"W kampanii wyborczej byliśmy za mało populistyczni. Trzeba było być bardziej, bo takie jest zapotrzebowanie społecznej" - powiedział Leszek Miller w programie Tomasza Lisa na antenie TVP2. To właśnie to uznał za główną przyczynę porażki Zjednoczonej Lewicy w wyborach parlamentarnych. 

Miller zapewniał, że klęska lewicy w wyborach nie oznacza, jakoby w Polsce lewicy nie było w ogóle. "Nieprawdziwa jest teza, że nie ma lewicy. Owszem, nie ma jej w Sejmie, ale jest w społeczeństwie. I ten 1,1 miliona ludzi, którzy na nas zagłosowali, to są ludzie, którzy zadeklarowali lewicowe poglądy. I oni są gotowi zrobić to jeszcze wiele razy" - powiedział.

Szef SLD stwierdził też, że Prawo i Sprawiedliwość zajęło się elektoratem gospodarczo lewicowym, nastawionym na socjalistyczny z natury podział dóbr. "Być może dlatego nasza oferta nie była przez elektorat życzliwie witana. Nasze społeczeństwo jest bardzo socjalistyczne w kwestiach podziału, a jednocześnie bardzo konserwatywne w kwestiach światopoglądowych. Jest partia, która łączy te cechy, czyli PiS. My nie mogliśmy jednak iść tą drogą, bo musielibyśmy się wyrzec naszych wartości" - wskazał.

Miller zadeklarował ponadto, że nie będzie kandydował na szefa Zjednoczonej Lewicy. Chce pozostać w polityce, ale w innej roli. "W czerwcu złożyłem deklarację, że nie będę kandydował na funkcję szefa SLD. Moim ostatnim zadaniem jest doprowadzenie do kongresu SLD, który powinien się odbyć jeszcze w tym roku i doprowadzenie do wyboru nowych władz. Potem będę w polityce, ale już inaczej" - zapewnił.

Polityk nie sądzi też, by u przyczyn porażki ZLewu w wyborach parlamentarnych stała kampania prezydencka, z nieudaną kandydaturą Magdaleny Ogórek. 

Miller odcinał się wreszcie od katastroficznych wizji Polski za PiS. Jego zdaniem nie stanie się nic złego. "Uważam, że nic takiego fatalnego w Polsce się nie stanie. Polska jest zakotwiczona w Unii Europejskiej, w NATO, w innych instytucjach międzynarodowych i to są silne kotwice" - powiedział.

kad/tvp.info