Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska mówi wprost: "Nie wpuszczę seksedukatorów do szkół. Zewnętrzne zespoły są zagrożeniem dla dzieci, bo ich nie znają. Mogą im tylko zaszkodzić. Trzeba szanować intymność młodych ludzi. Poza tym wychowanie jest po stronie rodziców. To rodzic jest najważniejszy". 

Szefowa MEN po raz kolejny zadeklarowała podjęcie kroków zmierzających do tego, by to rodzice decydowali, czy ich sześciolatek ma pójść do szkoły, czy zostać z zerówce. W opinii minister Anny Zalewskiej konieczne jest rozprawienie się  z absurdalnymi zalecaniami jakie znalazły się z rozporządzeniu o zdrowym żywieniu. - Nie może być tak, że dzieci nie chcą jeść szkolnych obiadów, bo są niesmaczne. Nie chcę jednak, żeby do szkoły wróciło jedzenie śmieciowe. Kluczowa jest też edukacja dzieci i rodziców. Chcemy z ministrem zdrowia uszczknąć coś z pieniędzy, zapisanych w ustawie o zdrowiu publicznym, przeznaczonych na promocję zdrowego życia, tak, by można było przekierować część tych środków na edukację w szkołach. Mam też pomysł, by znaleźć medialnych kucharzy, jak Jamie Oliver i przygotować lekcje, które on prowadził w Wielkiej Brytanii, czyli np. jak przygotować zdrowego hot-doga, itp.

Minister MEN opisuje również co zastała w ministerstwie po poprzednikach: "Zastałam tu straszne „Bizancjum. Po co mi 16 samochodów? Mam największy gabinet ze wszystkich ministrów, tu jest kilka pokoi, w tym coś na kształt sali kinowej, wielka łazienka. Myślę jak to sensownie zagospodarować. Na pewno będę miała gdzie przeprowadzać szerokie konsultacje społeczne i przyjmować pikietujących. Chcemy wrócić do koncepcji rozmów stolikowych Lecha Kaczyńskiego. Nie da się dyskutować o każdym elemencie edukacji osobno, bo młodego człowieka trzeba widzieć w całości - od przedszkola do matury i stworzyć spójny system”.

Walka z wszelkimi edukatorami seksualnymi w rodzaju Pontonu powinna być twarda. Zero ulgi dla deprawacji najmłodszych. Tym samym może doczekamy się wreszcie, że owi lewicowi edukatorzy pójdą w zapomnienie.

mm/w Sieci