Dla jasności zacznę od tego, że Roman Polański nie jest moim bohaterem. Daleko nam – mnie i redakcji Fronda.pl - do uznania za autorytet w kwestiach moralności człowieka, nad którym ciążą bardzo poważne zarzuty o wykorzystywanie seksualne nieletnich. Jego ostatnią wypowiedź, która padła przy okazji premiery najnowszego filmu, warto jednak zauważyć z co najmniej dwóch powodów.

Podczas tegorocznego festiwalu w Cannes premierę będzie miał najnowszy film Polańskiego pt. „Wenus w futrze”. To adaptacja sztuki Davida Ivesa, która w zabawny, może nawet prześmiewczy sposób opowiada o uległości i dominacji, a także zaburzeniu ról płci. Wypowiedzi reżysera, która od wczoraj obiegła chyba wszystkie możliwe portale, bez względu na zabarwienie światopoglądowe, nie należy jednak traktować jako prześmiewczej. Jest to raczej gorzka ocena rzeczywistości, z którą trudno polemizować.

Polański z żalem stwierdził, że dziś wręczanie kwiatów damie stało się „nieprzyzwoite”. Co więcej, uznał trendy dążące do zrównania kobiet i mężczyzn za „czysty idiotyzm”. Jak gdyby tego było jeszcze mało, reżyser „Wenus w futrze” dorzucił, pogrążając się chyba totalnie w oczach współczesnych feministek, że jest to rezultat postępu medycyny. Jego zdaniem, pigułka antykoncepcyjna mocno zmieniła miejsce kobiety w naszych czasach i stała się przyczyną maskulinizacji płci pięknej.

Tak konserwatywne stanowisko w ustach człowieka, który znany jest raczej z mocno liberalnych poglądów może dziwić i choćby z tego względu zasługuje na uwagę. Ale nie tylko dlatego. Wypowiedź Polańskiego, za którą każdy inny „katolicki oszołom”, zostałby najpewniej poddany publicznemu linczowi, właściwa obiła się bez większego echa. Owszem, słowa reżysera zostały zacytowane przez większość portali internetowych, ale... nic poza tym. Nikt nie grzmiał, że facetowi na starość odbiło, żaden salonowiec nie ogłosił bojkotu jego filmów... Zapewne zadziałała zasada, zgodnie z którą „swojemu” można wybaczyć więcej, a poza tym to jest „mistrz”, więc nie wypada.

Cóż, nam pozostaje jedynie przyznać Polańskiemu – tym razem! - rację i czekać na więcej takich zdroworozsądkowych wypowiedzi. Bo kiedy Terlikowski (wespół z małżonką) broni jak niepodległości naturalnych metod planowania rodziny, mało kto (poza tymi już „przekonanymi”) chce go w ogóle słuchać. Tak, tak, łatka „katofaszysty” zamyka wiele, jeśli nie drzwi, to przynajmniej par uszu na argumenty. Ale kiedy taki ceniony (zwłaszcza w środowiskach mocno liberalnych) reżyser zaczyna głosić coś, czego nie powstydziłby się żaden "moherowy oszołom", to jest szansa, że może wreszcie do kogoś (spoza katotalibanu) to dotrze... I oby tak się stało.

Marta Brzezinska-Waleszczyk