Martyna Ochnik: Dzień dobry. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski ogłosił zamiar wprowadzenia do szkół programu edukacyjnego opartego o dyrektywę WHO. Zaleca się w niej dokładnie opisane działania uświadamiające seksualnie dzieci już od szóstego roku życia – świadomość własnej seksualności, określanie płciowości, kwestia przyzwalania na działania seksualne, łącznie z budzącą ogromne oburzenie rodziców nauką czerpania przyjemności z działań autoerotycznych. Jak Pan ocenia taki pomysł?

Prof. Aleksander Nalaskowski: Rozgłos wokół tej sprawy wynika z nieporozumienia. Po pierwsze - WHO nie ma żadnych uprawnień, by dawać jakiekolwiek dyrektywy polskiej oświacie. WHO jest organizacją polityczną, umocowaną przy ONZ. Ne ma uprawnień do nakazywania czegokolwiek, może co najwyżej wyrazić jakąś opinię. Podobnie ONZ jest organizacją polityczną, może wysłać dokądś swoje siły pokojowe, ale nic ponadto.

Dobrym przykładem zideologizowania WHO jest zdarzenie sprzed dwudziestu siedmiu lat. Wtedy organizacja ta zdecydowała w trybie głosowania, że homoseksualizm nie jest chorobą. Podobnie większość mogłaby przegłosować, że dwa plus dwa to nie cztery lecz osiem i miałoby to podobną wartość.

Po drugie – prezydent żadnego miasta nie posiada uprawnień do ingerencji w oświatę. Oświata publiczna podlega bowiem Kuratorowi, który jest lokalnym namiestnikiem Ministra Edukacji, a ten z kolei podlega Premierowi. Urzędnik samorządowy może remontować szkoły, zaopatrywać je w węgiel, natomiast nie ma żadnych uprawnień ingerowania w system nauczania.

Mówi się jednak, że szkoły znajdują się w gestii gmin.

Tak, ale tylko w takim sensie, że dyrektor jest opiniowany przez gminę jako administrator infrastruktury szkolnej, natomiast w kwestiach pedagogicznych obowiązuje nadzór pedagogiczny spoczywający w rękach lokalnego kuratora.

W związku z tym słowami Prezydenta Trzaskowskiego nie trzeba się aż tak bardzo przejmować.

Ale jeżeli kurator uległby sugestiom Prezydenta Warszawy?

Nie może ulegać sugestiom, nie ma do tego żadnego tytułu. Prezydent miasta nie ma prawa nic kuratorowi sugerować.

Jednak sugestia taka już się pojawiła. Wszystko z czym mamy do czynienia naznaczone jest polityczną walką, więc może się zdarzyć, że Kurator uzna pomysł Prezydenta za wartościowy. Wtedy szkoły będą obowiązane go wdrażać?

Nie, nie. Pamiętajmy, że są jeszcze rodzice. Niestety, ludziom brakuje wiedzy w kwestii przepisów. Wyrabiają sobie opinie czytając nagłówki w gazetach. Tymczasem w szkole funkcjonującej w oparciu o uprawnienia szkoły publicznej czyli realizującej opracowaną i zatwierdzoną przez Ministerstwo podstawę programową są trzy warunki, na jakich realizowane mogą być treści spoza programu.

Wedle ustawy w szkole nie ma prawa prowadzić jakichkolwiek zajęć nikt, kto nie posiada uprawnień do nauczania. Jeżeli natomiast pojawia się ktoś taki, na przykład partyzant lub inny leśny dziadek, który walczył w Gwardii Ludowej lub czołgał się gdzieś pod Kurskiem, to może on występować tylko w obecności pedagoga szkolnego czy wychowawcy.

Ponadto szkoła nie ma prawa organizować niczego zamiast lekcji matematyki czy innego przedmiotu. Dalej – aby cokolwiek  ponadprogramowego mogło się w szkole odbyć, musi zostać zgłoszone wcześniej dyrekcji, z dokładnym opisem treści jakie mają być prezentowane. Dodatkowo, podstawą musi być cywilno- prawna umowa kupna-sprzedaży. Oczywiście, można od pobrania opłaty za usługę odstąpić, oświadczyć, że jest się finansowanych przez Unię czy inną organizację. Jednak umowa jest wymagana, ponieważ bez niej osoba prezentująca w szkole jakieś treści nie ponosi za nie ani za swoje zachowanie żadnej odpowiedzialności; na przykład może się przed dziećmi obnażyć, posługiwać się wulgaryzmami, cokolwiek.

Mało tego – cokolwiek przekracza szkolną podstawę programową musi odbywać się za zgodą rodziców. Dlatego nie ma prawa pojawić się w szkole nikt, kto nie miałby akceptacji rodziców.

Rodzice warszawscy są jednak zaniepokojeni i nie mają pewności czy mimo istniejących przepisów treści dyrektywy WHO nie pojawią się w szkołach.

Rafał Trzaskowski został prezydentem miasta na wyraźne życzenie warszawiaków. Warszawa ma to, czego chciała. Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.

W Toruniu już po raz czwarty wygrał Prezydent Zalewski, któremu nawet na chwilę nie postaną w głowie pomysły podobne do tych, o których rozmawiamy. Niestety Warszawa jest ogromnym, zepsutym, ultra-tęczowym miastem, więc teraz macie tego skutki. Na przyszłość należy się bardziej przykładać do wyborów.

Sytuacja jest jednak, jaka jest. Owszem, wedle przepisów w szkołach nie może zaistnieć nic poza podstawą programową, na co by nie wyraziło zgody Kuratorium oraz rodzice. Jednak praktyka jest inna i pojawiają się inicjatywy z pominięciem przepisów. Choćby Tęczowe Piątki.

Takie zapędy należy ukrócać. Jeżeli istnieje prawo oświatowe, ustawa o szkolnictwie, do tego Kodeks Karny i Kodeks Cywilny, to z tych narzędzi należy korzystać. Nie przekonuje mnie stwierdzenie, że istnieje jakaś praktyka. Jeżeli jest zła, to nie znaczy, że mamy ją tolerować. W tej walce nie możemy ustawać.

Wszystko sprowadza się więc do tego, że to rodzice przede wszystkim muszą pilnować spraw szkolnych.

Niech przestaną czytać Wyborczą i naprawdę zaczną interesować się swoimi dziećmi. Pojawił się już Ruch 4 Marca. Jeżeli rozwinie się, będzie stanowił realne wsparcie dla rodziców. Może też ten kuriozalny pomysł Trzaskowskiego to znak boży… Może potrzeba było takiego bodźca, by ludzie się ocknęli – o rany, co oni tam robią z moim dzieckiem! Szkoła uczy je masturbować się! Na to nie pozwolimy!

Jestem w tej kwestii pesymistką. Wydaje mi się, że wrogość, zajadłość, a za nią zaślepienie osiągnęły już takie stadium, że niektórym może być trudno o racjonalny ogląd problemu.

Może być i tak, że znajdą się ludzie gotowi nawet poświęcić własne dzieci, byle odsunąć PiS od władzy. Wszyscy ci  ludzie chętnie wezmą 500+, trzynastą emeryturę, obniżenie podatków, a potem zagłosują na PO.

Dziękuję za rozmowę.