Polskie zakłady mięsne zamierzają wrócić do uboju rytualnego. W grudniu ubiegłego roku wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego została w Polsce przywrócona jego legalność, co z wielką radością przyjęły gminy żydowskie i muzułmanie. Pomimo zmiany w prawie straty polskich producentów i tak są już ogromne, bo stracone zostały liczne rynki, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, które teraz producenci będą próbowali odzyskać.  Zapowiadają też według „Rzeczpospolitej”, że będą domagać się od państwa odszkodowania za okres, w którym w wyniku zakazu uboju rytualnego spadła cena pozyskiwanego przez nich mięsa.

Powrotowi do uboju rytualnego chcą jednak przeszkodzić organizacje zajmujące się obroną „praw” zwierząt, na przykład „Viva!”. Cezary Wyszyński z tej fundacji zapowiada w rozmowie z "Rz", że zostaną podjęte próby pokazania Polakom, jak wielkim „barbarzyństwem” jest ubój rytualny. Wyszyński powołuje się przy tym na opinię 60 proc. Polaków, którzy są jakoby przeciwko temu ubojowi – zupełnie, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie w sensie słuszności legalizacji tego uboju lub też jego zakazu. Kolejny przykład na szalone rozumienie demokracji, w myśl którego wszystko można po prostu przegłosować.

Jest poza tym jasne, że ubój rytualny nie powinien zostać zakazany. Nie ma sensu tłumaczyć rzeczy oczywistych, to znaczy, że wolność praktyki religijnej musi mieć pierwszeństwo nad rzekomymi "prawami" zwierząt - tym bardziej, jeżeli "prawa" te traktowane są przez społeczeństwo w sposób oparty na głębokiej hipokryzji. Niechęć wobec uboju rytualnego jest po prostu przejawem niedojrzałej emocjonalności: krew, która leje się podczas takiego rodzaju uboju, z pewnością bardziej porusza, niż prawidłowo przeprowadzony ubój standardowy. To zrozumiałe - pytanie tylko, czy to mądre?

pac