Anatol France we wstępie do jednej z książek Jacka Londona napisał, że pisarz ten „obdarzony był genialnym wzrokiem, dzięki któremu dostrzegał to, co było ukryte przed oczami zwykłych ludzi i miał szczególny dar przewidywania przyszłości".

Wolność i niezawisłość, te wspaniałe dary, nie mogą być nadane — ani klasom, ani rasom. Jeśli klasy lub rasy nie potrafią dzięki sile umysłu i woli wywalczyć sobie wolności i niezawisłości — nie zasługują na ich posiadanie! Gdyby nawet dary te były im ofiarowane na srebrnym półmisku przez jakąś Wyższą Istotę, nie wiedziałyby co z nimi począć. Nie umiałyby ich zużytkować pozostając tym czym były — niższą klasą i niższą rasą

Jack London

W panteonie nieskalanych bohaterów socjalizmu od wielu lat znajduje się postać Jacka Londona. Doskonały pisarz, romantyczny podróżnik, niestrudzony bojownik o prawa robotnicze. Jak głosiła peerelowska encyklopedia: „jego filozofia życiowa była swoistym stopem socjalizmu i kultu silnych indywidualności". Lektura książek Londona, a nawet bliższe zapoznanie się z arcyciekawą historią życia pisarza sprawia, że jego osoba przestaje być już tak łatwa do przełknięcia przez lewicowych krytyków. W twórczości Londona pojawiły się bowiem elementy, które dziś, po Holocauście, wydają się być nie do zaakceptowania...

Zaczynając pisać, London miał już poza sobą doświadczenia porzuconego bękarta, robotnika, poszukiwacza złota, kłusownika, żeglarza i pirata. Dzięki temu jego pisarstwo mogło być pełne obserwacji i uwag wypływających bezpośrednio z bogactwa rzeczywistych przeżyć. Wynikało z tego również określone spojrzenie na świat, nieco romantyczne i nostalgiczne, definiowane dziś jednak ostro jako rasizm.

Nadczłowiek i socjalizmu

Biografowie uważają, iż na życie Jacka Londona wpłynęło w największym stopniu czterech filozofów: Herbert Spencer, Karol Darwin, Karol Marks i Fryderyk Nietzsche. Socjalistyczne sympatie pisarza znane są powszechnie, u Nietzschego zaś zafascynowała go idea Nadczłowieka — silniejszego i mądrzejszego od innych, zdolnego pokonać wszelkie przeszkody i rządzić pośród Untermenschen. London sam zaczął uważać się za takiego Nadczłowieka, z jednej strony zdolnego pokonać wiele przeszkód na swej życiowej drodze, a z drugiej predysponowanego do rządzenia (czyli uczenia, prowadzenia, kierowania) masami. To, że Nietzsche nienawidził socjalizmu, który postrzegał jako rządy ludzi słabych — nie zbijało bynajmniej Londona z tropu. Był gotów wierzyć równocześnie w Nadczłowieka i socjalizm, nawet gdyby te dwie idee miały się wykluczać. I dlatego przez całe życie pozostawał zarazem indywidualistą i socjalistą; żądał indywidualizmu od siebie samego, od Nadczłowieka, od blond-bestii — a socjalizmu dla mas, dla słabych i wymagających opieki. „Całymi latami z powodzeniem dosiadał dwóch koni, z których jeden chciał iść w prawo, a drugi w lewo".

To rozdwojenie stało się najbardziej widoczne w twórczości pisarza. Poszczególne fragmenty książek Londona doskonale charakteryzowały jego filozofię. W 1903 roku opublikował pierwszą powieść, która odniosła sukces komercyjny — „Zew krwi". Mimo, że London pisał w niej o psie, sugerował wyraźnie, że tak naprawdę poruszane przez niego kwestie dotyczą także ludzi. Historia zwierzęcia, które z cywilizowanego miasta trafia do Jukonu na Alasce, stała się alegorią, obrazującą walkę ras i przeżycie tej najsilniejszej. Buck wiedział, że „trzeba zwyciężyć, lub zostać zwyciężonym; okazywanie litości poczytane będzie za słabość. Litość nie istnieje pośród pierwotności. Rozumiano ją jako trwogę, a omyłka taka oznaczał śmierć. Zabić lub być zabitym (...) brzmiało prawo. Prawu temu — dźwięczącemu z głębin Czasu — poddawał się Buck. Poddawał mu się także Jack London, a warunkowana genetycznie wola przetrwania była dominującą częścią jego poglądów. Geny miały decydować, która rasa czy gatunek miały przetrwać. I która miała zwyciężyć w ostatecznej walce.

Szlakami Ariów

Interesująca wydaje się fascynacja Jacka Londona starożytnymi plemionami aryjskimi. Wielbił ich siłę i hart przepowiadając, że kiedyś im podobni barbarzyńcy, wolni od chorób drążących współczesną cywilizację, zniszczą ją wywracając wielorasowy tygiel. Przedwojenna biograf pisarza była zdania, że „Jack London, poprzez swą rasową pamięć podświadomą zwraca się w głąb dziejów".

W „Żelaznej Stopie" przedstawiał więc głównego bohatera, rewolucjonistę Ernesta Everharda: „Był nadczłowiekiem, jasnowłosą bestią, jak ją opisał Nietzsche". Everhard stał na czele robotniczej rewolty, której obraz skłonił dziennikarza The Independent do stwierdzenia, iż „pół-barbarzyńcy, do których podobne książki są kierowane, mogą obalić naszą cywilizację". Opisywane przez Londona organizacje rewolucyjne nosiły nazwy nawiązujące do starych nordyckich sag: „Powstała kobieca organizacja Walkirii. Te były najstraszniejsze. Nie mogła do nich należeć żadna kobieta, która nie straciła najbliższych z ręki Oligarchii. Swoich jeńców Walkirie zamęczały na śmierć (...) Męskim odpowiednikiem Walkirii byli Berserkerowie. Ludzie ci nie cenili wcale własnego życia".

W kolejnej książce „Księżycowa Dolina", Saxon — przyjaciółka głównego bohatera — wyjaśniała następująco pochodzenie swego niezwykłego imienia: „Matka mnie tak nazwała. (...) Saksonowie to była rasa ludzi, matka opowiadała mi o nich, kiedy byłam mała. Byli dzicy jak Indianie, tylko że biali. I mieli niebieskie oczy, płowe włosy i strasznie lubili wojować (...) Mieszkali w Anglii. Byli pierwszymi Anglikami, a wiesz, że Amerykanie wywodzą się od Anglików. Jesteśmy Saksonami — ty i ja, i Mary, i Bert, i wszyscy Amerykanie, którzy są prawdziwymi Amerykanami, a nie Hiszpanami czy Wiochami, czy Japończykami". W podobny sposób przedstawiony został bohater krótkiego opowiadania „W Lasach Północy": „On jeden był Anglosasem czystej krwi, a w owej krwi, która bujnie tętniła mu w żyłach, płynęły tradycje jego rasy".

Siła stanowi prawo

W tym miejscu warto może zwrócić jeszcze uwagę na rozprawę Might is Right (Siła stanowi prawo), sygnowaną pseudonimem Wikinga, Ragnara Rudobrodego. Opublikowana po raz pierwszy w 1896 roku, doczekała się dziś kilkunastu wydań, a w kręgach zafascynowanych wolą mocy niezmiennie cieszy się wielką atencją. Do dziś trwają spory specjalistów na tema t autorstwa tego utworu. Niektórzy (np. Erie Thomson) są zdania, że autorem rozprawy był Jack London, inni z kolei przypisują je nowozelandzkiemu poecie Arthurowi Desmondowi. Niezależnie jednak od tego obie strony twierdzą zgodnie, że przesłanie Might is Right odpowiada poglądom Jacka Londona. Rudobrody pisał bowiem już we wstępie: „Prawdziwy świat jest światem wojny; prawdziwy człowiek jest wojownikiem; prawo naturalne to kły i pazury. Wszystko pozostałe okazuje się błędem. Przyszliśmy na świat wiecznego konfliktu. Wszędzie trwa walka i takie jest nasze dziedzictwo. Walkę można oczywiście maskować słowami Św. Franciszka, albo lepiej zakłamanymi doktrynami Kropotkina czy Tołstoja, jednak nie sposób usunąć jej z ludzkiego życia. Rządzi bowiem wszystkim i wszystkimi".

W tej walce (bellum omnium contra omnes) zwycięzców nie może być zbyt wielu, bowiem „większości ludzi zamieszkujących współczesny świat brakuje inicjatywy, oryginalności i niezależności myślenia. Są to jednostki, które nigdy nie wpływają na wyznawane przez siebie idee". Zdaniem Rudobrodego większość ludzi nigdy nie stała się wolna, bowiem wolny może być tylko człowiek silny. Jest on wówczas „ponad prawem, ponad konstytucjami, ponad teoriami o dobrze i złu. Popiera i broni je, dopóki mu służą; kiedy przestają, bezwzględnie niszczy je w możliwie łatwy i prosty sposób". Zwycięzcy muszą bez przerwy udowadniać swoją siłę, jeśli bowiem pojawi się ktoś potężniejszy, przegrają, a nowi władcy zajmą ich miejsca — motyw ten zaakcentowany został później we wspomnianej już książce „Zew krwi". W Might is Right rozprawiono się również z mitem o równości ludzi. „W jakiż to racjonalny sposób można stawiać spierające się strony na pozycjach bezwarunkowej 'równości wobec prawa'? Po pierwsze powód i pozwany zawsze różnią się cechami psychicznymi i fizycznymi — a także rozmiarami konta w banku. Poza tym sędziowie, oskarżyciele i obrońcy różnią się między sobą temperamentem, zdolnościami, odwagą i uczciwością. Każdy posiada specyficzne przyzwyczajenia, uprzedzenia , słabości, przesądy i... cenę (...) Nie ma dwóch tych samych ludzi: każdy rodzi się pod inną gwiazdą".

Z niewiarą w równość ludzi łączy się rasizm Rudobrodego, również pozostający pod wpływem filozofii siły. Bo chociaż autor wyklucza Czarnych, Żydów, Azjatów i zdegenerowanych Białych ze społeczności Nadludzi, to jednak przyznaje, że gdyby udowodnili oni swą przewagę nad anglosaskimi Aryjczykami, to do nich należeć będą zwycięskie łupy: „Jeśli mogę postępować tak, jak zechcę, nie ma znaczenia mój kolor skóry ani to, do jakiej rasy należę — okazałem bowiem swoją siłę".

Nie wiadomo, czy rozprawę Might is Right rzeczywiście napisał London. Być może jej autorstwo należy do kogoś innego, nie ulega jednak wątpliwości, że pisarza przepełniała dum a z indoeuropejskiego dziedzictwa do tego stopnia, iż nie obawiał się o tym pisać. Potwierdzają to pozaliterackie elementy jego życiorysu.

Świadectwo białego reportera

Gdy wybuchła wojna rosyjsko-japońska London został korespondentem wojennym. Naruszając wyraźny zakaz władz Japonii pojechał bezpośrednio na front koreański, gdzie zetknął się z potwornym traktowaniem jeńców rosyjskich. Litując się nad nimi pisał: „Ci ludzie byli z tej samej gliny co ja". Twierdził, że wolałby być więziony z Rosjanami niż przyłączając się do Japończyków zyskać wolność. Gdy wróci! do Ameryki, wiele osób pytało Londona o przyczynę tak gwałtownych ataków na Japończyków. Odpowiadał im: „Przede wszystkim jestem białym człowiekiem, a dopiero później socjalistą".

Sytuacja powtórzyła się podczas rewolucji meksykańskiej w 1914 roku. O rewolucjonistach pisał: „mieszańcy — ni pies ni wydra. To nie są ani Biali ani Indianie. Posiadają wszystkie wady swej nieczystej krwi i nie mają żadnych zalet". Twierdził, iż Biali powinni wykorzystać słabość Meksykanów dla celów swojej rasy. Korespondencje Londona znów wywołały gorącą dyskusję, szczególnie wśród bliskich pisarzowi socjalistów. To zresztą między innymi na skutek owych protestów London zdecydował się opuścić szeregi Socjalistycznej Partii Pracy, twierdząc, że zatraciła swój dawny żar i wolę walki.

Część biografów Londona twierdziła, że z upływem czasu jego rasistowskie przekonania zacierały się. W tym kontekście przytaczano historię przyjaźni, jaka łączyła pisarza i jego żonę z Polinezyjczykami, do których trafił podczas wyprawy dookoła świata odbywanej w latach 1907-10. Tymczasem elementy rasistowskie pojawiły się także w ostatnich książkach Londona, w dodatku wzbogacone zostały czymś, co — w opinii części rodaków Londona — można dziś uznać za ostrożny postulat separacji ras (przedstawiony być może między innymi pod wpływem obserwacji warunków życia Polinezyjczyków, bezwzględnie wyzyskiwanych przez białych kolonistów).

Bunt segregacjonistów

Bardzo ostro zarysowane problemy rasowe można więc napotkać w jednej z ostatnich książek Londona, „Buncie na 'Elsynorze'". Główny bohater to młody pisarz Panthurst (z którym — jak się wydaje — utożsamiał się sam autor), podróżujący morzem z Baltimore do Seattle. Na statku, którego był pasażerem, doszło do buntu ciemnoskórej załogi - różniącej się tak mentalnie, jak fizycznie od swych przełożonych, ulubionych londonowskich blond-bestii.

I tę różnicę główny bohater zauważył oczywiście od razu: „Każdy z nas, żyjących na rufie w wysokim miejscu, był jasnowłosym Aryjczykiem. Na przodzie okrętu dziewięć dziesiątych niewolników, harujących dla nas, są to ciemnowłosi (...) Czworo nas zasiada do kajutowego stołu. — Kapitan West, jego córka, pan Pike i ja — wszyscy jesteśmy jasnoskórzy, niebieskoocy, z rasy skazanej na zagładę, a rządzącej do końca naszej ery. Mamy za sobą przeszłość królewską i we krwi królowanie (...) Do końca naszej ery, sądzono nam deptać po karkach innych ludzi, obracać ich w poddaństwo, uczyć ich poszanowania naszych praw, mieszkać w pałacach, do zbudowania których zmusili­ śmy ich silą naszych ramion". Wspomniany kapitan West opisany został później jako „jasnowłosy Aryjczyk, pan, król i samuraj" — podobnie jego córka, Margaret, która zgodnie z literą książki stanowiła cudowne zjawisko o włosach koloru blond.

Bunt na „Elsynorze" wybucha, ponieważ prymitywna załoga postanowiła domagać się lepszego traktowania, zasłaniając się w dodatku prawem (tak skrytykowanym w Might is Right). Na czele rebelii stanęli Żydzi — Izaak Chanz, Mulligan Jacobs i Nosey Murphy (przedstawieni przez Londona wręcz pogardliwie). Blondwłosemu dowództwu udało się jednak zamknąć buntowników na rufie, zostawiając im wszakże broń oraz żywność.

Swoistą przemianę, znaną już z innych książek Londona, przeszedł w ogniu niebezpieczeństw Pathurst. Z kapryśnego intelektualisty stał się bowiem dzielnym żeglarzem, w dodatku uświadomi ł sobie własne korzenie: „Oto siedzieliśmy u kajutowego stołu wszyscy czworo niebieskoocy, szaroocy, jasnoskórzy i jasnowłosi, na kształt Wikingów. I nawiedziło mni e jakby przypomnienie, że przeżywałem podobne sceny juz nieraz, że żyją we mnie moi przodkowie, że ich wspomnieni e i przeżycia we mnie się gnieżdżą". Podczas mijania przylądka Horn zwierzył się ze swych myśli córce kapitana: „Mróz kąsa mnie w policzki, sól wgryza się w moje nozdrza, wicher zawodzi mi w uszach, a są to dla mnie wszystko stare dzieje. Wiem teraz, że przodkowie moi byli Wikingami. Pochodzę od nich z prostej linii. Z nimi najeżdżałem angielskie brzegi, ważyłem się poprzez słupy Herkulesa, plądrowałem po Morzu Śródziemnym i siedziałem na podwyższeniu ponad słabymi, przez Słońce rozpieszczonymi narodami. Jestem Hengist i Horsa, jestem z krwi starożytnych bohaterów, którzy dla nich nawet byli legendarni. Rozpleniałem i prułem różne wody, a jeszcze na długo, długo przedtem nosiłem na gołym ciele skórę rena, walczyłem z mastodontem i wydrapywałem kronikę mych przewag na ścianach głęboko ukrytych jaskiń, ba, i ssałem wilczyce, bok o obok z moimi braćmi-wilkami, pazury których czuję teraz na duszy, jak je w owe czasy czułem na ciele".

Błysk w oku

W swoich poglądach Jack London nie był wówczas odosobniony, wystarczy przypomnieć „Rodzinę Połanieckich" Henryka Sienkiewicza, gdzie stary profesor Waśkowski uparcie nazywa dziecko Stacha i Maryni „najmłodszym z Ariów".

Tymczasem „Bunt na 'Elsynorze'" i inne książki Londona czytane są na całym świecie już niemal od stu lat. Co ciekawe jednak, nigdy nie stanowiły one tylko i jedynie interesującej literatury przygodowej, albo też opisu Ameryki z przełomu wieków. Część rodaków Jacka Londona nawet dziś podpisałaby się pod słowami Anatola France'a, które francuski pisarz umieścił we wstępie do jednej z książek Jacka Londona: „obdarzony był genialnym wzrokiem, dzięki któremu dostrzegał to, co było ukryte przed oczami zwykłych ludzi i miał szczególny dar przewidywania przyszłości". Jak już więc wspomniano, amerykańscy prawicowcy traktują „Bunt na 'Elsynorze'" jako wizję rasowego segregacjonizmu. Z kolei w „Żelaznej Stopie" London miał pokazać walkę z kapitalistycznym Systemem, który ostatecznie krwawo rozprawia się z rewolucjonistami — dziś w Ameryce może się to kojarzyć z losem obywatelskich milicji, z freemenami czy Minutemenami, z trupami z Ruby Ridge, Waco czy Whidbey Island .

A wtedy głos podnoszą ci, dla których „pisarstwo Jacka Londona stało się świadectwem umierającego dziedzictwa Białego Człowieka, pragnącego jednakże roztoczyć swą Wolę Mocy nad każdym, kto Mu na to pozwoli. London był dumnym i lojalnym członkiem naszego Ludu. Mimo że zmarł młodo, jego świadectwo przekroczyło bariery Czasu, stając się błyskiem w oku młodzieńca i starca, których umacnia poetycki wyraz aryjskości".

Piotr Kosmala

Pismo Poświęcone Fronda 17/18 (1999 r.)