Filmy wyróżniano  w  kategoriach: najgorszy film roku, najgorszy film 3D, aktor, aktorka, duet na ekranie, reżyseria, scenariusz, "komedia, która nie śmieszy", "żenująca scena", "występ poniżej godności" i najgorszy plakat.  Za najmniej śmieszna polską komedię uznano "Weekend" Cezarego Pazury, który został uznany najgorszym reżyserem.  Według jurorów najgorsza aktorka to Natasza Urbańska, a najgorszy aktor to Paweł Małaszyński; wyróżniono ich odpowiednio za role w filmach "1920 Bitwa Warszawska" oraz "Weekend". Urbańska zdobyła też nagrodę w kategorii "żenująca scena" za scenę z karabinem maszynowym w filmie "1920 Bitwa Warszawska".  Mega produkcja Hoffmana dostała antynagrodę za scenariusz i najgorszy film w 3D. Tytuł Wielkiego Węża otrzymał „Wyjazd integracyjny".


Jeden z pomysłodawców "Węży", dziennikarz Kamil Śmiałkowski powiedział, że polskie kino zasłużyło na taką nagrodę. Jego zdaniem w naszym kraju powstaje tak dużo różnych filmów, że czas wyróżniać nie tylko te najlepsze, lecz także te złe. Nazwa Węże nawiązuje do filmu "Klątwa doliny węży" z 1987 roku, który zasłynął jako jeden z najgorszych polskich obrazów w historii. Po ogłoszeniu nagród jej pomysłodawcy (Kamil Śmiałkowski, Krzysztof Spór i Konrad Wągrowski) napisali, że: „ to wcale nie jest tak, że w naszych nominacjach są wszystkie najgorsze filmy. Z pewnością niejedna mała produkcja, która przemknęła tylko przez kina mogłaby konkurować na żenadę z filmami, które tu wymieniamy. Ale my wymieniliśmy i nominowaliśmy właśnie te, dlatego, że je oglądaliśmy! Że ich wielkie kampanie reklamowe krzyczały wręcz: NIE MOŻECIE TEGO PRZEGAPIĆ! No to nie przegapiliśmy" . Nazwa Węże nawiązuje do filmu "Klątwa doliny węży" z 1987 roku, który zasłynął jako jeden z najgorszych polskich obrazów w historii.


Bardzo dobrze, że taka antynagroda powstała (filmowców czeka jeszcze „Złoty Paw” od Tomasza Raczka). Może w końcu filmowcy zdadzą sobie sprawę, że istnieją granice żenady, której nie powinno się przekraczać z szacunku dla widzów. Nawet tych, którzy kochają idiotyczne polskie komedie. Jak okaże się, że urzędnicy, którzy przyznają pieniądze podatników na polskie filmy będą się również wystrzegali widma antynagród, to może nie będziemy już narażeni na oglądanie kaców z Wawy, rzygów z wyjazdów integracyjnych czy weekendowych podrób kserówek po Tarantino. Z drugiej strony poziom polskich komedii pokazuje, że ich twórcy i aktorzy w nich "grający" nie czują już żadnego wstydu i obciachu, co może oznaczać, że ani pawie ani węże nie zrobią na nich wrażenia. W końcu widzieliśmy paradującego (bez żadnego poczucia żenady) w mediach producenta filmu, który po tygodniu wyświetlania ściągnięto z kin...


Ł.A/Polskie Radio/gazeta.pl