Paweł Chmielewski, Portal Fronda.pl: Dlaczego powinniśmy celebrować pamięć o Powstaniu Warszawskim?

Prof. Jan Żaryn: Odpowiedź, wbrew pozorom, nie jest prosta. Staram pamiętać się między innymi o słowach, które wypowiedział kiedyś prymas Stefan Wyszyński, nawiązując do tego wielkiego wydarzenia. Mówił, że w tej tragedii, w której zginęło 150 tysięcy Polaków – a może nawet 180 tysięcy – musi kryć się jakiś głęboki sens. Nie może być inaczej. Powstanie pochłonęło ogromną liczbę ofiar stanowiących nie statystycznych, dookreślonych ludzi, ale pewną wspólnotę, w której dominowały: miłość do ojczyzny, poświęcenie, wielki, żarliwy chrześcijański system wartości, szeroko pojęta polskość. Gdy zginęło zatem tak wielu wartościowych Polaków, nie może nie mieć to sensu.  Naszym zadaniem jest teraz odnalezienie tego sensu. Celebrowanie pamięci o Powstaniu jest stałym i pokornym wobec tamtego pokolenia poszukiwaniem. Po co? To już mój dodatek, nie słowa prymasa: po to, byśmy spróbowali zrozumieć to wydarzenie do końca i przestrzegli sami siebie, by nigdy nie musiało się już powtarzać. Celebrowanie jest wciąż ciężką pracą serca i umysłu, które w naszej codzienności nie są nastawione na trud w tym kierunku. Chociaż 1. sierpnia, jeśli nie przez wszystkie 63 dni, dajmy sobie spokój z innymi wyzwaniami i spróbujmy się zastanowić: dlaczego doszło do wybuchu Powstania? Dlaczego musieliśmy ponieść taką ofiarę? Jak możemy rozumieć to, że wartości, które były w tych ludziach, są i dla nas wartości jak najbardziej aktualnymi? Nie chcielibyśmy przecież, by były one artykułowane w tak straszny sposób – a są dla nas wyartykułowane w formie pamięci o zgliszczach i śmierci. Wydobywa się z nich sens, który, oby pozostał, ale bez tego ofiarnego stosu.

Czy nasze życie publiczne zostałoby zubożone, gdybyśmy idąc za poglądami niektórych rewizjonistów uznali, że o Powstaniu można pamiętać, ale nie wolno go celebrować jako klęski, która nie niesie w sobie niczego pozytywnego?

Zostałoby potwornie zubożone. Powstanie było wydarzeniem, które wskazało na kilka fundamentalnych kwestii. Po pierwsze: mamy prawo do niepodległości. Po drugie: jesteśmy zdolni do olbrzymich ofiar, do – mówiąc w cudzysłowie, choć to ważne słowo – „przeszkadzania” Europie w imię wartości, jakimi są miłość do ojczyzny i gotowość do poświęcenia. Powstanie Warszawskie nie mieściło się w żadnej ówczesnej doktrynie politycznej stron walczących w II wojnie światowej. Nie chcieli go w takiej formule ani Rosjanie, ani Niemcy – w formule zbiorowej woli dopominania się Polaków o niepodległą Polskę. Także cele wojny amerykańskiej i brytyjskiej nie sięgały tak głęboko w rację stanu Polski i Polaków by uznać, że chodzi tu o ich faktycznie, nie deklaratywne zamiary. Płynie stąd wymowna nauka: jesteśmy zdolni, by w imię tego, czego zaniedbać nie wolno, ponieść wielkie ofiary, nawet, jeżeli przeszkadza to wszystkim dookoła; miejcie tego wszyscy świadomość – nie zagrzebiecie nas! To wołanie aktualne jest również w 2015 roku. Nie znaczy to, naturalnie, że chcielibyśmy być ofiarą na stosie paloną doktryn i interesów polityczno-militarnych wszystkich możliwych podmiotów. Jednak mówiąc kolokwialnie: nie udawajcie, że nas nie ma, bo i tak będziemy dopominać się o swoje istnienie. To bardzo aktualna lekcja, każąca przypominać światu o Powstaniu Warszawskim, nam przypominać: co to znaczy być Polakiem?; pytać: czy polskość jest dla nas w ogóle istotowa, formułująca sens naszego życia? Na ile w dzisiejszym polskim rozdaniu pokoleń polskość jest nurtem dominującym? Po każdym 1. sierpnia widać, że z roku na rok przybywa wszystkich tych, którzy gotowi są zrozumieć, że trzeba tego dnia o 17:00 stanąć w miejscu, gdzie do naszych uszu dociera wycie syren, bo to jednak coś znaczy; trzeba dać sobie jakieś minimum szansy, by zewnętrznie zaświadczyć, że nie jest to dla nas wydarzenie obojętne. To już dobrze – to duży krok naprzód w tej próbie pogłębienia refleksji.

Jak wyglądała pamięć o Powstaniu w okresie PRL? Jak udało się przetrwać pamięci o tym wydarzeniu w tak niesprzyjającym klimacie politycznym?

Nawet jeżeli system edukacji PRL-owskiej miał takie ambicje, by zabrać nam Powstanie jako wydarzenie pozytywne z punktu widzenia polskich aspiracji niepodległościowych, w to gruncie rzeczy zawsze przegrywał. Okres PRL zabrał nam bardzo wiele, zostawił bardzo dużo ciemnych, czarnych bądź białych plam w historii najnowszej. Nasza ignorancja była niestety bardzo duża. W przypadku Powstania Warszawskiego jednak - wydaje mi się – w znacznej części polskiego społeczeństwa pozostała taka do końca niedomówiona solidarność z tamtym pokoleniem. Tej solidarności z powstańcami nie udało się zerwać pomimo prób systemu edukacji, które, rzecz jasna, były podejmowane. Być może właśnie dlatego w roku 1980, gdy powstała „Solidarność”, to tamto pokolenie Powstańców Warszawskich mogło po raz pierwszy odczuć, że zostało należycie docenione, że stało się jakby zbiorowym bohaterem. Niesienie tego zbiorowego bohaterstwa przez pokolenia kreujące w latach 80. rzeczywistość spowodowało również, że trudno było do końca zatupać to wielkie wydarzenie powstańcze po roku 1989. Przypomnę, że w latach 1980-1981 bardzo dużo dobrego dla upowszechnienia Powstania Warszawskiego wśród mas społeczeństwa polskiego zrobiły na przykład audycje radiowe prowadzone przez pana Władysława Bartoszewskiego. Na ich podstawie powstały później jego prace dotyczące życia codziennego w Powstaniu. Audycje te, o ile dobrze pamiętam, zostały przerwane po ogłoszeniu stanu wojennego. Dalej kontynuowało je „Radio Wolna Europa”. W roku 1980 w wielu aspektach zaczęły odblokowywać się pewne prawdy o przeszłości Polski. Tego nie dało się już zatupać. Wydarzenie roku 1989 przyszło, na szczęście, w miarę szybko – i w związku z tym w latach 90., pomimo bardzo wielu prób dyskredytowania powstańców i całej w ogóle martyrologii polskiej, jako rzekomo nienadającej się do pozytywnego przeżywania, udało się zachować pamięć. Dzięki inicjatywie śp. prezydenta Polski, a wówczas prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego, udało się dokonać tego wielkiego dzieła, jakim były powszechne obchody Powstania Warszawskiego w Warszawie i Polsce z okazji jego kolejnej okrągłej, 60. Rocznicy. Udało się też dokonać drugiego dzieła, które do dziś jest wielkim, a więc Muzeum Powstania Warszawskiego. Każdego dnia zmierzają do niego dziesiątki, setki, tysiące ludzi, w tym bardzo młodych ludzi, uczniów szkół, przybywając tam, by zdobyć podstawową wiedzę na temat tamtego bez wątpienia tragicznego w skutkach wydarzenia.

W tym roku odchodzi prezydent Bronisław Komorowski, najprawdopodobniej kończą się także ośmioletnie rządy Platformy Obywatelskiej. Co zrobiło to środowisko dla krzewienia pamięci o Powstaniu oraz w ogóle dla polskiej historii?

Zarówno rząd Platformy Obywatelskiej jak i prezydent Bronisław Komorowski wraz ze swoim zapleczem zostali bardzo mocno zaskoczeni – szczególnie po roku 2010 – tym, że w polskim społeczeństwie tak żywa jest historia. Mam wrażenie, że środowiska tworzące rząd i zaplecze pana prezydenta – czyli dawna Unia Wolności i niektóre części środowisk postkomunistycznych oraz PO – nie miały nawet tak dużej wyobraźni, nie mówiąc już o wrażliwości, by zrozumieć, że Polacy są inni, niż im się wydaje. Polacy z pokolenia na pokolenie pozostają w znacznej części wierni zasadzie, że jesteśmy narodem historycznym. I to nie tylko dlatego, że w tej części Europy funkcjonujemy już od tysiąca lat – ale także dlatego, że mamy tego doskonałą świadomość i tę przeszłość przeżywamy. Przeszłość, która staje się dla nas ważnym elementem poszukiwania jednostkowego sensu życia. Gdy widzę młodych ludzi na trybunach stadionów, gdy przy okazji celebrowania czy to rocznic Powstania Warszawskiego, czy święta Żołnierzy Wyklętych, przygotowują specjalne banery, byśmy my mogli to z kolei zobaczyć w telewizji, staje się dla mnie jasne, że polska młodzież jest w gruncie rzeczy całkowicie inna, niż widziała ją jeszcze dzisiaj rządząca ekipa. To rozbicie, ten rozziew między stanem rozumienia polskiego społeczeństwa, zwłaszcza młodego pokolenia, a jego rzeczywistym obrazem i potrzebami, był tutaj moim zdaniem ewidentny. Stąd odnoszę wrażenie, że szczególnie pan prezydent Komorowski i jego kancelaria byli stroną bardziej reagującą, a nie tworzącą (o Platformie, która wolała w ogóle się tym nie zajmować, nie wspominam).Reakcją na nagłe odkrycie, że Polacy są inni, niż byśmy chcieli, było wejście w celebrowanie 11. listopada, wejście w ten dzień odzyskania niepodległości, gdy poszczególne muzea i środowiska składają kwiaty, od grobu nieznanego żołnierza, przez pomniki twórców Niepodległej – Witosa, Paderewskiego, Dmowskiego – aż do pomnika Piłsudskiego przy Belwederze. Wydarzenie to, tak jak wiele innych „inicjatyw” wychodzących z kancelarii prezydenta Komorowskiego, było, zdaje mi się, nienaturalne, wykonane w reakcji, jakby dla zatupania tego zjawiska, które jego formacja odkryła.

Czy jest pan profesor spokojny o przyszłość recepcji Powstania?

Mówiąc otwarcie: jest to bez wątpienia front walki. Trudno w związku z tym zawyrokować, kto w tej walce o polskość wygra. Myślę, że istnieje dziś bardzo wiele instytucji i środowisk – podkreślam jednak, że także instytucji – które mają na tyle dużą siłę przebicia, że potrafią skierować do społeczeństwa polskiego tę prawdziwą informację i wiedzę na temat, na przykład, Powstania Warszawskiego czy innych ważnych wydarzeń z naszych dziejów. Mam tu na myśli wymienione już Muzeum Powstania Warszawskiego, które po prostu jest – nie da się go tak łatwo zetrzeć z mapy Warszawy. Podobnie, jak nie da się łatwo zniszczyć Instytutu Pamięci Narodowej. W IPN wkładamy bardzo wiele wysiłku, by pokazać polskiemu społeczeństwu, narodowi polskiemu, że Powstanie, choć nazywamy je Warszawskim, było powstaniem ogólnopolskim. Jego celem była niepodległa, wolna Polska. Powstanie było ogólnopolskie nie tylko w tym sensie, że generał Bór-Komorowski wezwał wszystkie jednostki Armii Krajowej, by próbowały zdążać do Warszawy w celu pomocy jej odzyskania, ale dlatego, że rozgrywała się tam walka nie o ulice warszawskie, ale walka o Polskę – całą Polskę niepodległą; o to, czy w ogóle będzie, czy znowu zostanie komuś poddana. Niestety, przegraliśmy. Jednak zrozumienie powszechności tego zjawiska jest jednym z wielu osiągnięć między innymi IPN czy Muzeum Powstania Warszawskiego.  Patrząc zatem w sensie edukacyjnym, możemy powiedzieć, że w roku 2015 jako naród jesteśmy w zupełnie innym miejscu rozumienia Powstania, niż w roku 1989. Jesteśmy też w zupełnie innym miejscu, jeśli chodzi o przeżywanie tego zjawiska. Nie jest to już przeżywanie potajemne, gdzieś w zakamarkach własnej pamięci rodzinnej, ale przeżywanie jawne i powszechne. Co roku o godzinie 17:00 wszyscy stoimy, stoją wszystkie samochody – w tym nacisku, bo to jest pewien nacisk społeczny, zdecydowanie nie widać osób, które bądź odważyłyby się, bądź chciałyby nie poszanować prawa do zbiorowej pamięci o Powstaniu Warszawskim.

Czy chciałby pan profesor skierować do czytelników jakąś ostatnią uwagę?

Jako historyk zajmujący się między innym dziejami Kościoła chciałbym wspomnieć o pewnych refleksjach, które były udziałem kapelanów Powstania Warszawskiego. Jak doskonale Państwo wiedzą, kapłani byli bardzo często tymi, którzy jako ostatni rozmawiali z umierającym powstańcem. To perspektywa w związku z tym zupełnie nieporównywalna. W tej perspektywie, w tej pamięci kapelanów, widać między innymi rzecz następującą: ci młodzi ludzie umierając mieli świadomość – i byli tak odbierani przez kapłanów – że są jakby osobami, które przeżyły swoje życie w sposób niezwykle pełny. Dużo pełniejszy, z o wiele większym jego zrozumieniem niż my wszyscy, którzy możemy mieć nawet 60 czy 80 lat, ale nie dorośliśmy jeszcze do tego pojmowania sensu naszego istnienia.

Dziękuję za rozmowę.