Nie udało się, przynajmniej w Polsce, tak zupełnie uwolnić się od wpływu chrześcijaństwa na życie społeczne. Bo 2 lutego wyrzuci się ostatnie choinki, znikną gwiazdki, umilkną kolędy, a za to całą parą ruszy przygotowanie do Walentynek.

Są one, w przeciwieństwie do Halloween, akceptowane przez Kościół. Kto by nie akceptował miłości młodych (i starszych!) ludzi? Miłości, która prowadzi do powstania nowego życia i może być podstawą do powstawania nowych rodzin, które staną się tworzywem prężnych społeczeństw, budujących z ufnością swoją przyszłość.

Ideał? Utopia? Jeśli nawet jedna trzecia rodzin, także tych sakramentalnych, się rozlatuje, to jednak dwie trzecie jakoś się z tym ideałem liczą. A tu Kościół też wtrąca swoje maleńkie NIE, na które nie wszyscy zresztą muszą zwracać uwagę. Mówi: – No, w Ostatki, to proszę bardzo, ale 10 lutego jest Popielec. Koniec zabawy!

Popiół… Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz.. (ojej, tu mają rację, bo jeśli nawet nie stanę się pożywieniem dla robaków, to ogień spopielarni zwłok zamieni mnie sprawnie w kupkę popiołu). A do tego jeszcze: – Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelie. I tego dnia wielu takich, którzy z moherami nie chcą mieć kompletnie nic wspólnego, pójdzie na to posypanie głów popiołem, tak na wszelki wypadek.

A niektórzy ludzie być może nawet uznają, że warto się nawrócić, bo dotychczasowa ich droga nie ma w dalszej perspektywie żadnych perspektyw. Ale na razie – wciąż jeszcze trwa karnawał. A więc jedzmy, pijmy i bawmy się, choćbyśmy jutro mieli umrzeć. Jedni do życia wiecznego, a drudzy? Nie myślmy o tym! Po co sobie psuć zabawę?

Leon Knabit OSB | Dziennik Polski