„Często sądzimy, że ofiarami są obywatele dalekich od nas krajów, tymczasem większość z nich to Europejczycy” – powiedziała Myria Vassiliadou, koordynatorka UE ds. zwalczania handlu ludźmi. „Handel toczy się na terenie UE, często prowadzą go siatki przestępcze, a klientami, którzy korzystają z usług ofiar, są Europejczycy” – dodała.

Według najnowszego raportu Eurostatu za rok 2013, aż 61 proc. współczesnych niewolników w Europie pochodzi z Unii Europejskiej. Wiele ofiar pochodzi z Rumunii, Węgier, Bułgarii i Polski.

Ludzie są porywanie przede wszystkim dla pozyskania siły roboczej i dla celów seksualnych. Z tego powodu większość ofiar to kobiety, w tym małe dziewczynki. Są sprzedawane do domów publicznych, gdzie zmusza się je do prostytucji. Według Eurostatu w latach 2008 – 2010 niewolnicy seksualni stanowili 62 proc. wszystkich ofiar handlu ludźmi.

Statystyki pokazują, że legalizacja prostytucji wcale nie rozwiązuje problemu niewolnictwa seksualnego.

Vassiliadou powiedziała, że „niezależnie od tego, czy w danym kraju prostytucja jest legalna, czy nie - we wszystkich 28 państwach unijnych mamy do czynienia z handlem ludzi i zmuszaniem do prostytucji”.

Vassiliadou stwierdziła też, że wiele osób porywa się dla pozyskania narządów i dalszego handlu nimi. Zdarzają się także nielegalne adopcje oraz przymusowe małżeństwa.

W ostatnich latach sytuacja się pogarsza. Wzrosła liczba wykrytych przypadków. Dochodzi do nie jeszcze kilkaset tysięcy przypadków nieujawnionych. W 2011 UE wydała dyrektywę mającą usprawnić ściganie przestępców odpowiedzialnych za handel ludźmi. Do kwietnia 2013 wcieliło ją w życie 20 z 28 państw UE. Nie było wśród nich Niemiec.

Vassiliadou prognozuje, że w najbliższych latach proceder może się jeszcze nasilić. W związku z kryzysem gospodarczym wzrasta zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą.

Pac/onet.pl