witając jej uczestników w rosyjskiej ambasadzie w Wiedniu, powiedział, że „dialog między Rosją a Unią Europejską, a w szczególności miedzy Rosją a Austrią będzie kontynuowany, bo stosunki obydwu krajów są wystarczająco silne”. Za tą okrągłą dyplomatyczną formułką skrywa się istotna treść. Bo oczywiście trzeba zadać pytanie z jakiego powodu przedstawiciele Austrii w ostatnim momencie zdecydowali się wycofać z konferencji? W swym napisanym już po wyborach do Parlamentu Europejskiego komentarzu Timofirj Bardaczow, dyrektor programowy Klubu, napisał, że to co się stało w Austrii było wymierzone bardziej w Sebastiana Kurza, niźli Partię Wolności. Przede wszystkim z tego powodu, że miało pokazać czym kończą się koalicje z siłami eurosceptycznej prawicy, a jego zdaniem może nawet zostać zahamowana kariera austriackiego „wunderkinda”. Z tego też względu, austriaccy wojskowi prawidłowo odczytali „wysłany komunikat”. Zbytnia prorosyjskość może nie być dobrze widziana w nowym politycznym układzie w kraju, który najprawdopodobniej polegał będzie na odtworzeniu już po wyborach tamtejszej tradycyjnej koalicji socjaldemokratyczno – chadeckiej. Jeśli idzie o wyniki wyborów jego zdaniem pokazują one, że sympatyzująca z Rosją prawica nie jest w stanie zdobyć dominacji. Europejska scena polityczna, owszem radykalizuje się, ale po obu stronach, o czym świadczą dobre rezultaty Zielonych i Liberałów. Oznacza to nie tylko ożywienie życia parlamentarnego w Brukseli, ale paradoksalnie pokazuje siłę establishmentu, który wobec braku możliwości koalicyjnej eurosceptyków nadal jest głównym rozgrywającym. Większe zróżnicowanie oblicza politycznego Europy daje Rosji paradoksalnie większe możliwości gry, ale również stanowi potencjalnie większe zagrożenie. Zagrożenie związane jest zdaniem Bardaczowa z tym, że relatywne osłabienie rządzących w Berlinie i w Paryżu wzmacnia siłę więzów euroatlantyckich, bo Europie trudniej będzie „wypłynąć na wody niezależności”. Problemy wewnętrzne, związane z dyskusją o kształcie projektu europejskiego spowodują, że stolice na starym kontynencie nie ulegną pokusie budowy jakiegoś wspólnego przedsięwzięcia obronnego, będącego w pewnej kontrze do Stanów Zjednoczonych i tradycyjnie rozumianej roli NATO, nie będą miały na to po prostu sił, zajęte problemami wewnętrznymi. Szansa, przed którą staje Rosja, to możliwość uprawiania polityki dwustronnej, obliczonej na współpracę z wybranymi państwami europejskimi. Nie przeciw, ale obok Unii i jej struktur. Tak jak ma to dziś miejsce w przypadku Austrii i Niemiec.

Ale dotyczy to nie tylko tych dwóch państw. W przeddzień wyborów, w Chorwacji prezes rosyjskiej firmy Zarubieżneft Kudriaszow spotkał się z tamtejszą panią Prezydent. Z jakiego powodu? Otóż jego firma podpisała porozumienie, o którym chorwacka prezydent rozmawiała w Moskwie, jeszcze w 2017 a potem w Soczi w czerwcu 2018 roku z prezydentem Putinem. Przewiduje ono budowę niewielkiego (5,5 km), ale ważnego gazociągu, łączącego chorwacki system gazowy z zakładami rafineryjnymi znajdującymi się w miejscowości Slavonski Brod, na terenie tzw. Republiki Serbskiej wchodzącej w skład Bośni i Hercegowiny. Zakłady są własnością Rosjan i pierwotnie zakładano budowę innego gazociągu przez terytorium BiH. Trzeba też przypomnieć, że prywatyzacja, o ile w ten sposób można nazwać sprzedaż firmy Rosjanom odbywała się pod patronatem Milorada Dodika, wieloletniego prezydenta Republiki Serbskiej BiH, oraz polityka niesłychanie prorosyjskiego. Można oczywiście powiedzieć, że w tym wypadku mamy do czynienia z interesami, pragmatycznym połączeniem obopólnych korzyści, ale ten interkonektor oznacza też połączenie chorwackiego systemu gazowego z BiH. A przecież Serbia już na początku tego roku rozpoczęła budowę swojej części tzw. Tureckiego Potoku. Zakończenie prac planuje się z końcem roku i jak się uważa, w kwietniu 2020 pierwsze partie gazu będą nim płynąć. Już dziś mówi się głośno o budowie połączeń z Chorwacją i z Bośnią. Kiedy to się uda system na południu Europy będzie „domknięty”. A co z chorwacką inwestycją na wyspie Krk polegająca na budowie portu do przyjmowania LPG? Stoi w miejscu.

A zatem, nowa (pytanie czy rzeczywiście nowa?) strategia Rosji będzie w większym stopniu koncentrować się na ignorowaniu Unii, a szukaniu pól współpracy z poszczególnymi państwami. Na płaszczyznach na pozór neutralnych, takich jak zapowiedziane właśnie przez specjalnego niemieckiego przedstawiciela ds. Rosji, deputowanego SPD Dirka Wiese, planowane zniesienie wiz dla osób poniżej 26 roku. Taka polityka umożliwia marginalizowanie tych w Europie, przede wszystkim Polski, ale również Bałtów, którzy stale przestrzegają stary kontynent przed Rosją.

Marek Budzisz

Salon24.pl