Zaczęło się wczoraj w nocy, ci co to załapali się w szkole na język angielski, nie radziecki, poszli cwanym skrótem i dotarli do „zagranicznego Internetu”. Czym się różni „zagraniczny Internet” od „polskiego Internetu”? Przymiotnikiem i to wszystko, dalej są te same schematy, ta sama wartość, ale też ten sam śmietnik, przez który trzeba się przebić, żeby się nie narazić na śmieszność. Niewielu się to udaje, za to wielu bezrefleksyjnie powtarza brednie i nawet nie myśli o jakiejkolwiek weryfikacji. Tym prostym sposobem i umysłem w ciągu kilku minut można w Internecie, niczym Franek Dolas, rozpętać wojnę światową. Dokładnie z taką wojną mieliśmy i mamy do czynienia od północy, a konkretnie chodzi o atak irańskiego złomu, nazywanego rakietami, na bazy amerykańskie w Iraku - pisze na łamach bloga Kontrowersje.net Matka Kurka (Piotr Wielgucki).

 

I znów, Szanowni Państwo, odwołuję się do mojej ignorancji i bezczelności pisząc otwarcie, że nie mam bladego pojęcia o jakie bazy chodzi, nazw tych arabskich miejscowości nie jestem w stanie przepisać, co dopiero powtórzyć. Zupełnie się też nie zajmuję parametrami technicznymi irańskich katiuszy, jak również algorytmami systemu „Patriot”, to wszystko zrobili za mnie szwagrowie Internetu. Co im wyszło to też nie chcę przepisywać, bo już się obśmiałem solidnie, a starych dowcipów powtarzał nie będę. Natomiast wiem jedno, w związku z tym, że jako tako się poruszam w świecie technologicznych możliwości. Bardziej sprytny trzynastolatek wie, że w dzisiejszych czasach „dżipisem” i satelitą mama może śledzić tatę, czy znów nie chodzi do tej pani spod siódemki. Bardzo podobną wiedzę mają siedemdziesięciolatki, o ile zaprzyjaźnili się z powszechnie dostępna technologią i potrafią sprawdzić gdzie teraz znajduje się samolot, którym z Anglii wraca wnuczka.

Tyle wiedzy wystarczy, żeby wyśmiać wszelkie „doniesienia mediów”, „ekspertów” i „Internetowych szwagrów”. Jaki mamy plik wsadowy? Przede wszystkim trwa konflikt pomiędzy dwoma krajami, bo jeden kraj wysadził w powietrze generała innego kraju. W takich okolicznościach jak świat długi i szeroki obywatele zaatakowanego kraju będą się domagać odwetu, no chyba, że zbudujemy teoretyczne państwo, w którym żyją sami dziennikarze GW i wyborcy PO, a ich kraj zaatakowały Niemcy lub Rosja, wówczas mieszkańcy kraju uderzą się w piersi i powiedzą, że to ich wina, wszak są antysemitami i ksenofobami. W każdym innym przypadku chęć zemsty jest tak duża, że w brak reakcji ze strony rządu kończy żywot rządu. Co w takiej sytuacji mogły zrobić władze upokorzonego Iranu? Musiały zrobić wszystko, aby pokazać Irańczykom amerykańskie straty. Czy Amerykanie o tym wszystkim wiedzieli? Ależ skąd, przecież nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji i ataku wroga w czasie konfliktu.

Żarty na bok! Obie strony doskonale wiedzą, czym dysponują i na co mogą sobie pozwolić. Amerykanie wiedzieli, że jakaś forma odwetu musi nastąpić, Irańczycy wiedzieli, że nie mają czym i jak się „zrewanżować”, ale „wojenny” teatr muszą odstawić. Jak to się wszystko przełożyło na „wojnę”. Ano tak, że amerykańskie dowództwo w bazach irackich ma pełne informacje o wystrzeleniu rakiety z terenu Iranu zaraz po stracie tej rakiety, ponieważ mówimy o dystansie kilkuset kilometrów, to postawiona w gotowości amerykańska baza żołnierzy ma cztery razy więcej czasu, żeby się schować w schronach, niż przewiduje regulamin. Nie wspomnę już o całej gamie innych możliwości, jak systemy przeciwlotnicze i tak dalej. Pytanie dlaczego Amerykanie, nie przeprowadzili kontrataku i nie specjalnie przejęli się „uderzeniem w bazy”. Odpowiedzi udziela polityka.

W tej chwili mamy następujący stan gry. Amerykanie odstrzelili irańskiego generała, w rewanżu Iran wystrzelił rakiety z demobilu, z czego połowa poszła w piach, cześć trafiła w amerykańskie latryny. Władze irańskie rozprowadzają po mediach i Internecie triumfalne komunikatu o zniszczeniu bazy i zabiciu 80 „amerykańskich terrorystów”, co by się równało jednemu irańskiemu generałowi. USA z kolei, przy takim śmiesznym odwecie mają doskonałą okazje, aby poudawać, że to jest coś bardzo poważnego i… „jak jeszcze raz nam coś takiego zrobicie, to popamiętacie”. Innymi słowy USA pomagają Iranowi wyjść z twarzą, przy żadnych kosztach własnych i tym samym nie dają Iranowi okazji do powtórki z rozrywki. I to wszystko, cała zabawa w wojnę, a seria durnowatych „analiz” medialnych, internetowych i „eksperckich” jest równie śmieszna, jak ta „wojna”.

Matka Kurka

Kontrowersje.net