Damian Świerczewski, Fronda.pl: Minister spraw zagranicznych Turcji poinformował, że jego kraj może jednostronnie położyć kres porozumieniu w sprawie uchodźców. Co by to oznaczało dla Unii Europejskiej?

Piotr Ślusarczyk, Euroislam.pl: To by oznaczało, że mielibyśmy powtórkę z 2015 roku. Turcja posługuje się w sposób jawny szantażem w relacjach z Unią Europejską. To nie jest w tej chwili partner godny zaufania, ponieważ bardzo wyraźnie akcentuje swoją mocarstwową pozycję i nie ma zamiaru dbać o relacje z UE – wyżej stawia swój imperialistyczny interes. Jesteśmy od pewnego czasu świadkami zwrotu na arenie międzynarodowej. Pojawia się nowy układ sił jeśli chodzi o bezpieczeństwo globalne. Porządek, który ukształtował się po upadku komunizmu, zaczyna się zmieniać. Najważniejsze punkty zapalne przesuwają się na Bliski Wschód, Turcja ma ambicje, aby być co najmniej regionalną potęgą, a nawet globalnym graczem, na dodatek zaczyna kroczyć drogą totalitaryzmu. Widoczne jest to nawet w przemówieniach Erdogana, w których odwołuje się do treści imperialistycznych, ale i religijnych. Musimy mieć na uwadze także fakt, że on i jego partia u samych fundamentów związani są z Bractwem Muzułmańskim, które łączy religię z interesami politycznymi. Europa w pewnym sensie staje się zakładnikiem Turcji.

To znaczy?

Europa stoi przed wyborem – albo przyzna się do błędu w sprawie polityki otwartych granic i poniesie konsekwencje polityczne, albo dalej będzie ulegać szantażom i żądaniom Turcji. Jestem przekonany, że Turcja może posunąć się do tego typu działań po to tylko, by zaakcentować swoją pozycję. Pamiętajmy też, że opinia publiczna nie jest informowana o wszelkich kulisach rozmów między państwami. „Die Welt” opublikował ostatnio informację, wedle której Niemcy oraz Holandia, która wówczas sprawowała w UE prezydencję, zawarły tajne porozumienie z Turcją, wedle którego Europa miała przyjąć 150-200 tys. rzeczywistych syryjskich uchodźców i odsyłać do Turcji tych, którzy pojawią się tu nielegalnie. Tak naprawdę klucze do rozwiązania kryzysu imigracyjnego leżą nad Bosforem. Tak jak Rosja używa swoich bogactw naturalnych do wpływania na politykę globalną, tak Erdogan grać będzie kartą muzułmańskich imigrantów. Musimy mieć świadomość tego, że wystarczy jedno słowo Erdogana i Europa znów staje w obliczu kryzysu związanego z uchodźcami, a to może z kolei odbić się na wynikach wyborów we Francji i Niemczech.

Może Pan to rozwinąć?

Jeśli Turcja zdecyduje się na ten krok, to z jednej strony zaakcentuje swoją mocarstwową pozycję poprzez podbicie stawki w negocjacjach, ale też może wpłynąć na zaostrzenie konfliktu wewnętrznego państw UE. Jeśli Niemczy czy Francuzi zobaczą, że do Europy każdy może przypłynąć i w związku z tym będą odczuwać zagrożenie – skierują się w stronę Marine Le Pen czy AfD w Niemczech. Taki scenariusz to realne niebezpieczeństwo. Pamiętajmy, że dziś linia podziału w społeczeństwach europejskich nie przebiega już po prostu między lewicą a prawicą, lecz między tymi, którzy chcą zachować swoją tożsamość kulturową, a tymi, którzy mają zamiar budować utopijne, niedookreślone społeczeństwo wielokulturowe. To najważniejszy spór, jaki obecnie toczy się w Europie.

Jeśli Turcja rzeczywiście zrealizuje to, czym straszy Unię Europejską, istnieje ryzyko, że w obliczu obecnego kryzysu Unii Europejskiej rozpocznie się rzeczywista islamizacja Europy? Skoro poprzednio Europa nie radziła sobie z napływem imigrantów, teraz byłoby chyba tylko gorzej?

Bardzo wyraźnie widać, że jeśli społeczność muzułmańska ma do wyboru wierność krajowi z którego pochodzi i temu, który ją przyjął – wybiera tę pierwszą oraz wierność religii – nawet, jeśli jej nakazy są sprzeczne z wartościami oraz prawem kraju, do którego ci ludzie przybyli. Także gdy mają do wyboru interes kraju z którego przyjechali oraz kraju, w którym przebywają – wybierają tę pierwszą możliwość. Są już w Europie takie miejsca, które w perspektywie najbliższych 10 czy 15 lat staną się muzułmańskie. Warto zwrócić uwagę także na demografię. Mimo, że muzułmanów wciąż jest znacznie mniej niż mieszkańców danego kraju, to jeśli weźmiemy pod uwagę różne grupy wiekowe, wygląda to zupełnie inaczej.

Czyli jak?

W przedziale wiekowym 18-24 czy 24-35 te proporcje znacznie się zmieniają – na korzyść muzułmanów. Imigracja muzułmańska to imigracja ludzi młodych. Społeczeństwo europejskie się starzeje, natomiast przyrost naturalny wśród muzułmanów jest znacznie wyższy niż w przypadku mieszkańców Europy. Model muzułmańskiej rodziny znacznie różni się od europejskiego. Trzeba powiedzieć jasno, że społeczności muzułmańskie w Europie będą odgrywały coraz większą rolę. Napływ imigrantów muzułmańskich imigrantów do Europy zmienia jej oblicze w ten sposób, że powstają swoiste enklawy. W wielu stolicach europejskich państw już dziś mamy całe dzielnice muzułmańskie, których rządy nie są już w stanie kontrolować, wręcz nie mają na to ochoty. Islamizacja trwa już teraz – buduje się równoległe społeczeństwo, tworzone są zamknięte enklawy, a te są wybuchową mieszanką ekstremizmu religijnego i działań przestępczych. Mieszanka ta z kolei powoduje, mówiąc bardzo eufemistycznie, rozmaite niepokoje – na przedmieściach Paryża czy w Sztokholmie. Coraz większe napięcia w społeczeństwach europejskich są tylko kwestią czasu i wcale nie jest to sprawa odległa.

Czego możemy się zatem spodziewać?

Muzułmanie nie są grupą, która się integruje (pomijając oczywiście pojedyncze przypadki). To bardzo łatwo zauważyć. Wobec tego groźba islamizacji jest groźbą jak najbardziej realną – im więcej imigrantów muzułmańskich, tym więcej będzie miejsc, których rządy europejskie nie kontrolują. W dłuższej perspektywie – muzułmanie dążą, jak wspomniałem, do budowy równoległego społeczeństwa. Jeśli tak będzie – rodzić się będą konflikty. Przykład Bałkanów pokazuje, że czasem wystarczy jeden rok, aby obudzić drzemiące demony i ci, którzy byli sąsiadami, stają się z dnia na dzień wrogami. Oczywiście to pewne uproszczenie, jednak o bałkanizacji Europy mówi się już bardzo wyraźnie. Cudowna migotliwość kultur coraz częściej ma twarz ofiar terroryzmu i ludzi, którzy izolują się od społeczeństwa europejskiego, co jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem – w dłuższej perspektywie prowadzi to do destrukcji fundamentów społecznych i jedności kraju. Pamiętajmy też o tym, że wśród przyjmowanych przez nas imigrantów obecni będą ci, którzy będą lojalni wobec kraju, z którego przyjadą, a więc na przykład będą współpracować z reżimem Erdogana.

Zapytam wprost – jest jeszcze szansa na zatrzymanie tego trendu?

Europa skazuje się na to sama. Nie jestem marksistą i nie wierzę w fatalizm dziejów. Uważam, że to kwestia błędnej polityki imigracyjnej i ulegania bałamutnej ideologii, która jest zwyczajną utopią - nie sposób jej zrealizować. Jest możliwość zmiany tej sytuacji, jednak w tym celu elity europejskiej musiałyby przyznać – pomyliliśmy się i od tej pory chcemy wprowadzać zupełnie inne rozwiązania. Dobrym przykładem jest Australia, która z kryzysem imigracyjnym poradziła sobie dzięki bardzo restrykcyjnemu prawu. Europejskie elity są niestety oczadziałe ideologią multikulturową i nie mają odwagi, by przyznać się do błędu. Wprost przeciwnie – dalej brną w to szaleństwo. Tylko przed wyborami, wtedy gdy się to opłaca – przejmują część retoryki swoich krytyków. W tej chwili nie widzę żadnej realnej zmiany polityki emigracyjnej w sposób otwarty, gdy polityk wychodzi przed ludzi i jasno mówi, że popełniony został błąd i wycofujemy się z niego. Tego po prostu nie ma. Jesteśmy zakładnikami elity, która nie chce przyznać się do błędu w imię własnych interesów, także osobistych. Taka jest gorzka konkluzja. Politycy nie działają w sposób racjonalny, działają w sposób wizerunkowy.

Bardzo dziękuję za rozmowę.