Wiedza o regionie Warmii i Mazur czy szerzej – Prus Wschodnich stale się poprawia. Jeszcze kilkanaście lat temu większość ludzi uważała, że Prusowie to byli „tacy inni Niemcy, tacy lokalni”. Dziś oczywistością staje się, że Prus (mówiący po prusku – językiem bałtyjskim, a nie germańskim!) i Prusak to nie jest do końca to samo pojęcie, choć w pewien sposób, rzecz jasna, ze sobą spokrewnione. Niewielu jednak wie, że język pruski miał swoją formę pisaną i że wymarł dopiero na początku XVIII wieku (choć od czasu do czasu można natrafić na rewelacje, jakoby stało się to jeszcze później). Ale o tym, że język pruski powstał z umarłych wie już tylko garstka.

Eksperyment szalonych naukowców?

Podkład pod badania nad językiem pruskim dało kilku znakomitych językoznawców XIX i pierwszej połowy XX wieku, między innymi G. Nesselmann, H. Frischbier, G. Gerullis czy R. Trautmann. Ale dopiero lata 80. ubiegłego stulecia dały jakże śmiały projekt naukowej rekonstrukcji języka na bazie dotychczasowych badań i, rzecz jasna, źródeł pisanych języka pruskiego.

A źródeł tych nie jest wcale tak mało, jak mogłoby się wydawać. Są szesnastowieczne katechizmy po prusku, jest krzyżacki słownik niemiecko-pruski z XIV wieku, jest słowniczek Szymona Grunaua i pomniejsze zapiski. Okazuje się jednak, że wciąż możliwe jest odnalezienie kolejnych tekstów. O proweniencję staropruską „oskarża się” krótki wiersz odnaleziony w piętnastowiecznym łacińskim traktacie Logica parva autorstwa Pawła z Wenecji. Pruski wiersz miał się tam znaleźć dzięki jednemu z wykształconych Prusów, który podobnie jak Paweł z Wenecji, miał na początku XV wieku przebywać na Krecie – tam miał także stworzyć kopię dokumentu z tym właśnie dopisanym wierszem. Jest to tylko jedna z hipotez, ale badania językowe pozwalają na podejrzenie, że mamy do czynienia z najstarszym pruskojęzycznym utworem lirycznym. Odnaleziono go dopiero w 2013 roku, co oznacza, że nie wszystko w sprawie języka pruskiego zostało powiedziane i zbadane.

Wróćmy jednak to tematu głównego. W latach 80. językiem pruskim zaczęli na nowo interesować się lingwiści i historycy. A sam projekt odtworzenia pruskiego wziął się od… noworocznego pozdrowienia po prusku. Tak pewnego dnia miał pozdrowić rosyjski badacz Władimir Toporow Letasa Palmaitisa i Vytautasa Mažiulisa. Naukowcy zaczęli korespondować ze sobą po prusku – takie to rozrywki miewają wielkie umysły. Z czasem stwierdzili, że należałoby język pruski naukowo ustandaryzować i dopisać to, co da się odtworzyć.

To, co pierwotnie było rozrywką lingwistów i przedmiotem ich badań naukowych, ku ich zaskoczeniu, znalazło kilkudziesięciu zwolenników. W latach 90., po upadku komunizmu, pojawiła się na ziemiach pruskich nowa fala regionalizmu. Zaczęło się od takich towarzystw jak na przykład Borussia czy Tolkemita, zrzeszających nie tylko osoby zainteresowane tematem, ale także autentycznych potomków Prusów. Okazuje się bowiem, że mimo tak trudnej przeszłości, do dziś po świecie rozsiane są rodziny świadome swojego staropruskiego pochodzenia. Znajdziemy ich w Niemczech, Polsce, na Litwie, Łotwie, w Rosji czy Białorusi, ale nie tylko: sam do niedawna miałem kontakt z osobami ze Stanów Zjednoczonych czy nawet Argentyny, które są potomkami wysiedleńców powojennych, a których rodzice i dziadowie przekazywali wiedzę z pokolenia na pokolenie – nie jesteśmy Niemcami, pochodzimy od starych Prusów.

Do głosu doszły także osoby, które w zglobalizowanym świecie zaczęły szukać zakorzenienia w ziemi. Ich rodziny w Prusach pojawiły się dopiero po wojnie, ale nie czują oni przemożną potrzebę odnalezienia tożsamości w miejscu, w którym się urodzili oni, ich rodzice, nieraz dziadowie. Przeszłość Prus i miłość do tego regionu jest dla nich wyznacznikiem, a nie pochodzenie genetyczne.

Tak oto pojawiła się niewielka, kilkunastoosobowa, w najlepszych szacunkach kilkudziesięcioosobowa grupa osób, które język (nowo)pruski przyjęły za swój. Posługują się tą mową tak często, jak to możliwe. Łączą się w pary, używając pruskiego w domu na co dzień. Gdy na świat przyszła Alna, córka jednego z aktywistów z Królewca (prus. Twānksta lub spruszczone Kunnegsgarbs), SIL International, organizacja zajmująca się katalogowaniem i badaniem języków na całym świecie, uznała, że język pruski został ożywiony. Stało się to w roku 2009.

Dziś język pruski zdaje się coraz bardziej tętnić nowym życiem. Znane są mi co najmniej trzy osoby, dla których język ten jest pierwszą poznaną mową. Najstarszą z nich, siedmio- czy ośmioletnią Alnę usłyszeć w sieci może każdy. Dziewczynka wraz z ojcem nagrała przetłumaczoną na język pruski starą baśń ludową z regionu, oryginalnie spisaną po niemiecku:

Język pruski używany jest na Facebooku, Twitterze, kilku stronach internetowych. Nieoficjalna Wikipedia po prusku ma około 500 artykułów. Istnieją aplikacje czy nawet gry po prusku. Jeszcze w tym roku powinien ukazać się pierwszy audiobook w tym języku. To właśnie sieć pozwala różnym osobom z całego świata zainteresowanym tematem kontaktować się ze sobą i tworzyć wspólną, acz rozproszoną społeczność. Mimo to przyszłość inicjatywy nie jest pewna – tak mała, wciąż krucha grupa zawsze będzie wystawiona na różne niebezpieczeństwa związane z przewagą innych kultur i języków. W mojej opinii projekt powinien zostać objęty szczególną ochroną i troską, skoro uznano, że pruski znów żyje, to należy zrobić wszystko, by nie wymarł ponownie, to przecież część dziedzictwa nie tylko Warmii i Mazur czy Prus, to także dziedzictwo Europy i świata. Warto pozostawać optymistą – udało się z pewnym sukcesem odtworzyć lokalne mowy w Kornwalii, na Wyspie Man, więc dlaczego miałoby nie wyjść tutaj?

 inaczej Pīteris Šātkis/http://przegladbaltycki.pl/