Tak, jak wszyscy, którzy dotychczas byli przesłuchiwani przed komisją śledczą do spraw Amber Gold, Michał Tusk wyznał, że niektórych faktów "nie zachował w pamięci".

Doskonale pamiętał jednak kulisy pracy dla "Gazety Wyborczej". Syn byłego premiera został zapytany m.in. o kulisy wywiadu z dyrektorem zarządzającym OLT Express, Jarosławem Frankowskim. Choć pod tekstem, który ukazał się w "Gazecie Wyborczej" był podpisany Michał Jamroż, dużą część pracy wykonał Tusk, który współpracował z "GW". Jamroż przesłał mu pytania do dyrektora z prośbą o ich przekazanie. Zaproponował Michałowi Tuskowi, aby dodał coś od siebie. 

"To był artykuł do dodatku, tak zwanej wkładki. Zawsze był problem z przygotowywaniem tego typu materiałów, bo trzeba było zrobić ich dużo i rzeczywiście brakowało pomysłów"- tłumaczył Tusk. Przewodnicząca komisji była zdziwiona wywiadem między dwiema osobami, które nie widziały się na oczy. Przesłuchiwany odpowiedział, że dzieje się tak często. Jak przyznał, zna historię tego wywiadu.

"To był tekst, który trzeba było wymyślić, to był po prostu jeden z pomysłów, jak zapchać stronę"- powiedział, dodając, że w wielu mediach niekiedy po prostu brakuje pomysłów, więc trzeba szukać rozwiązań. Czasami kończy się autopromocją, a więc reklamą własnych produktów i jest to standard. Młody Tusk podkreślił, że powstało wiele tekstów, pod którymi nie był podpisany. Wspomniany wywiad ukazał się tuż przed rozpoczęciem współpracy Michała Tuska z OLT. 

yenn/PAP, niezależna.pl, Fronda.pl