Premier Węgier Viktor Orban w wywiadzie dla niemieckiego "Die Welt” powiedział, że spodziewa się, że do Europy napłynie ponad 100 milionów imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. "W końcu muzułmanów w Europie będzie więcej niż nas" - powiedział. 

W wywiadzie Orban mówił, że na chwilę obecną udało się, choć na chwilę postawić tamę imigracyjnej fali. Chodzi o granicę z Serbią: "Czy czuję z tego powodu satysfakcję? Nie. Bylibyśmy wariatami, gdybyśmy twierdzili, że jesteśmy zadowoleni, podczas gdy rzesze imigrantów wciąż napierają na nasze granice. A my musimy ich zatrzymać. „Satysfakcja” to coś dla Rolling Stones’ów. My postawiliśmy sobie cel i go osiągnęliśmy". I dodał z całą stanowczością, że jeśli imigranci pogwałcą obowiązujące prawo, to więzienia węgierskie zapełnią się nimi "Mamy kilka tysięcy miejsc i to powinno starczyć. Nie obawiam się tego".

Osamych imigrantach, którzy forsują granice z Węgrami, Orban mówi: " Obecna fala imigracji to dobrze zorganizowany biznes. Z doniesień naszych służb wynika, że w Pakistanie i Afganistanie istnieją biura przemytnicze, gdzie można kupić usługę: podróż do Europy samolotem, łodzią bądź drogą lądową. Dlatego wśród imigrantów jest tyle Afgańczyków i Pakistańczyków". Odnośnie systemu relokacji imigrantów wg kwot jaki narzuca UE krajom członkowskim, Orban mówi jednoznacznie: "Przyjmowanie imigrantów powinno być dobrowolne i nastąpić dopiero po zatrzymaniu ich napływu do Europy. Europejskie elity nie rozumieją, jak myślą ludzie na Bliskim Wschodzie i Afryce. Gdy słyszą, że Unia wprowadza system kwot, odczytują to jako zaproszenie do przyjazdu". 

Dlatego Węgry uważają politykę UE za niesprawiedliwią, za którą zapłacimy wysoką cenę: "Węgry to kraj chrześcijański i europejski, to nasza kultura i traktujemy nasze obowiązki bardzo poważnie. A pierwszym naszym obowiązkiem jest ochrona granic i zatrzymanie napływu imigrantów. W drodze do Europy, na Morzu Śródziemnym, tonie 15 proc. z nich. I nie decydują się na podróż z rozpaczy. W Pakistanie nie ma wojny. Oni chcą lepszego życia". 

[koniec_strony]

Orban kreśli również dość apokaliptyczną wizję na przyszłość. Dziś - jak mówi Orban - kryzys imigracyjny „jeszcze nie zagraża tożsamości Europy”, ale to wkrótce może się zmienić: "Nazywam to rywalizacją kultur. Wolę to określenie od „zderzenia” cywilizacji. Chrześcijanie przegrają tę rywalizację, jeśli pozwolimy na przyjazd tak ogromnej rzeszy muzułmanów do Europy. Wynika to głównie z sytuacji demograficznej oraz możliwości łączenia rodzin. Starannie przyglądaliśmy się przez ostatnie lata temu, co dzieje się krajach zachodu Europy. Muzułmanie utworzyli tam równoległe społeczeństwa, nie zintegrowali się. To nie wspólne życie, tylko życie obok siebie. Jeśli któryś z krajów tego chce, proszę bardzo. My tego nie chcemy (...(...) Chodzi o naszą chrześcijańską kulturę. Muzułmanie nie są indywidualistami tak jak my. Stawiają na rodzinę, dzieci, wspólnotę. Dlatego koniec końców będzie ich więcej niż nas. To prosta matematyka. Bardzo podoba mi się zdanie, które pani kanclerz Angela Merkel wypowiedziała kilka lat temu: „Wielokulturowość jest martwa”. Zgadzam się z tym". Ale mówi, że "jesteśmy rozczarowani zachowaniem Niemiec. Dotychczas Berlin nie stosował władczego tonu wobec nas. To się zmieniło. Tymczasem postawa Węgier w tym kryzysie jest postawą zdroworozsądkową. Jesteśmy jedynym krajem w UE, który broni układu z Schengen i jeszcze jesteśmy za to atakowani".

Na koniec Orban mówi, że trzeba stworzyć nowe prawo azylowe w UE: "Bądź nie bądź, winę za obecną sytuację ponoszą Grecy. Od sześciu lat nie stosują się do zasad układu z Schengen. I teraz wszyscy za to płacimy. Moim zdaniem do Europy może przybyć jeszcze 100 mln. osób. Z Bliskiego Wschodu, Afryki. Należy się do tego przygotować. Moglibyśmy przestać niszczyć państwa w tych regionach świata, tak jak zniszczyliśmy Libię i Syrię. Oraz przestać zapraszać wszystkich do nas. Europa potrzebuje także silnego przywództwa. Ludzi, którzy nie boją się podejmować decyzji i brać za nie odpowiedzialności. Takich ludzi prawie nie ma. Angela Merkel do nich nie należy, bo chowa się za instytucjami europejskimi". 

mm/Die Welt/wPolityce.pl