- Przywracanie wiedzy na temat II wojny światowej, szczególnie jej przebiegu w Europie Środkowej jest związane bardzo ściśle ze stanem naszego bezpieczeństwa narodowego dzisiaj – mówi prof. Jan Żaryn, historyk.


Jan Tomasz Gross pisze w „Die Welt”, że podczas wojny Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców. Tak było?

Na szczęście pan profesor Jan Tomasz Gross nie jest ambasadorem Polski i nie powinien być uznawany za źródło wiedzy na temat polskiej historii, choć w praktyce może być inaczej w świecie odbierany. W kontekście historii Polski podczas II wojny światowej należałoby także wspomnieć, o udzielaniu przez Polaków pomocy obcym, czyli tym, którzy w innych częściach świata byli represjonowani. Należy przypomnieć szczególnie w Europie, że byliśmy od zarania swoich dziejów mocno związani z myśleniem w kategoriach wolności, zarówno wolności jednostki, jak i grup etnicznych czy grup terytorialnie i wyznaniowo się od siebie bardzo różniących. Potrafiliśmy co najmniej od średniowiecza wchłaniać i adaptować do warunków prawa państwowego bardzo różnorodnych obcych, którzy z czasem albo stawali się Polakami, albo lojalnymi współobywatelami Rzeczpospolitej, nie tracąc swojej odrębności. Ewentualne stawali się nielojalnymi obywatelami, i tylko w takim przypadku – przykładem siedemnastowieczna sprawa arian – byli pozbawiani prawa do dalszego pobytu jako zdrajcy ojczyzny, która ich przyjęła. Lata II wojny światowej wydają się tu czasem szczególnym. Trzeba o nich mówić w długim kontekście, bo inaczej Zachód nie rozumie, dlaczego Polacy podczas II wojny światowej mimo tak okrutnych warunków stworzonych przez okupanta byli w stanie wydźwignąć się na tak wysoki z punktu widzenia człowieczeństwa poziom altruizmu czy bohaterstwa. W czasie II wojny światowej niewątpliwie byliśmy narodem, który potrafił samorządnie zorganizować się w struktury, które nieprzypadkowo zostały nazwane Polskim Państwem Podziemnym. Polskie Państwo Podziemne, mające posłów w społeczeństwie będącym pod opresyjnym prawem okupacyjnym potrafiło w swoich celach wojny umieścić także bardzo realną pomoc, która nie służyła wprost odzyskaniu niepodległości, ale była następstwem rozumienia bieżących potrzeb wojny. Najważniejszą i najtragiczniejszą sprawą był tu Holokaust. Od 1942 r. bez wątpienia Holokaust stał się faktem dostrzeganym zarówno przez polityczne środowiska żydowskie istniejące w gettach, zwłaszcza warszawskim, jak i przez Polskie Państwo Podziemne. W Polskim Państwie Podziemnym powstała specjalna struktura, Rada Pomocy Żydom, która była wkomponowana w cywilne struktury państwa podziemnego, czyli w Delegaturę Rządu na Kraj. Rząd polski na uchodźstwie ze swoją dyplomacją oraz bardzo wiele struktur państwa podziemnego, zarówno cywilnych, jak i wojskowych zadecydowało, że pomoc Żydom będzie w orbicie najważniejszych celów obok odzyskania niepodległości. Trudno w związku z tym jednoznacznie powiedzieć, jak wiele osób wzięło udział w niesieniu pomocy Żydom. Niesienie im pomocy stawało się udziałem wszystkich uczestników Polskiego Państwa Podziemnego, niezależnie od tego, czy byli oni tego do końca świadomi. Na przykład budżety państwa zatwierdzane przez polski rząd zamieniały się w konkretne pieniądze, które były przesyłane do kraju. Te pieniądze konspiracyjnie, bez wiedzy ludzi, którzy się tym zajmowali, przez kolejnych łączników przekazywano do dyspozycji struktur, które miały dopiero określoną sumę rozdysponować na rzecz na przykład Rady Pomocy Żydom. Tak samo osoby dokonujące egzekucji szmalcowników na polecenie sądownictwa podziemnego nie musieli do końca wiedzieć, jaki jest cel i skutek tej egzekucji. Wykonywali rozkaz. Co nie znaczy, że nie pomagali pośrednio Żydom, wspierając jednoznaczny werdykt Polskiego Państwa Podziemnego mówiący, że szmalcownictwo jest kolaboracją, formą zdrady interesów narodu i państwa polskiego. Osoby, które nie znają historii Polski mają zapewne pewien kłopot poznawczy dotyczący fenomenu Polskiego Państwa Podziemnego i fenomenu udzielania pomocy obcym przez Polaków. Obcym w tym sensie, że Żydzi przed II wojna światową byli polską mniejszością, a jednocześnie za zgodą obydwu stron chcieli kultywować swoją odrębność. II RP to niewątpliwie najlepszy czas dla społeczności żydowskiej budującej swoją tożsamość narodową w formie po raz pierwszy od wielu lat nieskażonej dyktatem zewnętrznym.

Z drugiej strony mamy takie głosy, jak ten Jana Tomasza Grossa. Nie dalej niż dwa lata temu brytyjski autor Kieth Lowe wydał książkę o sytuacji w Europie po wojnie, gdzie część poświęcona pogromowi kieleckiemu jest niemal w całości oparta o książki Jana Tomasza Grossa.

To jest konsekwencja przyjęcia w dominującej na świecie opowieści o czasach powojennych i, jak w tym wypadku, pogromie kieleckim narracji Żydów, którzy opuszczali polskie ziemie w wyniku wydarzeń roku 1946, 1956 czy 1968. Jako Polacy, będąc pod sowiecką opresją nie byliśmy w stanie przekazać naszym zdaniem prawdziwej wiedzy na temat tego, co się w Polsce wówczas działo. W przypadku pogromu kieleckiego jedyna próba przekazania na Zachód polskiego głosu została podjęta przez kardynała Augusta Hlonda. Podczas spotkania z amerykańskimi dziennikarzami kilka dni po pogromie stwierdził on, że źle się dzieje, iż giną Żydzi, ale też źle się dzieje, gdyż ginie niewspółmiernie więcej Polaków. A dzieje się tak dlatego, że wprowadzono w Polsce system nie odpowiadający polskiej wrażliwości, system nam obcy. Nosicielami tego systemu są także przedstawiciele narodu żydowskiego. I to spowodowało, jak mówił kard. Hlond, popsucie stosunków polsko-żydowskich w porównaniu z tym, jak te stosunki wyglądały podczas II wojny światowej. Inaczej mówiąc, to komuniści, w tym ci pochodzenia żydowskiego – to już dopowiedzenie moje – byli źródłem tej odpowiedzialności za pogrom. To nie oznaczało oczywiście, że kardynał usprawiedliwiał przebieg wydarzeń Jak łatwo się domyślić, jego głos został zamknięty w jednym stwierdzeniu: prymas Polski jest antysemitą. Obrzydliwe jest stwierdzenie, że kard. Hlond był antysemitą. Zwłaszcza, że będąc we Francji próbował pomagać społeczności żydowskiej jak tylko mógł.

Nawet dostał od niej za to podziękowanie po wojnie.

No właśnie. Problem polega na tym, że tę politykę historyczną przez wiele dziesięcioleci uprawiali ludzie, którzy nie byli zainteresowani pokazaniem polskich racji. A wśród tych, którzy prezentowali tę rzekomo polską opowieść o przebiegu II wojny światowej dominowali komuniści. W związku z tym po 1989 r. okazało się, że jesteśmy zupełnie inaczej widziani i opisywani, niż w naszych przekazach rodzinnych. Uderzeniem obuchem w głowę była pierwsza z książek prof. Jana Tomasza Grossa, czyli „Sąsiedzi”. Okazało się nagle, że wolny świat zachodni czy amerykański jest nosicielem potwornego kłamstwa na temat dziejów Polski, na temat naszych przeżyć, naszej pamięci narodowo-rodzinnej. A to kłamstwo jest bliźniaczo podobne do manipulacji i kłamstw, które pamiętaliśmy z okresu peerelu. Dziś, po ponad dwudziestu latach trzeba sobie powiedzieć, że nadal jesteśmy stroną słabszą w niesieniu informacji na temat dziejów Polski. Szczególnie dziejów II wojny światowej, a jak się okazuje spełniają one dzisiaj bardzo ważną rolę. Przywracanie wiedzy na temat II wojny światowej, szczególnie jej przebiegu w Europie Środkowej jest związane bardzo ściśle ze stanem naszego bezpieczeństwa narodowego dzisiaj. Widać wyraźny związek przyczynowo-skutkowy między historią a decyzjami politycznymi, również tymi w sprawie rozmieszczenia przez Amerykanów broni, która chroniłaby nas przed potencjalnymi zawieruchami wojennymi na terenie Europy Środkowo-Wschodniej czy napięciami, które niekiedy są widoczne od wielu stuleci. Na świecie panuje nieznajomość naszej historii, a nam brak siły przebicia z prawdą o Polsce i Polakach, o tym, że w gruncie rzeczy jesteśmy stabilizatorem tego regionu. Jeśli inni nie zrozumieją, że stanowimy ważny fragment na globie ziemskim, nie zaznamy bezpieczeństwa.

Not. Jakub Jałowiczor